21 marca 2013

Recenzja: Hurts - Exile

1. Exile
2. Miracle
3. Sandman
4. Blind
5. Only you
6. The Road
7. Cupid
8. Mercy
9.  The Crow
10. Somebody to Die For
11. The Rope
12. Help
13. Heaven
14. Guilt

Brytyjski duet Hurts poznałem tak, jak pewnie większość z was – na fali popularności numeru Wonderful Life oraz późniejszego Stay. Chociaż lubię elektroniczne klimaty, co nieraz wspomniałem, to w przeciwieństwie do większości muzycznej blogosfery, zarówno single jak i całe Happiness średnio przypadło mi do gustu. Niby jest przyjemne, a nawet wpada w ucho, ale nie powiedziałbym żeby było jakieś wyszukane. W związku z tym nie wypatrywałem nowego krążka z nie wiadomo jakim entuzjazmem. Lecz biorąc pod uwagę, że panowie zdobywają w Polsce (i nie tylko) coraz większą popularność, lepiej być na bieżąco z ich dokonaniami. Dlatego w Exile zaopatrzyłem się tuż po premierze. I ani trochę nie żałuję, bo znacznie przewyższył moje niezbyt wysokie oczekiwania.

14 nagrań wyprodukowanych przez Theo i Adama to w większości synthpop, gdzieniegdzie urozmaicony rockowymi zapożyczeniami. Jednak w przeciwieństwie do wielu innych kompozycji, które można określić w podobny sposób, materiał z Exile łączy w sobie dwie na pozór przeciwstawne cechy – wytworny rozmach oraz radiową przebojowość, sprawiając, że całość wypada o wiele lepiej niż debiut. Niemal godzinną rozrywkę sponsoruje wytwórnia RCA Records.

8 marca 2013

Recenzja: Dido - Girl Who Got Away

Tracklista:
1. No Freedom
2. Girl Who Got Away
3. Let Us Move On (feat. Kendrick Lamar)
4. Blackbird
5. End of Night
6. Sitting On the Roof of the World
7. Love to Blame
8. Go Dreaming
9. Happy New Year
10. Loveless Hearts
11. Day Before We We Went to War


Ostatnio dosyć często wyżalam się na Fejsie i Tłiterze, że na nic nie mam czasu, bo intensywnie zakuwam do matury. Właśnie z tego powodu ograniczyłem do minimum liczbę pisanych recenzji. Nie zmienia to faktu, że są płyty, o których nie da się nie wspomnieć - bez względu na to, czy masz zapchany kalendarz, nie masz ochoty, rąk, a może nawet umarłeś. Śmierć to z reguły marny argument. Jedną z takich pozycji jest najnowsze dzieło 41-letniej Brytyjki znanej jako Dido. Jej dyskografia ilościowo nie powala, bo wydanie 3 LP’ów w ciągu 13 lat zdaje się być mizernym wynikiem, jednak jeśli już rzucimy na nie uchem, z łatwością spostrzeżemy, że są to wydawnictwa magiczne, od których naprawdę ciężko się uwolnić. A za to należy się wokalistce dożywotni szacun. I opisywanie jej produkcji bez głupich wymówek.

W podstawowej wersji Girl Who Got Away czeka na nas 11 tracków oferujących w sumie 43 minuty rozrywki. Rozrywki, która standardowo obraca się wokół połączenia popu, rocka i subtelnej elektroniki w taki sposób, żeby, poza chilloutową konwencją, mogła pochwalić się choćby niewielkim hitowym potencjałem. Jeśli wciąż nie masz pojęcia co mam na myśli, przypomnij sobie dotychczasowy dorobek artystki – to podobne klimaty, tylko w nieco unowocześnionej wersji.