27 grudnia 2013

Przegląd Płyt Pominiętych #10

Lissie - Back to Forever

Ilość tracków: 12
Gatunek: rock, pop, indie, motywy folku
Label: Columbia Records
Single: Shameless, Further Away (Romance Police), Sleepwalking
Na plus: Przesłuchaj całość. Obowiązkowo.
Na minus: -
Proponowana ocena: +5/6


Drugi album amerykańskiej wokalistki jest o tyle ciekawy, że cechuje się potężną dawką przebojowości, powstałą bez pomocy plastiku ani oklepanych schematów. Mamy do czynienia z mieszaniną muzyki rockowej, indie oraz popu, co wbrew pozorom stanowi rozrywkę na bardzo wysokim poziomie. Głównie dlatego, że wszystkie tracki prezentują się równie atrakcyjnie. Część z nich zaskakuje sporą chwytliwością (singlowe Can’t Take It Back, Further Away (Romance Police), Shameless etc.), a część wyrazistym klimatem. Zwłaszcza beztroskim (I Bet On You, I Don’t Wanna Go To Work) i nostalgicznym (Love In The City). Pomimo sporego zróżnicowania klimatu oraz tempa materiał jest bardzo spójny – poszczególne utwory wzajemnie się uzupełniają, wobec czego bez względu na stałą konwencję ciągle coś się dzieje. W rezultacie można zapomnieć o monotonii. Dawno nie słyszałem tak atrakcyjnego i jednocześnie dopracowanego materiału. I równie niedocenianego, tak swoją drogą. Jeden z moich faworytów jeżeli chodzi o najlepsze płyty 2013.



22 grudnia 2013

Recenzja: B.o.B - Underground Luxury

1. All I Want                                        11. John Doe
2. One Day                                          12. Cranberry Moonwalk
3. Paper Route                                   13. Nobody Told Me
4. Ready                                               14. Forever
5. Throwback                                     15. We Still in This Bitch
6. Back Me Up
7. Coastline
8. Wide Open
9. FlyMuthaFucka
10. HeadBand

B.o.B to bardzo sympatyczny gość. Nawet jeśli daleko mu do ikony hip hopu, to jego charyzma i flow są warte uwagi. A repertuar? Z tym bywa różnie – Bobby ma tendencję do obracania się w klimatach zbyt różowych jak na rap, często wręcz typowo radiowych. Dobrze widać to na przykładzie debiutanckiego krążka, który większe uznanie zdobył u Eskowiczów niż miłośników czarnych brzmień. Strange Clouds było pod tym względem zdecydowanie lepsze: wciąż pełne popowej słodyczy, ale nie aż tak dobitnej jak na debiucie. Dzisiaj przekonamy się, czym tak właściwie jest najnowsza pozycja amerykańskiego rapera – beztroską radióweczką, kolorowym rapopolo, a może poważną, hip hopową produkcją?

Underground Luxury to 15 nagrań w większości wyprodukowanych przez samego rapera, momentami wspieranego przez postaci tj. Arthur McArthur, Detail i DJ Mustard. Zabierając się za odsłuch, nie nastawiałem się na arcydzieło. Moimi jedynymi oczekiwaniami wobec UL były wyrazistość i charyzmatyczny charakter. Niestety nawet tego nie otrzymałem. Taki lajf.  

19 grudnia 2013

Recenzja: Beyoncé - Beyoncé

1. Pretty Hurts                              11. ***Flawless          
2. Haunted                                     12. Superpower
3. Drunk in Love                           13. Heaven
4. Blow                                           14. Blue
5. No Angel
6. Partition
7. Jealous
8. Rocket
9. Mine
10. XO

