30 grudnia 2011

Recenzja: Natalia Safran - High Noon

Kojarzy ktoś Natalię Safran? No właśnie, ja do niedawna też nie wiedziałem kto to jest. Otóż mamy do czynienia z byłą Miss Wielkopolski, która jako 18-latka wyjechała do Paryża, by tam rozpocząć karierę profesjonalnej modelki. Następnie dotarła do Stanów, gdzie poznała swojego obecnego męża, z którym żyje długo i szczęśliwie w Hollywoodzkiej rezydencji. Co u niej słychać? Chodzi po wybiegach, okazjonalnie gra w filmach...no i nagrała płytę. Czas więc rzucić na nią uchem.


Zanim zabrałem się za odsłuch wszystkich 13 tracków (spod szyldu Empiku) zawartych na High Noon, miałem pewne obawy co do ich jakości - w końcu po co bogata modelka/aktorka wydaje krążek? Głównie z nudów albo potrzeby samorozwoju - taka była moja pierwsza myśl. Dodając do tego trochę tandetną okładkę, pierwsze wrażenie powstałe w mojej główce nie było za ciekawe. Ale na szczęście nie oceniam okładki, tylko muzykę - a ona wbrew pozorom nie jest aż taka straszna.

28 grudnia 2011

Recenzja: Common - The Dreamer/The Believer

Pochodzi z Chicago, ma 40 lat i podczas swojej 20-letniej kariery wydał 8 albumów, które do dziś krążą na playlistach wielu fanów gatunku. O kogo chodzi? Oczywiście o Commona, który z pomocą swojego eleganckiego wizerunku, subtelnego flow, genialnej wręcz liryki i znakomitych produkcji stał się jedną z ikon współczesnego rapu. Teraz, ponad 3 lata po wydaniu ostatniego longplay'a, raper pokazuje światu swój najnowszy materiał. To, że daje radę jest wiadome - kwestia tylko w jakim stopniu.


Wydany przez Warner Bros. The Dreamer/The Believer to 9 krążek amerykańskiego rapera oraz aktora ukrywającego się pod pseudonimem Common. Stanowi go 12 typowo 'czarnych' utworów będących bardzo przyjemnym, kultowym rapem, który został w całości wyprodukowany przez No I.D. A co za tym idzie?

27 grudnia 2011

Recenzja: The Internet - Purple Naked Ladies

The Internet to duet składający się z dwójki doświadczonych producentów wchodzących w skład formacji zwanej OFWGKTA, która znana jest z wykonywania alternatywnych rodzajów hip hopu. Jednak dla Syd Tha Kida i Matta Martiansa taka muzyka to widocznie za mało, dlatego postanowili sami nagrać coś jeszcze bardziej eksperymentalnego. I tak powstał ich debiutancki album. Ale czy taka zabawa z dźwiękami aby na pewno nadaje się do słuchania?



Na krążku o dosyć oryginalnej nazwie Purple Naked Ladies możemy znaleźć 14 numerów z nieco specyficznego gatunku jakim jest trip-hop, czyli mieszanina rapu, dubu oraz niewielkiej ilości elektroniki i soulu, a wszystko to utrzymane w ponurej, lekko chaotycznej atmosferze. Całość została wydana pod szyldem Odd Future Records - wytwórni założonej właśnie przez OFWGKTA.

25 grudnia 2011

Recenzja: The Black Keys - El Camino

The Black Keys - mówi nam to coś? Zapewne tylko garstce osób. Tych, którzy pierwszy raz mają styczność z tą nazwą czas oświecić, że to amerykański duet tworzący znakomitą rockową muzykę, którego ponad 10-letnia działalność zaowocowała 6 wyborowymi albumami. To właśnie dzięki nim stali się rozpoznawalni na całym świecie, co potwierdza nie tylko duża ilość fanów na facebooku, ale również liczba odtworzeń zanotowana na portalu last.fm. W ostatnich tygodniach ukazało się ich najnowsze dzieło. Podtrzyma ono dobrą passę zespołu? Check it out!

Krążek o znajomej dla miłośników motoryzacji nazwie El Camino to 11 pozytywnych tracków nagranych w klimatach nowoczesnego blues-rocka oferującego ok. 40 minut rozrywki stojącej na bardzo wysokim poziomie. Wszystko, jak zwykle, pod patronatem wytwórni Warner Bros. To tak w ramach wstępnego rozeznania, zaraz przyjrzymy się temu bliżej...

20 grudnia 2011

Recenzja: Taio Cruz - TY.O

Taio to jeden z wielu artystów, którym znudziła się muzyka rnb oraz 'zwykły' pop na korzyść klimatów bardziej klubowych. W swojej dotychczasowej dyskografii posiada dwa całkiem niezłe krążki, które mimo iż zawierały muzykę typowo radiową, jakoś obeszły się bez większych dawek dancepopu. Jednak na jego najnowszym wydawnictwie ewidentnie widać, że chłopak ostro zaszalał z dopasowaniem się do aktualnych trendów. Czy to nie jest już skrajność? Przekonajmy się!


Mowa o TY.O, czyli trzecim longplay'u amerykańskiego wokalisty, rapera, okazjonalnie nawet producenta i tekściarza Taio Cruza. W wersji podstawowej otrzymujemy 11 tracków z gatunku popu zwanego dancem zmieszanego z niewielką dawką odmiany electro - całość przeplatana motywami znanymi z wcześniejszych płyt. Nic nowego, ani, tym bardziej, ciekawego.

19 grudnia 2011

Recenzja: Anthony Hamilton - Back to Love

Anthony Hamilton to 40-letni wokalista, który podczas ponad 15-letniej kariery zdarzył wydać 2 kompilacje i 4 albumy. Warto zaznaczyć: dobre albumy. Mimo wszystko, jego komercyjny sukces ma się nijak do jakości produkcji i zamiast być znanym celebrytą przekroju Beyonce, pozostaje nim co najwyżej w USA, a za granicami jest znany tylko w odpowiednich kręgach. O czym to świadczy? Z pewnością o małym zainteresowaniu rodzajem muzyki, którą wykonuje. Dzisiaj jest mowa o jego najnowszej płycie – może ona wywinduje go na szczyt?


Wydane przez RCA Records, Back to Love to (w zakupionej na iTunes wersji deluxe) 16 przyjemnych kawałków utrzymanych w klimatach muzyki soul oraz rnb z lat 90. Hamiltona kojarzę jedynie z paru starszych singli i nie jestem na bieżąco z jego wcześniejszymi longplay'ami, więc nie mogę powiedzieć jak BtL wypada na ich tle. Dla mnie są to po prostu dobre, w większości warte uwagi utwory.

