30 czerwca 2011

Recenzja: Pitbull - Planet Pit

Opisując album LMFAO – Sorry For Party Rocking napisałem, że płyt klubowo-dancowych nie można oceniać w kryteriach typowych dla tych bardziej ‘artystycznych’ produkcji. Idąc tą myślą wziąłem się za przegląd  najnowszej produkcji wszechobecnego Pitbulla - rzeczywiście nie da się tego ocenić w owych kryteriach,  ale jako produkcja klubowa też nie wypada za dobrze; jak widać, wszystko ma swoje granice.



Najnowszy album tego pana zwie się Planet Pit i został wydany przez stosunkowo mało znaną wytwórnię zajmującą się przede wszystkim rapem i rnb – Polo Grounds Music. Prezentowane na nim kawałki, których w wersji Deluxe jest 16, prezentują bardzo niski poziom, wręcz ociekają tandetą i plastikiem – czyli podręcznikowy przykład komercyjnie komercyjnego syfu. Oczywiście są też w miarę przyzwoite numery – szkoda tylko, że jest ich co najwyżej 3…

27 czerwca 2011

Recenzja: LMFAO - Sorry For Party Rocking

Ostatnio, jakoś przez przypadek, natrafiłem w sieci na serie bardzo niepochlebnych recenzji (przeważnie  z oceną  2/5 albo niżej) dotyczących nowej płyty amerykańskiej grupy LMFAO. Tak się składa, że od niedawna posiadam ten krążek i muszę przyznać, że to co przeczytałem na paru cenionych portalach było dla mnie co najmniej niezrozumiałe. Zwykle nie recenzuje płyt z gatunku dancepop, ale tym razem muszę przedstawić własną wersję.




Sorry For Party Rocking jest drugą studyjną produkcją grupy z Los Angeles - LMFAO i tak samo jak Party Rock, czyli jej poprzedniczka, została wydana przez Interscope Records. W wersji przeznaczonej na rynek brytyjski można znaleźć 16 pozytywnie nakręconych kawałków, które teoretycznie są w stanie rozkręcić każdą imprezę. W praktyce jednak zrobią to ich remixy  – te tracki aż się proszą o dobrego DJ’a. To wcale nie oznacza, że w oryginale są jakieś złe – są po prostu za bardzo radiowe i chyba to jest ich największą ‘realną’ wadą.

24 czerwca 2011

Recenzja: Tech N9ne - All 6's And 7's

Aż wstyd się przyznać, ale nie znałem wcześniej tego gościa – już nie tyle, że nie znałem żadnej jego piosenki, co w ogóle nie miałem pojęcia o jego istnieniu. Słysząc więc nazwę Tech N9ne byłem pewien, że to jakiś polski pseudo DJ co chce się wybić robiąc beznadziejne covery. Nie powiem, trochę się zdziwiłem gdy dowiedziałem się, że to raper – i w dodatku dobry! Dlatego postanowiłem uzupełnić zaległości, i muszę przyznać, że było warto.



Jego najnowszy, dwunasty już longplay zwie się All 6's And 7's i w wersji podstawowej wypełniają go 24 tracki, które po odliczeniu skitów dają 18 przebojowych (o ile da się tak powiedzieć o rapie) produkcji prezentujących się naprawdę nieźle: zarówno pod względem dźwięku jak i tekstu.

21 czerwca 2011

Recenzja: Bad Meets Evil - Hell: The Sequel

Nie tak dawno temu był sobie taki Eminem. Pewnego dnia wychodzi ze swojej wypasionej willi i tak idzie i idzie i nagle spotyka zioma z dawnych lat, Royce’a da 5’9”. I tak sobie gadają ‘joł nigga, co robisz w piątek?’, ‘wóda, dziwki i lasery, a co?’, ‘wbiasz do mnie, nagramy se płytę’. No i tak narodził się pomysł na Hell: The Sequel. Jako, że Eminem&Royce brzmi trochę jak upadająca kancelaria prawnicza, postanowili nazwać się bardziej kreatywnie, w efekcie czego powstał Bad Meets Evil (fani Eminema zapewne kojarzą tą nazwę).



Hell: The Sequel nie jest zwykłym albumem, longplay’em – jest to taki mini album, czyli Extended Play (EP). To tak teoretycznie, bo w praktyce jest na nim przecież 11 kawałków, czyli nie tak znowu mało (niektóre ‘normalne’ albumy mają nawet mniej). Swoją drogą niczego sobie są te tracki – w końcu to nic innego jak tylko typowy, biało-czarny rap wydany w dodatku oczywiście przez Shady Records, czyli wytwórnię Eminema.

19 czerwca 2011

Recenzja: Video - Nie Obchodzi Nas Rock

Lubię Video – jest to jeden z nielicznych zespołów, który wykonuje rock  pół komercyjny, pół nie. W połowie na luzie, po części na serio. To właśnie oni wydali Bellę, Soft i Idę na Plaże.Teraz, po prawie trzech latach od wydania ciekawego debiutu ‘Video Gra’, formacja powraca z nowym materiałem. I trzeba przyznać, że to nie byle jakim - przesłuchałem i jestem na tak.