Żeby sukcesywnie wydać płytę i nakłonić grupę docelową do jej natychmiastowego zakupu, przeciętny artysta musi się nieźle nagłowić – na początek głośna zapowiedź nachodzącego arcydzieła_którego_jeszcze_nie_słyszeliście, następnie gorący singiel i liczne spotkania z fanami. Wszystko to podsycane przez pełne superlatyw wywiady. Często tego typu zagrania powierza się managementowi lub zewnętrznym agencjom, które mają za zadanie narobienie szumu wokół premiery. Krótko mówiąc, promocja (przedsprzedażowa) nie jest kwestią pięciu minut. Na szczęście Beyoncé nie jest przeciętną artystką. Już ostatnio udowodniła, że nie musi zabiegać o względy mainstreamu, a stacje radiowe są dla niej, nie vice versa. Tym razem poszła o krok dalej, nie tylko nagrywając równie śmiały materiał, co dodatkowo wydając go z dnia na dzień, bez jakichkolwiek zapowiedzi. Britney zawiodła, podobnie Katy Perry – nawet Lady Gaga wypadła poniżej oczekiwań. Może przynajmniej Beyoncé-niespodzianka okaże się w pełni satysfakcjonującym wydawnictwem?

Z krążkiem Beyoncé sprawa ma się o tyle ciekawie, że jest to visual album. Oznacza się, że poza standardowymi ścieżkami otrzymujemy do każdej z nich klip video. Ja skupię się wyłącznie na muzyce, czyli 14 utworach trwających w sumie niewiele ponad godzinę. Jak zwykle mieszają one klimaty R&B, rapu i popu, tym razem wzbogacone o motywy muzyki elektronicznej, wobec czego wiele nagrań przyjmuje postać PBR&B (The Weeknd, Frank Ocean, Jessie Ware). Czyli artystka nie stoi w miejscu.

14 grudnia 2013

Recenzja: R. Kelly - Black Panties

1. Legs Shakin'                                11. Spend That
2. Cookie                                           12. Crazy Sex
3. Throw This Money on You        13. Shut Up
4. Prelude                                         14. Tear It Up 
5. Marry The Pussy                        15. Show Ya Pussy
6. You Deserve Better                   16. Physical
7. Genius                                           17. Every Position
8. All the Way
9. My Story
10. Right Back

Czy trudno nagrać dobrą płytę? Oczywiście, że tak. Szczególnie, gdy jest się młodym artystą. Brak wtedy doświadczenia, znajomości i wsparcia ze strony wytwórni, która nie do końca wie, czego się po tobie spodziewać. Jednak osoby działające w branży od ponad 20 lat posiadają tak wielki bagaż doświadczeń, że nagranie nowego (i to dobrego) materiału powinno przychodzić im ze swoistą łatwością. Masz już wyrobioną markę, znasz wiele wpływowych postaci – wystarczy mieć pomysł i (nie zawsze) pieniądze. Dlatego momentami nie rozumiem, dlaczego najczęściej właśnie takie osobistości nagrywają coś, co pomysłowością ustępuje nawet maturze podstawowej z matematyki. Dzisiaj opiszę przykład takiego wydawnictwa. Przygotuj się na płacz i zgrzytanie zębów.  

Widząc, że szykuje się płyta z pogranicza hip hopu i R&B, zawsze staram się odsłuchać ją w pierwszej kolejności. Nigdy nie ukrywałem, że tego typu klimaty są mi bardzo bliskie. Szczególnie te w kobiecym wydaniu, pełnym oldschoolowych melodii i zmysłowego wokalu. Niemniej poświęcając Black Panties ponad godzinę życia, spodziewałem się rozrywki stojącej na co najmniej przyzwoitym poziomie, która nie tyle mną wstrząśnie (bo o to ciężko w przypadku mainstreamowej muzyki), co nie pozwoli mi zasnąć. To drugie się udało. Nie zasnąłem. Ale nieźle zepsułem sobie humor.

9 grudnia 2013

Recenzja: Britney Spears - Britney Jean

1. Alien                                     11. Brightest Morning Star
2. Work Bitch                          12. Hold on Tight
3. Perfume                               13. Now That I Found You
4. It Should Be Easy               14. Perfume (The Dreaming Mix)
5. Tik Tik Boom
6. Body Ache
7. Til It's Gone
8. Passenger
9. Chillin' with You
10. Don't Cry

