Jak już wspomniałem przy paru wcześniejszych recenzjach, Drake to mistrz subtelnego rapu - świadczy o tym zarówno jego specyficzny głos, jak i sam fakt, że inni artyści chcąc dodać swoim produkcjom więcej 'klimatu', zapraszają do współpracy właśnie jego. Mimo iż w branży muzycznej istnieje od dłuższego czasu, swój debiutancki longplay wydał zaledwie rok temu. Idąc śladem jego dość dużego sukcesu, raper od razu wziął się za pracę nad jego następcą, którego premiera odbyła się w połowie listopada. Czas się przekonać, czy jest równie dobry.
Take Care to nazwa drugiego albumu studyjnego nagranego przez kanadyjskiego rapera i (podobno) aktora ukrywającego się pod pseudonimem Drake. W wersji deluxe usłyszymy stosunkowo dużo tracków, bo aż 20, czyli grubo powyżej obecnych standardów. To niby dobrze, bo prezentowego tutaj czarnego, ale nie ulicznego rapu słucha się nader przyjemnie, lecz z drugiej strony ilość ta może być lekkim przegięciem, bo poszczególne utwory jakoś wielce się od siebie nie różnią i, chcąc nie chcąc, czasami będziemy zachęcani do ziewania.