19 stycznia 2014

Recenzja: Stephen Malkmus and the Jicks - Wig Out at Jagbags

Według last.fm, większość z was nie kojarzy dorobku formacji Stephen Malkmus and the Jicks, w skład której wchodzi Stephen Malkmus (tak, jego oraz kapelę Pavement to już znacie), Mike Clark, Joanna Bolme i Jake Morris. Grupa działa od niemal 14 lat, wydając przez ten czas 5 krążków, które wysoko oceniła większość prestiżowych krytyków. Słuchacze zresztą też, co przełożyło się na stosunkowo wysoką sprzedaż. 3 lata od wypuszczenia ostatniego albumu, Mirror Traffic, zespół powrócił z nowym materiałem. Dzisiaj dowiecie się, czy aby na pewno jest się czym podniecać.

12 kompozycji zamkniętych pod szyldem Wig Out at Jagbags są przedstawicielami stonowanego, klasycznego indie rocka. Za ich wyprodukowanie odpowiadają członkowie zespołu, momentami wspierani przez Remko Schoutena, którego głównym zadaniem było miksowanie wokali. Wydaniem tego dzieła standardowo zajęła się Matador Records, czyli niezależna wytwórnia specjalizująca się właśnie w indie rocku. Teraz, gdy już wiecie kto, co i jak, możemy przejść do wrażeń akustycznych.

10 stycznia 2014

Recenzja: Kid Ink - My Own Lane

Kid Ink nigdy nie był raperem, do którego pałałbym ogromną miłością. Jego dotychczasowe krążki nie wzbudziły we mnie większych emocji, zazwyczaj były po prostu poprawne. Bez znaczących uniesień, bez rażących wtop. Zabierając się za odsłuch My Own Lane nie liczyłem więc na ponadczasowe wydawnictwo, pełne mistrzowsko wyprodukowanych nagrań, błyszczących pomysłowym charakterem. To była dobra decyzja, bo po kilkukrotnym zaliczeniu materiału muszę przyznać, że nie doczekałbym się niczego podobnego. W takim razie sprawdźmy, czy jest sens zabierać się za tę pozycję.

W skład My Own Lane wchodzi 18 numerów utrzymanych w bardzo lekkiej odmianie hip hopu. Czasami wręcz tak lekkiej, że ciężko stwierdzić, czy to jeszcze hip hop, czy już spopiałe R&B. Produkcją zajęli się m.in. DJ III Will, J. Grand, The Futuristics, Danja i DJ Mustard, czyli osoby mające spore doświadczenie w współpracach z mainstreamowymi raperami. Efekt ich pracy, chociaż mało wyrazisty, posiada kilka aspektów, którymi warto się zainteresować. Oto garść szczegółów.

8 stycznia 2014

Przegląd Płyt Pominiętych #12

Childish Gambino - Because the Internet

Ilość tracków: 19
Gatunek: hip hop, PBR&B
Label: Glassnote & Island Records
Singiel: 3005
Na duży plus: The Worst Guys, No Exit, Life: The Biggest Troll (Andrew Auernheimer)
Na minus: -
Proponowana ocena: 5/6

A oto mój grudniowy faworyt. Because the Internet, jak przystało na solidną hip hopową produkcję, składa się z ciekawie opracowanych pozycji intrygujących nieprzewidywalnym charakterem. Poza soczystymi, bujającymi bitami posłuchamy wielu elektronicznych eksperymentów pełnych poszarpanych, ale spójnych motywów. Tak więc całość zdecydowanie odbiega od radiowych standardów. Jednak na swój sposób wpada w ucho i czaruje przyjemnym, po części beztroskim, a czasami nawet tajemniczym brzmieniem, przy którym bez problemu można się odprężyć, jednocześnie wciąż koncentrując się na materiale. Dodatkowo biorąc pod uwagę barwne głosy w featuringu (m.in. Chance The Rapper, Jhené Aiko i Azealia Banks) możemy nastawić się na maksymalnie zróżnicowane i pomysłowe produkcje, którymi fani hip hopu i PBR&B powinni się zainteresować. Ja to kupuję. 



1 stycznia 2014

Przegląd Płyt Pominiętych #11

Tinie Tempah - Demonstration

Ilość tracków: 15
Gatunek: hip hop zahaczający o pop i elektronikę
Label: Parlophone
Single: Trampoline, Children of the Sun
Na plus: It's OK, Looking Down the Barrel, Lost Ones, Lover Not a Fighter
Na minus: Shape
Proponowana ocena: 4/6

W zeszłym roku wręcz nie mogłem doczekać się tego krążka. Liczyłem na coś mega mocnego, co szybko mi się nie znudzi. Co prawda im bliżej premiery, tym mniejsze miałem zarówno oczekiwania, jak chęci do odsłuchu, jednak ostatecznie i tak jestem zadowolony z jakości Demonstration. Pełno tu lekkostrawnych, dynamicznych brzmień, które nawet jeśli mają niewiele wspólnego z grimem, to i tak prezentują się nad wyraz nieźle. Mamy do czynienia z hip hopem zmiękczonym utalentowanymi gwiazdeczkami w featuringu (Paloma Faith, Laura Mvula, Emeli Sandé itd). W rezultacie większość brzmień przyjmuje radiowy charakter i opiera się na schemacie: buńczuczny rap Tiniego – słodziutki refren. Czyli patent wylansowany przez Eminema w LTWYL. Pomimo szablonowego charakteru, nagrania dostarczają rozrywki na stosunkowo wysokim poziomie. Słuchasz, wpada w ucho, czasami coś pozytywnie zaskoczy, potem zapętlasz. Jest to mało wyrafinowana muzyka, broniąca się połączeniem charyzmy gospodarza z prostymi, lecz niewiarygodnie chwytliwymi melodiami, którym można wybaczyć przewidywalność i niewielką schematyczność. Nie zmusza do głębokich refleksji, ale jeśli chcesz posłuchać czegoś modnego, melodyjnego i beztroskiego, co zarazem nie będzie raziło przesadną wtórnością, rzuć na to uchem. Zwłaszcza jeśli polubiłeś Disc-Overy oraz ostatnie wydawnictwo Labrintha i Naughty Boya. Dobra, chociaż mało odkrywcza robota.