Recenzję Make a Scene
napisałem w pierwszym roku działalności bloga – okresie, z którego nie jestem
szczególnie dumny. Niepotrzebnie skrytykowałem wtedy bardzo dobre dzieło, które wówczas wydało mi się przekombinowane i chaotyczne. Elektronika
w jakiejkolwiek formie nie była moją mocną stroną. Jednak po pewnym czasie, gdy
już przekonałem się do gatunku, krążek długo nie opuszczał mojej playlisty. Od
tamtej pory, nigdy nie zaliczyłem podobnej wpadki. Zabierając się za Wanderlust
nie chciałem popełnić analogicznego błędu. Na szczęście nie miałem tego typu
problemów. Łatwo rozgryźć ten krążek.
Tym razem dostajemy 11 utworów, które z Make a Scene mają niewiele wspólnego. Przede wszystkim różnią się gatunkiem. Mamy tutaj do czynienia ze wyważonym indie rockiem, ocierającym się o folkowe klimaty. Wbrew pozorom oraz nudnemu trailerowi,
nagrania mają dużo do zaoferowania - zarówno na arenie akustycznej, jak
i emocjonalnej. A co dokładnie, o tym poniżej.