16 grudnia 2011

Recenzja: The Roots - Undun

Z pozoru wydaje się, iż to zwykli raperzy wykonujący jakiś dziwny rodzaj rapu. Po pewnym czasie odkrywamy, że to jednak większa formacja, w skład której wchodzą również muzycy. Następnie dowiadujemy się, że ich dyskografia jest znacznie większa niż mogliśmy się początkowo spodziewać - w sumie 12 wydanych krążków. Potem dochodzimy, że pierwszy z nich został wydany w 1993 roku, a muzyka tego zespołu nie jest wcale dziwna - jest po prostu specyficzna, wręcz alternatywna. Wniosek? Mamy do czynienia z doświadczonymi artystami.

Longplay, o którym dzisiaj mowa zwie się Undun i jest 13 wydawnictwem amerykańskiej grupy The Roots, który standardowo wydany został przez Def Jam Records, czyli wytwórnię współpracującą z m.in. Rihanną. Jest to równocześnie ich pierwszy koncept album - płyta skupiająca się wokół jednego, pozamuzycznego tematu (opisanego poniżej). Do odsłuchu dostajemy 14 kawałków utrzymanych w klimatach subtelnego rapu połączonego z elementami innych gatunków tj. blues, czy neo soul. Patrząc na nie powierzchownie, mogą wydawać się lekko niezrozumiałe, pozbawione sensu i piękna. Ale to tylko jeden za wielu pozorów, które utrudniają ich prawidłową interpretację.

7 grudnia 2011

Recenzja: T-Pain - rEVOLVEr

Nigdy specjalnie nie ukrywałem, że nie przepadam za twórczością tego pana - a to głównie za sprawą featuringów u boku różnych raperów, którym urozmaica utwory za pomocą swojego zawsze auto-tune'owego głosu, który dosyć często irytuje. Warto przypomnieć, że podczas swojej prawie 12-letniej kariery T-Pain wydał 3 krążki, które odniosły umiarkowany sukces. Jednak przez ostatnie lata zaprzestał solowej działalności a przerzucił się właśnie na wspomaganie innych artystów. Teraz znów powraca z czymś nowym - no i czas to przeanalizować.


rEvolver to już czwarty longplay amerykańskiego rapera ukrywającego się pod pseudonimem T-Pain i podobnie jak poprzednie wydawnictwa został wydany przez Konvict Muzik. Jego wnętrze to 14 tracków będących mieszaniną popu, rapu i rnb, która, jak dla mnie, wypada bardzo radiowo i jakościowo jest czymś pomiędzy ostatnimi dokonaniami Chrisa Browna a Jasona Derulo – czyli jest po prostu ‘tak se’. Przyjrzyjmy się temu bliżej...

4 grudnia 2011

Recenzja: Nightwish - Imaginaerum

Zapewne większość osób czytających ten tekst zna grupę Nightwish i wie też, że podczas swojej 15-letniej kariery wydała 6 płyt, które odnosiły niemały sukces - a to dlatego, że słuchacze pokochali patent połączenia cięższych brzmień z muzyką filmowo-operowo-ludową, przez co zespół stał się popularny nie tylko w ojczystej Finlandii, ale również na arenie międzynarodowej. To tak w ramach (dosłownie) jednozdaniowego wprowadzenia do ich najnowszego, siódmego już wydawnictwa - a teraz przekonajmy się, z czym tak właściwie mamy do czynienia.


Imaginaerum, bo o nim mowa, w wersji podstawowej składa się z 13 tracków utrzymanych w typowych dla Nightwish'a klimatach metalu symfonicznego zawierającego znaczne ilości folku. W stosunku do wcześniejszych krążków, można zaobserwować znacznie odważniejsze przesunięcia w stronę baśniowo-teatralnych motywów, przez które płyta nabywa swoistego, 'epickiego' uroku -  troszkę większego niż ostatnim razem. Wszystko standardowo pod patronatem wytwórni Nuclear Blast.

30 listopada 2011

Recenzja: Drake - Take Care

Jak już wspomniałem przy paru wcześniejszych recenzjach, Drake to mistrz subtelnego rapu - świadczy o tym zarówno jego specyficzny głos, jak i sam fakt, że inni artyści chcąc dodać swoim produkcjom więcej 'klimatu', zapraszają do współpracy właśnie jego. Mimo iż w branży muzycznej istnieje od dłuższego czasu, swój debiutancki longplay wydał zaledwie rok temu. Idąc śladem jego dość dużego sukcesu, raper od razu wziął się za pracę nad jego następcą, którego premiera odbyła się w połowie listopada. Czas się przekonać, czy jest równie dobry.


Take Care to nazwa drugiego albumu studyjnego nagranego przez kanadyjskiego rapera i (podobno) aktora ukrywającego się pod pseudonimem Drake. W wersji deluxe usłyszymy stosunkowo dużo tracków, bo aż 20, czyli grubo powyżej obecnych standardów. To niby dobrze, bo prezentowego tutaj czarnego, ale nie ulicznego rapu słucha się nader przyjemnie, lecz z drugiej strony ilość ta może być lekkim przegięciem, bo poszczególne utwory jakoś wielce się od siebie nie różnią i, chcąc nie chcąc, czasami będziemy zachęcani do ziewania.

26 listopada 2011

Recenzja: Mary J. Blige - My Life II... The Journey Continues (Act 1)

Mary J. Blige ma 40 lat i na rynku muzycznym gości od ponad trzech dekad, wydając przez ten czas 9 niezłych albumów. Sukces, który odniosła jest zasługą głównie jej kreatywności - ludzie pokochali sposób w jaki połączyła elementy czarnego rapu z nowoczesnym rnb. Jednak, jak wiadomo, wciąż powtarzane motywy po czasie tracą swój urok - czy więc na najnowszym wydawnictwie wokalistka zaskoczy nas czymś nowym odświeżając swój styl, czy po prostu dostaniemy co to zawsze?



Krążek wydany przez Geffen Records zwie się My Life II... The Journey Continues (Act 1) i w wersji podstawowej składa się z 14 tracków dających w sumie coś ponad 50 minut dobrej rozrywki utrzymanej w klimatach amerykańskiego rnb z lat '90 wzbogaconego subtelnym rapem oraz nawet elektroniką. Innymi słowy jest nowocześnie ale też kultowo - jednak bez większych szaleństw.

24 listopada 2011

Recenzja: Rihanna - Talk That Talk

Rihanny chyba nikomu nie trzeba przedstawiać - nawet ja, mimo iż nie uważam się za fana jej muzyki, jestem na bieżąco ze wszystkimi pięcioma dotychczas wydanymi krążkami. Wokalistka miała w swojej karierze zarówno mocne jak i słabe produkcje, jednak sukces odnosiło wszystko co było promowane jej nazwiskiem. Chcąc jeszcze bardziej przypodobać się fanom, zaczęła podążać za trendami i z płyty na płytę, jej utwory stawały się coraz bardziej radiowe. Niemniej wszystko ma swoją granicę - czy Rihanna tym razem nie posunie się za daleko?



