Kalifornijską grupę P.O.D. tworzy czwórka muzyków: Sonny, Wuv, Traa i Marcos, którzy (w lekko zmodyfikowanym składzie) grają ze sobą od 20 lat. Przez ten czas, przedstawili 7 krążków, z których na szczyt wywindował ich dopiero trzeci - The Fundamental Elements of Southtown. To z niego pochodzą przeboje takie jak Southdown czy Rock the Party (Off the Hook), które pomogły im zaistnieć w stacjach przekroju MTV. Przebić się z kolejnymi wydawnictwami było więc o wiele łatwiej. Dzisiaj omówię najnowsze z nich, które swoją premierę miało 10 lipca, 4 lata po wydaniu ostatniego studyjnego dziecka.
Murdered Love, bo
o nim mowa, to 12 różnorodnych nagrań utrzymanych w klimacie rocka, zarówno szybszego,
ostrzejszego, jak i tego wolniejszego, zmieszanego z prawie niesłyszalnymi
elementami muzyki reggae. Spotkamy tu też wiele rapcore’owych motywów, których tak samo, jak omawianego ostatnio rapu, dawno nie opisywałem. Pora więc nieco
odświeżyć zagadnienie.
Opiekę nad podkładem muzycznym powierzono Howardowi
Bensonowi, który odpowiada za większość wcześniejszych produkcji zespołu oraz
sukces takich sław jak Adam Lambert, My Chemical Romance, czy Papa Roach. Jego
współpraca z P.O.D. wypadła, jak zwykle, nieźle, rodząc kawałki o bardziej
rockowym aniżeli metalowym zabarwieniu. Całość, mimo że nie jest typowo melodyjnym
materiałem (nie taka jego rola, to nie pop), to i tak, głównie za sprawą
wokalu/rapu, wpada w ucho i pozostaje w głowie znacznie dłużej niż 4 minuty.
Jeżeli chodzi o samo zróżnicowanie numerów to, jak wspomniałem wcześniej,
będziemy mieć styczność z różnym tempem i charakterem – dostajemy do dyspozycji
jedną rock-balladę (Beautiful), masę dynamicznych brzmień oraz szybszy i
wolniejszy rapcore, czyli darcie ryja połączone z hip hopowymi wstawkami. Wbrew
pozorom, nie ma tu agresywnych motywów, z pewnością nie jest to muzyka, przy
której można się wyżyć. Powiedzmy, że ten album jest czymś pomiędzy klimatami
Limp Bizkit a Rise Against, połączonymi z garstką autorskich pomysłów.
Sonny opowiada o różnych zagadnieniach, w które subtelnie wplata elementy chrześcijańskie, przypisując Bogu wiele wydarzeń.
Jest mowa m.in. o uroku świata, którego nie przyćmią nawet ludzkie problemy, ekskluzywnym
życiu w Kalifornii oraz zagubieniu i szukaniu sensu życia, czyli tematach pełnych, na
ogół, pozytywnego przekazu. Znajdziemy tu też coś, co nie pasuje do
wyważonej stylistyki wydawnictwa – przykładowo Bad Boy jest, jak dla mnie, liryczną
parodią tekstów o kobietach, a to przede wszystkim przez brak jakiegokolwiek sensu
oraz dosyć patetyczne wykonanie. Generalnie, poza paroma wpadkami, tekst jest
niczego sobie.
W pierwszej kolejności, postanowiono wydać Lost In Forever (Scream), natomiast
później tytułowe Murdered Love,
czyli dwa kompletnie różne tracki, które już przed premierą krążka sugerowały,
że nie będzie monoklimatyczny. Przemyślany wybór.
Poza singlowymi kawałkami, do mojej codziennej playlisty
dodałem także West Coast Rock Steady
(feat. Sen Dog) i Higher, które bez wątpienia można
uplasować wysoko w hierarchii albumu, gdyż zapadają w pamięć i wywołują
jakiekolwiek emocje. Głównie pozytywne. Z kolei do pozycji, które wydają się
być mniej wyraziste (aczkolwiek same w sobie nie takie złe), zaliczam I Am i On Fire. Reszta jest czymś pomiędzy, czyli dobrymi, lecz nie
rewelacyjnymi propozycjami, które w większości powinny przypaść nam do gustu.
Murdered Love
prawdopodobnie zainteresuje miłośników dotychczasowych dokonań
zespołu, dla których będzie stanowić rozrywkę na ponadprzeciętnym poziomie. Chociaż
większość aspektów została dopracowana, album nie jest pozbawiony słabszych produkcji
– momentami z winy podkładu, czasami tekstu. Na szczęście nie są one szpetliwe
i nie niszczą atrakcyjnego dla ucha całokształtu, poza tym i tak nie ma ich
dużo. Bez najmniejszych wątpliwości, za ML leci więc zasłużona czwóra.
Zgadzasz się? Podaj dalej:
8 komentarze:
No ta piosenka "Lost In Forever" nawet spoko jest.;D
Dlaczego w adresie bloga masz teraz blogspot.co.uk? :))
Prawdopodobnie dlatego, że przebywam w UK i automatycznie zmodfykowało mi adres.
Lost in Forever dobrze zapowiada ten album :)
Niesamowity blog! Robisz kawał dobrej roboty. Tak trzymaj ! ; )
Racja. Dwa single dosyc roznorodne, to musze posluchac reszty...
P.O.D. to mój ulubiony zespół. Płyta Murdered Love jest udana, za wyjątkiem utworu I am, który, wg mnie, nie pasuje do P.O.D. Kawałek I am jest dla mnie za ciężki, trudny do zniesienia, a niepotrzebne i, nie pasujące do P.O.D. wulgaryzmy, dodatkowo pogrążają ten słaby kawałek. Moje ulubione momenty to Higher, Lost in Forever, Babylon the Murderer.
nie wiem skąd porównania do rise against. Kto słucha P.O.D ten wie, że lubią łączyć ze sobą różne klimaty w tym motywy punk rocka (bo rozumiem, że to miałeś na myśli przywołując to porównanie). Szczerze mówiąc można na tej płycie znaleść wszystko, z czym mogliśmy się zetknąć już na poprzednich płytach, tyle że tu wrzucone jest w jeden album. Cięzkich (w sensie gitarowym) kawałków za dużo tu nie ma ale chyba taka miała być ta płyta. Dla mnie bardzo dobra. Aha co do poprzenika, który napisał, że I am jest za cięzki i nie pasujący do P.O.D. Myślę, że chyba nigdy nie słuchałeś ich wcześniejszych płyt.
Prześlij komentarz