Jest piękny, w miarę słoneczny dzień (ale chłodny, bo grudzień), korki są względnie niewielkie, wykłady mało usypiające. Jest 02.12, toteż pewien bloger muzyczny hasa sobie do Empiku po nowy album Britney Spears – uroczej blondyneczki, która podobnie jak P!nk ma talent do wykrzesywania maksymalnej dawki przebojowości z modnych i zazwyczaj mało odkrywczych elementów. Jej wcześniejsze krążki (nawet na pozór słabe Femme Fatale) zawsze wywoływały spore zamieszanie. Mało tego, że dostawaliśmy to, co popularne, to na dodatek w bardzo atrakcyjnej formie, która zachęcała do cyklicznego powracania do materiału. Wobec tego w pełni zadowolony bloger zakupuje Britney Jean, wraca do mieszkania i odpala CD. I to by było na tyle jeżeli chodzi o piękny dzień. Bloger skończywszy słuchać usiadł i zapłakał.

Można powiedzieć, że już spoglądając na listę producentów powinna mi się zapalić czerwona lampka. W końcu David Guetta, will.i.am i Dr. Luke dawno przestali być w szczytowej formie. Co więcej, nawet singlowe Work Bitch dawało do zrozumienia, że jakość kompozycji będzie stać pod znakiem zapytania. Jednak w przypadku wcale_nie_takiego_złego Femme Fatale było podobnie – słabe single (te wypuszczone przed premierą wydawnictwa), wątpliwi producenci. Mimo to udało się skleić ciekawy materiał. Natomiast po przebrnięciu przez 14 tracków (deluxe) wrzuconych na Britney Jean rzuca się w uszy, że do wcześniejszych pozycji w większości wiele im brakuje.

6 grudnia 2013

Recenzja: Gary Barlow - Since I Saw You Last

Gary Barlow działa w branży od ponad 25 lat. Popularność zawdzięcza formacji Take That, w której spędził większość swojej kariery i z którą działa do dziś. W międzyczasie pracował też na własne nazwisko, wydając w sumie 3 solowe albumy. W porównaniu z twórczością wypuszczoną pod szyldem TT osiągnęły one znikomy sukces. Co ciekawe, sam materiał wcale nie jest słaby i spokojnie mógłby konkurować z dorobkiem zespołu. Dzisiaj omówimy sobie najnowsze, czwarte podejście Gary’ego zatytułowane ‘Since I Saw You Last’. Może akurat ono wywinduje artystę na szczyt.

Barlowowi oraz producentom (Steve Power i Mark Stent) udało się stworzyć tracki, które nie krzyczą desperacko o uwagę, a działają naprawdę kojąco dla ucha. Dzieje się tak, ponieważ tutejsza piętnastka zawiera elementy muzyki folkowej, czasami podchodzące nawet pod country – a wszystko to utrzymane w słyszalnie brytyjskim stylu. Czyli mamy do czynienia ze spokojnym materiałem. I tutaj pojawia się pytanie: czy przypadkiem nie za bardzo spokojnym.

4 grudnia 2013

Recenzja: Lady Gaga - ARTPOP

Polubiłem The Fame. Mało tego, że album pełen jest nośnych melodii, to na dodatek są one lekkie, wobec czego niepotrzebnie nie męczą ucha. W przypadku Born This Way z tym ostatnim jest problem – postawiono na ciężką, często surową elektronikę zręcznie przyprawiającą o spory ból głowy. To głównie dlatego od czasu recenzji nie ciągnęło mnie do ponownego odsłuchu całości. Zbyt ostre i momentami chaotyczne. Liczyłem, że wydając ARTPOP Gaga powróci do przyjemnych, radiowych melodyjek, które swoim super przebojowym charakterem podbiłyby wszechświat. A co otrzymałem? Elektronicznej divy ciąg dalszy.

Po pierwszym zaliczeniu zaprezentowanej trzynastki miałem mieszane uczucia, o czym napomknąłem na Twitterze. Z jednej strony materiał wydał mi się chwytliwy i w miarę świeży, jednak z drugiej czuć było posmak traumatycznego BTW. Na szczęście wraz z następnymi podejściami dzieło wyprodukowane głównie przez Zedda, Monsona i Zisisa zyskało w moich oczach/uszach większe uznanie. No ale po kolei.