Talk That Talk to jej szóste studyjne wydawnictwo, więc Barbadoska nie jest już młodą zagubioną nastolatką, tylko doświadczoną showmanką, która potrafi tak dobrać repertuar, by zarówno eskowe dzieciaczki, jak i bardziej wybredni słuchacze potrafili się w tym w miarę odnaleźć. Tak więc w wersji deluxe otrzymujemy 14 numerów, które łącza w sobie elementy dancepopu, rnb, rapu, a czasami nawet soulu i dubstepu. Brzmi nieźle i w większości tak jest, jednak Rihanna ma w swoim dorobku znacznie ambitniejsze produkcje.

22 listopada 2011

Recenzja: Gym Class Heroes - The Papercut Chronicles II

Wiele osób, w tym również ja, miało pewność, że Gym Class Heroes to grupa jednego przeboju - wskazywał na to zarówno fakt, że przez swoją 14-letnią karierę wylansowali tylko jeden hit (pomimo czterech wydanych płyt) oraz to, że od dłuższego czasu słuch o nich zaginął. Jednak ostatnio postanowili wszystkich zaskoczyć i szarpnęli się na wydanie materiału nagrywanego od ponad dwóch lat. Warto było?





The Papercut Chronicles II, tak się zwie piąty album studyjny amerykańskiej grupy Gym Class Heroes, który, podobnie jak parę poprzednich krążków, został wydany przez Decaydance Records. Podstawowo zawiera 11 kawałków z pogranicza popu oraz hip hopu, które ciężko wrzucić do jednego worka - jest parę naprawdę dobrych numerów, jednak znaczną większość stanowią bezpłciowe 'przeboje na siłę', o których więcej szczegółów poniżej.

18 listopada 2011

Recenzja: Pixie Lott - Young Foolish Happy

Mój kolejny import z wysp to Pixie - młoda (ma zaledwie 20 lat), grzeczna oraz zdolna piosenkarka i songwriterka, która w trakcie 5-letniej kariery wydała 1 album (oraz jego reedycję), który odniósł dosyć umiarkowany sukces. Szału nie było, jednak trzeba przyznać, że w jej muzyce jest coś takiego...sympatycznego, co mimo wszystko przykuwa uwagę. Tak przynajmniej było w przypadku jej dotychczasowych dokonań - czas się przekonać czy z nowym materiałem też tak jest.



Najnowszy, drugi longplay brytyjskiej wokalistki Pixie Lott nazywa się Young Foolish Happy i w wersji deluxe składa się z 20 wesołych tracków będących ‘łagodnym popem’, które mimo iż nie powalają na kolana swoją przebojowością, prezentują bardzo przyjemnie, ponadto nie można powiedzieć, że to średniaki - są na to za ciekawe.

12 listopada 2011

Recenzja: Tech N9ne - Welcome To Strangeland

Tech N9ne to jeden z moich ulubionych raperów – jest on obdarzony ponadprzeciętnym flow, poza tym jego muzyka od zawsze prezentowała wysoki poziom. W swojej ponad 13-letniej karierze wydał 12 bardzo dobrych albumów, które jednak nie zawsze zostały doceniane. Ten, o którym mowa dzisiaj, jest już jego drugim wydawnictwem wypuszczonym w tym roku - jak widać Aaron pomimo 40lat na karku wciąż pozostaje pracowity.



Welcome To Strangeland to już 13 (z czego 4 z serii ‘Collabos’) album amerykańskiego rapera ukrywającego się pod pseudonimem Tech N9ne i tak samo jak poprzednie produkcje został wydany przez Strange Music Records. W skład krążka wchodzi 15 tracków będących naprawdę porządnym rapem, który w odróżnieniu od jego wcześniejszych dokonań przekroju ostatniego All 6’s And 7’s prezentuje się znacznie bardziej tajemniczo, wręcz mrocznie. Ale wcale nie gorzej.

7 listopada 2011

Recenzja: Professor Green - At Your Inconvenience

Professor Green, czyli tak właściwie Stephen Paul Manderson to 27-letni brytyjski raper, który swój debiutancki krążek - Alive Till I'm Dead wydał dopiero rok temu. Mimo iż prezentował dosyć ambitną muzykę, nie zawojował świata i doceniony został co najwyżej przez krytyków muzycznych. Szkoda, bo to było na prawdę coś. Ostatnio, światło dziennie ujrzał jego bardzo pożądany następca. Czas się przekonać czy jest równie dobry.



Owe wydawnictwo nosi nazwę At Your Inconvenience i podobnie jak debiut zostało wydane przez Virgin Records. W jego skład wchodzi 15 przyjemnych tracków będących mieszaniną wielu stylów (pop, dubstep, po części electro, etc.), z których największą rolę odgrywa rap. Jak jest? Mniej jajcarsko, znacznie bardziej poważnie, ale jak zwykle ciekawie - chociaż wielkiego szału o tak nie ma, ciężko będzie się zanudzić.

1 listopada 2011

Recenzja: Florence and The Machine - Ceremonials

Florence gości w branży muzycznej od stosunkowo niedługiego czasu, bo od jakiś 4 lat. Jednak swój głośny debiut ‘Lungs’ wydała dopiero 2 lata temu. Od tamtego czasu, mimo iż nie nagrała niczego nowego, wiele osób wciąż fascynuje się jej krążkiem - i słusznie, bo to jeden z lepszych przedstawicieli ambitnego, 'nieradiowego' popu. Teraz nadszedł czas na pokazanie światu jego następcy - zobaczmy co ma do zaoferowania.



Mowa oczywiście o Ceremonials, czyli drugim studyjnym albumie brytyjskiej formacji Florence + The Machine, wydanym pod szyldem Island Records. W wersji podstawowej zawiera 12 numerów będących dźwiękową kontynuacją debiutu, czyli czegoś z pogranicza pop-folka, rocka alternatywnego oraz soulu. Nie jestem fanem muzyki prezentowanej przez tą panią, ale po tym krążku chyba nim zostanę.

31 października 2011

Recenzja: Kelly Clarkson - Stronger

Kelly to jedno z najbardziej wyrazistych dzieci American Idol - wygrana w pierwszej edycji tego programu otworzyła jej bramę do kariery, w efekcie czego, mimo iż ma dopiero 29 lat, na jej koncie znajdują się 4 lepsze i gorsze płyty oraz paręnaście filmów. Szczerze, marna z niej aktorka. Natomiast dużo lepiej wypada śpiewając - jednak z biegiem czasu wiele osób o tym zapomniało, dlatego w pełni zmotywowana do pracy wokalistka postanowiła o sobie przypomnieć.