Mowa oczywiście o ‘Nie obchodzi nas rock’, czyli wydawnictwie spod znaku EMI Music, wydanym jakoś pod koniec maja. Do odsłuchu dostajemy 13 tracków: 11 ‘normalnych’ numerów i 2 odpowiedniki rapowych skitów.  Po przełożeniu tego na jakość można powiedzieć, że nie jest źle – może do perfekcji  trochę brakuje, ale mimo to całość prezentuje się conajmniej dobrze. Ucho nie boli, niektóre numery są nawet chwytliwe – nie ma powodów do płaczu. Ba, jest nawet za co pochwalić.

14 czerwca 2011

Recenzja: Alexis Jordan - Alexis Jordan

Alexis jest przykładem tego, jak ważna w dążeniu do celu jest determinacja – mało tego, że nie pochodziła z zamożnej rodziny, była wyśmiewana w szkole (właśnie za śpiew) to jeszcze odpadła w eliminacjach do America’s Got Talent. Jednak nie dała za wygraną i postanowiła wrzucać na youtube covery znanych utworów – na początku nie odnosiła żadnych sukcesów, ale po pewnym czasie zainteresowali się nią szwedzcy producenci, a potem sam Jay-Z. I tak nagrała płytę.


Solowy krążek nazywa się tak samo jak wokalistka, czyli Alexis Jordan. W jego skład wchodzi  11 przebojowych tracków wyprodukowanych oczywiście przez duet StarGate oraz mniej popularnych Espionage i  Sandy Yee. Gdy przeglądając pudełko zobaczyłem te nazwiska, byłem prawie pewien, że będą to monotonne produkcje śmierdzące Rihanna’owymi samplami, w szczególności S&M i What’s my name, zmieszane z pomyjami odrzuconymi przez innych artystów z RockNation. Jakie więc było moje zdziwienie, gdy słuchając albumu spostrzegłem, że to naprawdę jest przyzwoite. No na pewno nie jest to klasyk ani nawet hit, ale jak na debiutantkę i tak jest nieźle.

11 czerwca 2011

Recenzja: Papa vs Pretty - United In Isolation

Nie da się ukryć, że spośród wszystkich tych bardziej i mniej znanych bandów najwięcej jest rockowych. Jednak żeby się przebić, muszą one mieć na prawdę powalającą muzykę lub bardzo dobrych managerów – a to wszystko dlatego, że parcie na rock staje się coraz mniejsze (co nie znaczy, że małe), przez co żeby zaistnieć trzeba nieźle się nagłowić. Produkcja zespołu o którym dzisiaj mowa jak najbardziej ma możliwość zaistnieć – to dzięki temu, że spełnia ten pierwszy warunek: robi muzykę na poziomie.



United In Isolation jest pierwszym większym albumem australijskiej grupy Papa vs Pretty. Czemu większym? Bo nie jest to ich studyjny debiut – muzykę tworzyli już wcześniej, ale była ona zamieszczana nie na longplayach, tylko na Extended Play’ach, czyli mniejszych i (zazwyczaj) słabiej promowanych krążkach. Nie wiem, czy to zasługa doświadczenia, talentu, czy może producenta, ale trzeba przyznać, że numery z płyty pokazują klasę.

6 czerwca 2011

Recenzja: Doda - 7 Pokus Głównych

Podobnie jak Lady Gagi, kariera Dody to głównie szereg skandali obyczajowych, komercyjnych hiciorków i kontrowersyjnych wypowiedzi - więc nawet gdy nie śpiewa to i tak jest o niej głośno. Jednak ostatnio, poza chorobą jej ówczesnego partnera Nergala, nikomu nie pyskowała, z nikim się nie biła i w ogóle była dziwnie grzeczna. Mogło to oznaczać tylko jedno: na prawdę solidnie pracowała nad nowym krążkiem. Przesłuchałem go i jakoś efektów tej pracy nie widać - czyżby brak umiejętności, starań, czy po prostu starość?


7 Pokus Głównych jest już trzecim solowym wydawnictwem Doroty Rabczewskiej i składa się na niego 12 nowych kawałków oraz utwory dodatkowe - 2 covery + remix. Prezentują one klimat typowo dodowy, czyli nieskomplikowany pop połączony z mocniejszymi, rockowymi brzmieniami, więc to, co artystka serwowała nam już wcześniej. A że Doda to nie jednosezonowa gwiazdka i ewoluować musi, do swojego stylu postanowiła dorzucić trochę elektroniki. Rezultat? Longplay jest strasznie tani i przekombinowany - i nie chodzi mi już o wysokie oczekiwania wobec wokalistki a ogólną jakość.

2 czerwca 2011

Recenzja: Mona - Mona

Mona jest rockową formacją złożona z czterech panów z ameryki. Mimo iż współpracują ze sobą już od czterech lat, dopiero teraz postanowili wydać coś studyjnego. Postanowiłem rzucić na to uszami i muszę przyznać, że przesłuchałem, ale nie podeszło. Myślałem, że jeszcze się do tego przekonam, tak jak to było ze Sunrise Avenue, ale niestety nie. No cóż, nie wszystko co jest rockiem jest dobre...



Tak samo jak band, krążek został nazwany Mona. Można na nim znaleźć  11 rockowych tracków, które nie są jakoś szaleńczo przebojowe, ale zamiast tego są dość klimatyczne – gdy mamy złe samopoczucie, doła, stan melancholii, itp., jest duża szansa, że te piosenki pomogą nam zrozumieć świat (oczywiście nie wszystkie). Mimo to same w sobie nie są melancholijne, słuchając ich na ‘sucho’ zdają się być nudne, powtarzalne i bez wyrazu. No cóż..