26 lipca 2013

Recenzja: Selena Gomez - Stars Dance

1. Birthday                          12. Nobody Does It Like You
2. Slow Down                     13. Music Feels Better 
3. Stars Dance
4. Like A Champion
5. Come & Get It
6. Forget Forever
7. Save The Day
8. B.E.AT.
9. Write Your Name
10. Undercover
11. Love Will Remember

Miałem sen. W tym śnie ofiarowano mi najnowszy album Seleny Gomez. Uruchomiłem go. I byłem zachwycony. Okazał się niewiarygodnie przebojowy, pełen pomysłowych, niepowtarzalnych brzmień i w dodatku przepiękny merytorycznie. I weź tu się nie zorientuj, że to sen. Przecież takie rzeczy nie zdarzają się w rzeczywistości.

A to dlatego, że disnejowskie gwiazdki przeważnie nie wydają ambitnych dzieł. Zwykle nie z braku umiejętności, a z góry ustalonej konwencji. Ich głównym celem jest zapewnienie niezobowiązującej, jednosezonowej rozrywki. Innymi słowy, nagrywają muzyczne snickersy. Jednak słuchając Stars Dance odnoszę wrażenie, że Selenie trochę nie wyszedł ten snickers. Wyprodukowanie tutejszej trzynastki (wersja z iTunes) powierzono wielu topowym nazwiskom, czyli formacji The Cataracs, Dream Lab, Rock Mafii, duetowi Stargate, Tobiemu Gadowi, Mikowi Del Rio itd. Krótko mówiąc, sama śmietanka tworząca wszystkiego, co modne. A album? Sama śmietanka tego, co oklepane.

23 lipca 2013

Recenzja: Pet Shop Boys - Electric

1. Axis
2. Bolshy
3. Love is a bourgeois construct
4. Fluorescent
5. Inside a dream
6. The last to die
7. Shouting in the evening
8. Thursday (featuring Example)
9. Vocal


Rok temu pisałem o Elysium – jedenastym długogrającym przedsięwzięciu angielskiej grupy Pet Shop Boys, która powróciła po trzech latach nieobecności. Oczekiwania wobec produkcji może i były wysokie, tym niemniej większość fanów liczyła się z faktem, że ostatnio panowie nie nagrywają tak szałowych krążków jak kiedyś. Sam album, pomimo całkiem dobrego brzmienia, nie zrobił na mnie piorunującego wrażenia. W związku z tym zabierając się za jego następcę nastawiłem się na podobną jakość. A tu takie miłe zaskoczenie.

16 lipca 2013

Recenzja: Skylar Grey - Don't Look Down

1. Back from the Dead               13. Tower (Don't Look Down)
2. Final Warning                           14. White Suburban
3. Wear Me Out
4. Religion
5. C'mon Let Me Ride
6. Weirdo
7. Sunshine
8. Pulse
9. Glow in the Dark
10. Beautiful Nightmare
11. Shit, Man!
12. Clear Blue Sky

Na ten krążek czekałem od niemal trzech lat, czyli od wydania singla Invisible. Track oczarował mnie już przy pierwszym odsłuchu i trochę minęło zanim zdołałem się od niego uwolnić. Chciałem więcej tego typu numerów, w związku z czym mój apetyt na Don’t Look Down (wtedy nazwane ‘Invisible’) był ogromny. Rok później pojawiło się C’mon Let Me Ride z gościnnym udziałem Eminema. Tak dla odmiany była to chwytliwa radióweczka – niezła, lecz kontrastująca z poprzednikiem. Już nie wiedziałem, czego mam się spodziewać po nadchodzącej płycie. Wiedziałem natomiast, że wokalistka ma talent do tworzenia wyrazistych kompozycji, co udowodniła nie tylko na wymienionych singlach, ale też w występach u boku Lupa Fiasco, Dr.'a Dre i Diddiego. Teraz, po przesłuchaniu albumu, wciąż nie mogę się nadziwić, jak można było spieprzyć tak dobrze rokujący projekt. Ale po kolei.

Don’t Look Down jest najnowszym dzieckiem wytwórni Interscope Records. Jego wyprodukowanie powierzono przede wszystkim J.R. Rotemowi i Alexowi da Kidowi, czyli postaciom słynącym z tworzenia modnych i jednocześnie niezwykle atrakcyjnych brzmień. O ile zaprezentowana czternastka rzeczywiście jest oparta o modne elementy, o tyle jej atrakcyjność stawiam pod znakiem zapytania. Głównie dlatego, że tutejsze połączenie popu i rapu nie wpada w ucho niczym C’mon Let Me Ride ani nie czaruje nastrojowością tak jak Invisible (którego ostatecznie tu nie zamieszczono). Szkoda.

9 lipca 2013

Recenzja: Ciara - Ciara

Dotychczasowe wydawnictwa Ciary nie były miłością od pierwszego wejrzenia. Początkowo wydawały mi się zbyt wygładzone, momentami nawet nudne i bez wyrazu. Jednak z czasem udało mi się poczuć ich piękno. Piękno, które nie leży w przebojowym charakterze, a lekkość, z jaką artystka porusza się po różnych gatunkach muzyki. Jej produkcje nigdy nie były idealne, to fakt, ale i tak zapewniały rozrywkę na stosunkowo wysokim poziomie. Nic więc dziwnego, że na nowy materiał czekała spora rzesza fanów. O dziwo mało który miał wątpliwości co do jego jakości. Słusznie?

W tym przypadku tak. Ciara, czyli 43 minuty rozdzielone na 11 tracków, to piąta odsłona wędrówki pomiędzy hip hopem, R&B i muzyką popularną. Podobnie jak ostatnim razem (Basic Instinct z 2010 roku) wokalistka ograniczyła udział gościnnych głosów, tym samym nadając krążkowi osobisty charakter. Poza Ciarą usłyszmy jedynie jej najnowszego lowelasa, rapera Future oraz Nicki Minaj, która tak dla odmiany nie robi z siebie radiowej zdziry, tylko odsłania porządne, hip hopowe oblicze. Jest jeszcze B.o.B., ale jego występ ograniczono do remixu Body Party. Featuringi zaliczam na plus. A co z innymi aspektami? Sprawdźmy, z czym mamy do czynienia.

3 lipca 2013

Przegląd Płyt Pominiętych #5

Noah and the Whale - Heart of Nowhere

Ilość tracków: 10
Gatunek: rock z elementami indie i folku
Label: Mercury Records
Single: There Will Come a Time, Lifetime
Na plus: Not Too Late, Now Is Exactly the Time, Heart of Nowhere + single
Na minus: nic aż tak nie odstaje
Proponowana ocena: +4/6

Noah and the Whale jest jednym z wielu bandów, które poznałem za pośrednictwem radia BBC Radio 1. Na swojej czwartej płycie Brytyjczycy prezentują klimaty alternatywnego rocka, pełnego folkowej harmonii i popowej lekkości. Za sprawą umiarkowanego tempa nie znajdziemy tu agresywnych petard ani skrajnie przymulających ballad. Na szczęście utwory są wystarczająco żywe, by nie zanudzić przy pierwszym podejściu. Dodajmy do tego melodyjny charakter podkładu, sporą różnorodność naturalnych dźwięków (btw., rzuć uchem na ciekawy motyw skrzypiec w Heart of Nowhere) i ciepły głos wokalisty, a otrzymamy typowo wakacyjny materiał, który pomimo braku hitowego potencjału przyciąga do siebie przyjemnym, beztroskim klimatem. Przesłuchaj poniższy track, a dowiesz się, co mam na myśli.