Najnowszy, piąty album studyjny amerykańskiej piosenkarki Kelly Clarkson nosi nazwę Stronger i został wydany przez wytwórnię RCA Records (grupa SONY). W wersji deluxe można usłyszeć 17 całkiem niezłych tracków z gatunku radiowego poprocka (chociaż bardziej rockpopu), czyli zarówno szybszych, ostrzejszych brzmień, jak i delikatniejszych ballad, które razem tworzą bardzo bogatą mieszankę hitów zapewniających ponad godzinę rozrywki. Może nie wyjątkowo wyrafinowanej, ale z pewnością przyjemnej.

24 października 2011

Recenzja: Coldplay - Mylo Xyloto

Chris, Will, Johnny oraz Guy, czyli Coldplay to brytyjski zespół tworzący muzykę zwaną rockiem alternatywnym. W swojej ponad 15-letniej karierze nagrali 4 znakomite krążki utrzymane w takim właśnie klimacie - i nie ma co ukrywać, to był strzał w dziesiątkę. Teraz, 3 lata po wydaniu ostatniego 'Viva la Vida or Death and All His Friends', panowie postanowili o sobie przypomnieć i pokazali światu swój najnowszy materiał. Początkowo obawiałem się, że goście powoli się wypalają - po przesłuchaniu całości zmieniłem zdanie.


W jednym z wywiadów wokalista zespołu, Chris Martin wyznał, że najnowszy krążek grupy Coldplay został nazwany Mylo Xyloto tylko dlatego, że 'fajnie to wygląda', a nie oznacza kompletnie nic - dosyć oryginalne posunięcie. A teraz do rzeczy: wydawnictwo zawiera 14 przyjemnych, magicznych tracków z gatunku rocka alternatywnego, których jakość nie szczególnie odstaje od poprzednich dokonań zespołu - tak samo wciągają (no, poza paroma wyjątkami) i cieszą. Jak widać, panom kreatywności nie brakuje.

15 października 2011

Recenzja: Evanescence - Evanescence

Charakterystyczny, kobiecy wokal rozbrzmiewający pośród mocnych gitarowych brzmień sprawił, że Evanescence znalazł uznanie wśród nawet bardzo wybrednych słuchaczy. W połowie 2009 roku rozpoczęły się prace nad kolejnym albumem, na który przyszło nam czekać dwa kolejne lata - trwały one tak długo, ponieważ Lee nie była do końca zdecydowana ani na producenta, ani na materiał, który chciała pokazać światu. Mimo burzliwych zmian w składzie, dominująca Amy Lee postanowiła zostać w bezpiecznej skorupie starego stylu. No i jak?


Jakże oryginalnie nazwano trzecie wydawnictwo amerykańskiego zespołu Evanescence - Evanescence.  Miało ono swoją premierę 11 października i zostało wydane przez wytwórnię Wind-up Records. Znajdziemy na nim 12 (+ 4 bonusy) piosenek, które niewiele różnią się od siebie. Pewnie z tego względu, że robione są według jednego schematu. Nie zachwycają niczym szczególnym, niczym też nie drażnią. Po prostu są.

14 października 2011

Recenzja: Joe Jonas - Fastlife

Joe Jonas to, podobnie jak Demi Lovato, jedna z głównych gwiazdek disneyowego Camp Rocka, gdzie udziela się głównie ze swoimi dwoma braćmi tworząc grupę Jonas Brothers. Grają oni głównie brzmienia łączące ze sobą elementy rocka oraz popu, podbijając tym samym serca miliona nastolatek, którym taka muzyka wpadła w ucho. Teraz Joe próbuje swoich sił w klimatach typowo popowych - bez rocka oraz swoich braci. Radzi sobie jakoś? Jakoś...



O czym mowa? Oczywiście o Fastlife, czyli debiutanckiej płycie 22-letniego Amerykanina Joe Jonas'a będącego jednym z podopiecznych wydawnictwa Hollywood Records. Omawiany materiał składa się z 11 (electro)popowych tracków wzbogacanych niewielkimi elementami muzyki rnb. Jest przyjemnie i nowocześnie, lecz niestety bez rewelacji – ot, takie przyzwoite średniaki.

10 października 2011

Recenzja: James Morrison - The Awakening

Podczas swojej 5-letniej kariery wydał 2 niezłe krążki, które mimo iż nie wniosły do gatunku zbyt wielu nowości okazały się bardzo przyjemne i chwytliwe - dlatego odniosły sukces (szczególnie ten pierwszy: Undiscovered z 2006 roku). Teraz, po 3 latach posuchy brytyjski wokalista i kompozytor James Morrison powraca z nowym wydawnictwem. Przebija poprzednie? Nie sądzę, w końcu to ten sam poziom.



Owe najnowsze dzieło wydane przez Island Records nazywa się The Awakening i wersji podstawowej zawiera 13 miłych dla ucha, lecz mało zjawiskowych numerów utrzymanych w klimatach popo-rocko-folku z elementami soulu. Nie powiem, są całkiem dobre ale nie wybijają się niczym szczególnym – poza przyjemnie wciągającą atmosferą, która jest największym atutem płyty.

6 października 2011

Recenzja: Lights - Siberia

Słyszeliście kiedyś o wokalistce Lights? No właśnie, ja też nie. Zasadniczo nie jest specjalnie znana i już nawet nie chodzi mi wyłącznie o Polskę (chyba, że jedynie w nielicznych kręgach) tylko o ogół - jej kariera zaczęła się i, jak na razie, ogranicza jedynie do Kanady (i częściowo USA), czyli kraju z którego pochodzi. Co prawda ma dopiero 24 lata i wszystko jeszcze przed nią ale z rodzajem muzyki, który wykonuje trudno się wybić. Szczególnie, jak ma się tak mało do zaprezentowania.


Siberia, tak się zwie jej drugi solowy album wydany przez Lights Music i podobnie jak poprzednim razem jest to bardzo specyficzny 'brudny' pop elektroniczny, który dodatkowo wzbogacany jest dupstepowymi inspiracjami. Do przesłuchania dostajemy 14 numerów utrzymanych w takim właśnie klimacie. I jak? Szczerze – jak dla mnie za dużo udziwnień.

2 października 2011

Recenzja: J. Cole - Cole World: The Slideline Story

O tym 26-letnim amerykańskim raperze słyszy się już od dłuższego czasu, głównie za sprawą głośnych featuringów u boku najlepszych celebrytów oraz masy wydanych mixtape'ów i EP'ek, które w odpowiednich kręgach uchodzą za naprawdę dobre. Jak widać jego kariera nabiera rozmachu, w dodatku posiada doświadczenie oraz jest już dosyć znany - nadszedł więc czas na wydanie większego materiału.



Debiutancki (patrząc na to ile się napracował wcześniej  to to brzmi minimum śmiesznie) krążek J. Cole'a nosi nazwę Cole World: The Slideline Story i został wydany przez wytwórnię Roc Nation zajmującą się przede wszystkim porządnym rapem i rnb, która jako jedna z niewielu utrzymuje jakiś poziom. W jego skład wchodzi 18 tracków stanowiących klimaty ciekawego, wpadającego w ucho (chociaż nie taka jest jego rola) rapu. Bardzo atrakcyjna propozycja, którą warto przesłuchać..

30 września 2011

Recenzja: Jason Derulo - Future History

Najpierw był Ne-Yo, potem Chris Brown a teraz on - Jason Derulo, czyli kolejny amerykański pół raper pół wokalista zajmujący się robieniem pop-rnb pod publikę. Mimo iż jego debiutancki krążek nie zebrał  wyjątkowo pochlebnych recenzji, wylansowano z niego parę numerów, które zdobyły serca radiosłuchaczy, przez co sam osiągnął ogromny sukces komercyjny. Teraz, rok po jego wydaniu nadszedł czas na drugie podejście. Wnioski wyciągnięte, błędy poprawione? 



Album nosi nazwę Future History i podobnie jak wcześniejsze wydawnictwo został wydany przez wytwórnie Warner Bros. W podstawowej wersji zawiera 12 kawałków, które nie są za lotne - znane sample i oklepane motywy to na prawdę nic ciekawego. Ok, w miarę przyjemnie się tego słucha i fali samobójstw raczej nie wywoła, lecz nie zmienia to faktu, że to bardziej 'produkt' niż 'dzieło'. A poniżej kilka szczegółów.

24 września 2011

Recenzja: Demi Lovato - Unbroken

Zaraz obok braci Jonas oraz Seleny Gomez, Demi Lovato to jedna z większych gwiazdek Disney'a: śpiewa, pisze teksty oraz wykazuje się jako aktorka, czyli stanowi optymalny zestaw Camp Rocka, w którym pełno jest takich dzieciaków. Dotychczas wydała dwa solowe albumy, które nie powalały kompletnie niczym. Teraz nadszedł czas na jej kolejne wydawnictwo spod szyldu Hollywood Records. Zdradzę wam sekret – tutaj też szału nie ma. Co nie znaczy, że nie warto przesłuchać.


Szczerze, trochę się zdziwiłem, że ta na pozór przeżarta komercją i plastikiem gwiazdeczka ma tak niezły wokal - z jednej strony do artystów przekroju Beyonce się nie umywa, ale widać, że na prawdę ma talent (btw, barwa jej głosu strasznie przypomina mi Alexis Jordan). Poza tym produkcje zawarte na Unbroken nie są nawet takie tanie jak sobie na początku myślałem. Chociaż też nie zaskakują - ale szczegóły poniżej.

21 września 2011

Recenzja: Ed Sheeran - +

Ma dwadzieścia lat i od pewnego czasu udziela się w featuringach jako raper-wokalista z gwiazdami brytyjskiego grime'u. Jako, że tych współprac nie było zbyt wiele (z 4, max. 6) nie sądziłem, że tak szybko będzie chciał wydać coś solowego. No ale wydał - i to kompletnie niezwiązanego z grimem ani rapem. Jest się czym podniecać? Jak na razie nie bardzo.




Jak łatwo wywnioskować z tytułu tekstu, tym razem chodzi o debiutancki album (wcześniej wydał kolaborację) brytyjskiego wokalisty Ed Sheeran, zatytułowany po prostu +. Pod spokojną, stonowaną okładką kryją się równie niewinne utwory utrzymane w klimacie folkpopu, momentami zahaczającego o rnb - w sumie dostajemy 12 tracków, które (z drobnymi wyjątkami) prezentują się nader przeciętnie i po prostu nudno. Ale zacznijmy od początku...

17 września 2011

Recenzja: Example - Playing In The Shadows

Example to gość, który do muzyki podchodzi na niezwykłym luzie - słychać to zarówno na jego koncertach (ogromna moc!) jak i na produkcjach nagrywanych w studio. Może nie jest wyjątkowo przystojny ani specjalnie utalentowany, ale ma charyzmę, którą przyciąga do siebie rzesze fanów - i między innymi za to go lubię. Lecz czy sama charyzma wystarczy, by stać się gwiazdą?





Playing In The Shadows jest już trzecim studyjnym wydawnictwem brytyjskiego rapera/wokalisty ukrywającego się pod pseudonimem Example, podopiecznego wytwórni Ministry of Sound. W standardowej wersji zawiera 13 całkiem fajnych tracków będącym skrzyżowaniem rnb, grime'u oraz popu - ogólnie całość wypada nieźle, jednak nie ukrywam, że liczyłem na coś ciekawszego...

13 września 2011

Recenzja: Melanie C - The Sea

Melanie Jayne Chisholm to brytyjska gwiazda muzyki pop mającą za sobą ponad 17 lat stażu w branży: 7 w Spice Girls, a następne 10 solo. Przez ten czas wydała 5 albumów (nie licząc dokonań w zespole), które mimo iż mistrzostwem nie były, zawsze wnosiły jakiś powiew świeżości. Ostatnio przesłuchałem jej najnowsze dzieło – jednak z dystansem, nie napalałem się na zbyt wiele. Hmm, to może i lepiej...





The Sea - tak się zwie najnowsze wydawnictwo angielskiej piosenkarki Melanie C. Skrywa ono w wersji niemieckiej (sam nie wiem jakim cudem taką dostałem, zresztą to różnica tylko jednego numeru, więc wielka tragedia się nie stała)12 dosyć przyjemnych numerów utrzymanych w klimatach brytyjskiego poprocka, w skład których wchodzą zarówno ballady jak i ścieżki bardziej energiczne. Zasadniczo mogłoby to być powalające, ale jakieś 10 lat temu - teraz to po prostu drobne przypomnienie minionych trendów. Miła produkcja, w sam raz na niedzielny spacerek po parku. Ale bez większych szaleństw.

10 września 2011

Recenzja: Dev - The Night the Sun Came Up

Dev to kolejna młoda pomysłowa dziewczyna starająca się zaistnieć w muzycznym showbiznesie. Mimo iż urodzona w USA postanowiła zrobić karierę przede wszystkim na wyspach brytyjskich. Nie powiem, występy z Far East Movement oraz JLS wyszły całkiem nieźle co zapewne przyczyniło się do wzrostu jej popularności - jednak czy to wystarczy do wypromowania swojej świeżej płyty? Czy jej muzyka jest w stanie obronić się sama? Czas się przekonać.



The Night the Sun Came Up to debiutancki krążek amerykańskiej piosenkarki Devin Tailes znanej pod pseudonimem Dev. Został on wydany przez Universal Republic i standardowo zawiera 14 (przynajmniej z brytyjskiego Amazona mam taką ilość, nie wiem jak kompakt) całkiem niezłych kawałków utrzymanych na granicy electropopu, dance’u, rnb a nawet folk popu. Dostajemy więc bogate menu :)

7 września 2011

Recenzja: Cymbals Eat Guitars - Lenses Alien

Jedną z największych zalet tego bandu jest przede wszystkim ich rzucająca się w oczy nazwa. Dowodem tego może być sam fakt, że mając przed sobą parę różnych płyt wybrałem akurat zespół Cymbals Eat Guitars. Myślałem sobie, że skoro mają tak specyficzną nazwę to będą też specyficznie grać - byłem ciekaw, czy stanowią jakąkolwiek konkurencje dla Papryczkopodpodobnych zespołów, w końcu to podobna muzyka. Przesłuchałem, przekonałem się i oceniłem. 




Lenses Alien jest drugim krążkiem amerykańskiej grupy rockowej Cymbals Eat Guitars. Dla osób, które znają ich poprzedni album dodam, że tak samo jak Why There Are Mountains, LA to rock alternatywny (precyzyjniej - Indie Rock). Jedyną znaczną różnicą jest bardziej przygnębiający klimat, trochę wolniejszy oraz ponury. Nie wiem, czy to przez zmianę kadry, czy po prostu kwestia upodobania, ale muszę przyznać, że choć jest tu za dużo inspiracji (co rozwinę poniżej) to i tak stanowi to dość dobrą rozrywkę. No ale i tak trzeba się liczyć, że nie jest to pierwsza liga...

3 września 2011

Recenzja: David Guetta - Nothing but the Beat

Nie ma w naszym kraju osoby, która posiada radio bądź Internet i nigdy nie słyszała Davida Guetty - jego piosenki pojawiają się prawie w każdej komercyjnej rozgłośni, programach muzycznych i na różnych forach tematycznych. Nie ukrywam, że nie przepadam za jego ostatnimi produkcjami, gdyż są bardzo powtarzalne i nudne, po prostu bez pomysłu. Słuchając ich nasuwa się tylko jeden wniosek - Guetta sprzedaje się w komercje. Liczyłem, że tym albumem Francuz jeszcze mnie do siebie przekona, ale niestety na nadziei się skończyło.


Wydany przez Virgin Records oraz EMI Nothing But The Beat jest piątym studyjnym albumem francuskiego DJ'a oraz producenta Davida Guetty. Wydawnictwo to zostało rozdzielone na dwie płyty: pierwsza to 12 tragicznych numerów z gatunku dance, w których głosu użyczają same topowe gwiazdy, m.in. Jennifer Hudson, Jessie J, Akon, Lil Wayne, etc. Natomiast ta druga to 10 house'owych klimatów, które też specjalnie nie powalają, jednak i tak są o niebo lepsze od płyty nr 1 – tym razem gospodarz zaprosił kumpli całkowicie ze swojej branży, tj. Avicii i Afrojack.

31 sierpnia 2011

Recenzja: Lil Wayne - Tha Carter IV

Nie mam sprecyzowanego nastawienia do tego gościa - z jednej strony wkurza mnie jego głos i większość featuringów z jego udziałem, ale muszę też przyznać, że produkcje, które wykonuje pod własnym nazwiskiem są całkiem niezłe. Lil Wayne ma na koncie 8 płyt wypełnionych takimi właśnie kawałkami, parę EP'ków, kolaboracji oraz masę mixtape'ów. Jako, że porządny raper nie może nic nie robić, Lil postanowił wydać materiał, który nagrywał od ponad dwóch lat. 



Od ostatniego Carteru minęły 3 lata, czyli to już najwyższy czas na pokazania światu jego kontynuacji, bodajże części czwartej. Wydany przez Universal Republic, Young Money (którą założył właśnie Wayne) i Cash Money Tha Carter IV to w wersji deluxe 18 nowych brzmień prezentujących się całkiem nieźle, jednak bez jakiś większych doniosłości, ot takie przyjemniaczki jakich pełno w sieci.

30 sierpnia 2011

Recenzja: Red Hot Chili Peppers - I'm with You

Nie podlega dyskusji, że Red Hot Chili Peppers to ikona współczesnego rocka alternatywnego: grają od ponad 25 lat i przez ten czas wydali 9 genialnych płyt, które wbiły się w pamięć nie tylko smakoszom gatunku, lecz również osobom interesującym się muzyką 'na poważnie' - to w końcu jeden z tych zespołów, które hurtowo tworzą klasyki. Po ostatnim Stadium Arcadium i małym zamieszaniu w składzie zespołu nadszedł czas na świeżego. Nowość utrzymana w starym stylu, to fakt, ale czy równie przełomowa jak większość poprzedników?


I'm with You, tak się zwie dziesiąte studyjne wydawnictwo amerykańskiego bandu Red Hot Chili Peppers. Zawiera ono 14 ciekawych tracków wydanych pod patronatem wytwórni Warner Bros., które albo są klimatyczne, albo melodyjne, albo po prostu charyzmatyczne. Wniosek: nie jest to już dokładnie to samo co kiedyś, ale Redhoci i tak są w formie, co udowadniam poniżej.

28 sierpnia 2011

Recenzja: Wretch 32 - Black and White

Grime jest to charakterystyczny dla UK gatunek łączący elementy rapu, dupstepu i dnb, najczęściej spotykany z brytyjskim akcentem wykonawców - tak w ogromnym skrócie. Mimo iż bardzo lubię tą muzykę, przez całą blogową karierę albumy tego rodzaju omijały mnie szerokim łukiem. Teraz jeden dorwałem i mu nie odpuszczę - co prawda nie jest to czysty grime ale zawsze coś. No to jedziemy.





W przeciwieństwie do takich ikon jak Skepta, Wiley czy Tinie Tempah, Wretch 32 zawsze był bliżej 'zwykłego' rapu niż grime'u. Odchodząc od swoich 5 mixtape'ów i poprzedniej płyty, w Black and White artysta przechylił szalę maksymalnie w stronę tego drugiego, zostawiając z brytyjskiego stylu stosunkowo niewiele. Straszliwym grzechem to nie jest, bo krążek nie wypada najgorzej, ale numery, których w wersji podstawowej jest 15 aż proszą się o trochę brudnych dźwięków.

19 sierpnia 2011

Recenzja: Blue October - Any Man in America

Blue October to rockowa kapela działająca od ponad 13 lat. Przez ten czas zdążyli wydać 5 znakomitych (no, może poza ostatnim) albumów, które ze względu na dość słabą promocję nie sprzedawały się w oszałamiających ilościach, ale i tak zdobyły ogromną popularność u smakoszy tego typu muzyki. Teraz nadszedł czas na ich szóste podejście - ciekawe czy tym razem również będzie wyborowo...




Na albumie Any Man in America, wydanym przez RED Distribution, do odsłuchu dostajemy 13 niezłych numerów utrzymanych w typowym dla Blue October klimacie rocka alternatywnego. Tracki mimo iż nie wnoszą zbyt wielu nowości, są dość ciekawe, melodyjne i przyjemnie rozluźniają. W końcu jakaś dobra rockowa pozycja.

17 sierpnia 2011

Recenzja: Nero - Welcome Reality

Komercyjne hity podawane nam przez radio i telewizję w większości opierają się na wyrobionych wcześniej szablonach: gdy słyszymy piosenkę, dajmy na to, popową, mniej lub bardziej świadomie znamy jej przebieg i mamy pewne deja vu, że gdzieś to już było, zwykle zero zaskoczenia. Przyzwyczajeni do takiego schematu poszukujemy czegoś nowego, czegoś innego. Dlatego naprzeciw naszym oczekiwaniom wychodzi brytyjska grupa Nero, która do radiowych playlist stara się przemycić pierwiastek dubstepu - jednak czy to dobry pomysł?


Najnowszy krążek grupy Nero nazywa się Welcome Reality i podstawowo zawiera 14 dubstepowych numerów, które nie za bardzo przypominają ich wcześniejsze dokonania - bo to, że jest to ich pierwsze studyjne wydawnictwo wcale nie oznacza, że są to ich pierwsze produkcje: grupa od dłuższego czasu tworzy muzykę, niemniej jednak dopiero teraz postanowiła zaistnieć w komercyjnym świecie. Potencjał mają ogromny, to fakt, ale promowanie takiego albumu to średniorozsądna decyzja...

15 sierpnia 2011

Recenzja: DJ Khaled - We The Best Forever

Z osób pracujących nad tym albumem można by zrobić niemałą pielgrzymkę do Częstochowy: jest tu dużo zarówno producentów, tekściarzy (chociaż większość to producenci) jak i artystów do featuringu. Wiele wskazuje więc na to, że autorowi znudził się underground i postanowił w końcu zaistnieć jako postać bardziej medialna. Ale czy zapraszanie połowy rapowego półświatka to rzeczywiście dobry patent na osiągnięcie sukcesu? Nie sądzę...



Chodzi naturalnie o We The Best Forever, czyli najnowszą produkcję 36-letniego Khaleda bin Abdula Khaleda ukrywającego się pod pseudonimem DJ Khaled. Jest to pierwsze wydawnictwo spod szyldu Cash Money Records i w wersji podstawowej zawiera 12 różnorodnych tracków, które wbrew pozorom nie powalają swoją jakością...Ale przesłuchać od biedy się da.

13 sierpnia 2011

Recenzja: Royce Da 5'9" - Success Is Certain

Lubię Royce'a. Mimo iż znam go jedynie z formacji Bad Meets Evil i z paru pojedynczych utworów, ewidentnie widać, że nie jest to kolejne zbuntowane duże dziecko co to mruczy bądź krzyczy do mikrofonu, lecz utalentowany raper z prawdziwego zdarzenia, który wie, co chce przekazać. Z tego co czytałem jego poprzednie produkcje okazały się genialne, przez co zyskał ogromną rzeszę fanów - jednak nigdy tak do końca nie wyszedł poza underground. 3 lat po swoim ostatnim longplay’u Ryan pokazuje nam swoje najnowsze dzieło. Czas rzucić na nie uchem...

Success Is Certain to piąty solowy krążek rapera ukrywającego się pod pseudonimem Royce Da 5’9”. Patrząc na ilości tracków album wypada dość ubogo, w końcu wersja Deluxe oferuje nam jedynie 13 kawałków (niektóre EP'ki mają więcej), z czego 12 to numery premierowe a jeden to remix starszej nuty. Na szczęście rekompensatą jest jakość: podkład, tekst, flow - 3x tak!

11 sierpnia 2011

Recenzja: Jay-Z & Kanye West (The Throne) - Watch The Throne

Na ten krążek czekałem odkąd tylko został oficjalnie zapowiedziany - w końcu Jay-Z i Kanye West to ikony komercyjnego, lecz porządnego rapu. Czytając zapowiedzi i słuchając przecieków, wiele osób (w tym ja) spodziewało się arcydzieła na miano My Beautiful Dark Twisted Fantasy albo nawet czegoś jeszcze lepszego. Jak wyszło w rzeczywistości – nowy klasyk, średniak, czy  kompletny niewypał? Check It Out!



Watch The Throne jest to pierwsze studyjne wydawnictwo formacji The Throne, czyli dwóch amerykańskich raperów: Kayne Westa i Jay'a-Z. Nagrywany od prawie roku materiał został wydany przez 3 wytwórnie: Roc-A-Fella, Roc Nation i Def Jam. W wersji Deluxe otrzymujemy 16 niezłych tracków będących znakomitym rapem 'z klasą' - nie jest to zwykle uliczne mruczenie, tylko bardziej subtelne i wyrafinowane nawijanie w dobry bit. Mimo to tracki nie są nieziemskie, nie ukrywam, że oczekiwałem czegoś lepszego - ale i tak jest wyborowo.

10 sierpnia 2011

Recenzja: Greyson Chance - Hold on 'til the Night

Greyson ma 14 lat i śpiewaniem zajmuje się stosunkowo niedługo. Przez całe życie nie udzielał się medialnie, w ogóle nikt o nim nie słyszał – było to dziecko jak każde inne. Sytuacja uległa zmianie, gdy pewnego dnia wykonał na fortepianie cover Lady Gagi - Paparazzi, który w krótkim czasie osiągnął na YouTube'ie ponad 40 mln odsłon. Potem rozległy się muzyczne propozycje, poszerzyły się kontakty i tak powstał jego pierwszy krążek. Czyżby nowa wchodząca gwiazda, czy kolejna komercyjna marionetka? Sprawdźmy.



Debiutancki album Greysona Chance’a zwie się Hold On ‘Til The Night i został wydany przez Geffen Records. W jego skład, w wersji podstawowej, wchodzi 10 tracków będących typowym poprockiem, czyli  połączeniem delikatnych gitar, perkusji, itp. z komercyjnymi brzmieniami. Produkcje nie są za lotne, a ich największym atutem jest chyba to, że są w miarę słuchalne i sympatyczne. Co więcej, nie ma w nich niczego nadzwyczajnego, nie są zbyt kreatywne ani świeże. Ot, takie radiowe zapychacze.

31 lipca 2011

Recenzja: Vanessa Carlton - Rabbits on The Run

Vanessa jest 30-letnią utalentowaną tekściarą, pianistką i oczywiście piosenkarką. Swoje pierwotne komercyjne utwory nagrała już w 1998 roku, jednak jej kariera nabrała rozmachu dopiero 4 lata później, gdy wydała swoją pierwszą studyjną płytę - w sumie, jej dyskografia to trzy w miarę dobre longplay'e i jedna kompilacja. Niedawno światło dzienne ujrzało jej najnowsze, czwarte studyjne wydawnictwo - najwyższy czas rzucić na nie uchem.



Owy album nazywa się Rabbits on The Run i składa się z 10 spokojnych pop-folkowych numerów będących mieszaniną najnowszych produkcji Lenki, Colbie Caillat i Katie Melua’y. W odróżnieniu od dwóch pierwszych pań, RoTR jest dużo mniej pozytywny, wręcz przeciwnie: bije od niego smutek i melancholia, czyli klimaty charakterystyczne dla Katie. Ich natężenie może nie jest zbyt wielkie i nie zmusi do samobójstwa, ale całkiem fajnie się tego słucha.

29 lipca 2011

Recenzja: 3 Doors Down - Time of My Life

3 Doors Down to amerykańska formacja założona w 1996 roku, czyli działająca na rynku od ponad 15 lat. Przez ten czas zdążyła wydać 4 dobrze sprzedające się albumy i również 4 EP’ki. W Polsce popularność zyskała głównie dzięki numerowi Here Without You, czyli niezłej rock balladzie, która swoim prostym ale niebanalnym tekstem oraz słodką melodią podbiła serca większości radiosłuchaczy. Teraz, po 3 letniej albumowej posusze grupa powraca z nowym krążkiem, który pomimo swojego rzekomego potencjału nie zrobił na mnie żadnego wrażenia.

Tworząc Time of my Life, 3doorsi zwrócili szczególną uwagę na powagę, dorosłość i po części ‘życiowość’ najnowszych produkcji. W efekcie, w wersji Deluxe otrzymaliśmy 16 typowo rockowych tracków, które nie są słabe, czy tam tanie, lecz są po prostu bez wyrazu. Tak ich słucham i słucham starając się pojąć ich urok i jakoś go nie widzę. Owszem, czuć ich poważny charakter, ale poza nim tylko czasami coś przykuje moją uwagę, wywoła jakieś emocje, odczucia, itp. - prócz może 5 kawałków nie dzieje się tutaj kompletnie nic, jeden wielki no-life.

26 lipca 2011

Recenzja: Kelly Rowland - Here I Am

Wszyscy znamy Kelly Rowland, 30-letnią Amerykankę zajmującą się aktorstwem, modelingiem oraz śpiewaniem. Nie mam pojęcia jak spisuje się na ekranie i na wybiegu, ale głos ma śliczny i na dodatek potrafi go porządnie wykorzystać. Dowodem tego są wydane dotychczas dwa niezłe albumy, masa gościnnych występów oraz jej najnowsze wydawnictwo, któremu dzisiaj przyjrzę się bliżej. Czas, by na jego podstawie, dowiedzieć się w jakiej formie jest nasza Kelly.



Dzieło, które poddaję analizie zwie się Here I Am i w wersji podstawowej zawiera 10 tracków będących mieszanką przyjemnego rnb z elementami delikatnego popu i sporadycznie dance’u. Dosyć długo czekałem na tego typu produkcję – podobnych klimatów spodziewałem się po najnowszych wydawnictwach Jennifer Hudson i J.Lo, lecz niestety zawiodłem się. HIA też nie do końca mnie zaspokaja, bo produkcje są stosunkowo mało kreatywne, lecz z drugiej strony trudno mówić o zawodzie, bo wiele z nich jest całkiem dobrych, niektóre nawet bardzo.

24 lipca 2011

Recenzja: Breathe Carolina - Hell Is What You Make It

Breathe Carolina to amerykański duet (czasami uchodzący jako zespół) tworzący różne odmiany muzyki popularnej w wersji, o dziwo, średnioradiowej. Dotychczas nagrali trzy produkcje studyjne (2 LP + 1 EP), które pomimo dużego potencjału nie zawojowały świata. Dwa lata po wydaniu ostatniej z nich, światło dzienne ujrzał ich trzeci longplay. Również dobry? Też ma potencjał? Check it out!




Hell is What You Make It, bo z tym mamy do czynienia, zawiera w sobie 13 (12 + intro) tracków będących niebanalną mieszanką electropopu, dance’u, rocka i dubstepu. Wbrew pozorom nie jest to kolejna plastikowa podróba ladygagowych klimatów, lecz dość ciekawa i ambitna produkcja, która pomimo paru wad i słabszych momentów, prezentuje się całkiem dobrze.

14 lipca 2011

Recenzja: Colbie Caillat - All of You

Z całej kariery 26-letniej Colbie Caillat najbardziej podoba mi się jej image: dziewczyna jest miła, sympatyczna, nie wdaje się w skandale, w dodatku jest śliczna i potrafi śpiewać. Podczas swojej 4-letniej  działalności scenicznej wydała dwa średniej jakości krążki i dwie również przeciętne Ep’ki. Teraz, po dwóch latach przerwy, Amerykanka prezentuje nam swoje najnowsze dzieło. Lepsze niż poprzednie?



All of You, bo o tym krążku dzisiaj mowa, jest to wydawnictwo składające się z 12 świeżych, pozytywnie bujających numerów, które swoim klimatem przypominają produkcje innej sympatycznej dziewczynki, Lenki. Jednak w porównaniu do albumu starszej koleżanki, longplay Colbie wypada troszkę gorzej – produkcje są co prawda dobre, ale czasami zdarza im się powiać nudą.

12 lipca 2011

Recenzja: Cascada - Original Me

DJ Manian, Yanou i Natalie Horler, czyli Cascada to niemiecki zespół, który w Polsce zdobył szczególną popularność za sprawą coveru Everytime we touch i przeboju Evacuate The Dancefloor. Jednak od czasu wydania tego ostatniego, formacja, która zwykła tworzyć euro dance, zaczęła iść w tanią komercję, robiąc kawałki wyłącznie pod radio. Na pozór nic w tym złego, ale wszystko ma swoje granice – a po ich przekroczeniu może przestać być fajnie…



Czwarte studyjne wydawnictwo grupy Cascada nazywa się Original Me i jest złożone z dwóch płyt CD – na pierwszej znajduje się 11 premierowych tracków, natomiast druga to swoisty The Best of, czyli 15 starszych utworów. Nie widzę sensu rozpisywania się nad CD2, dlatego przyjrzę się jedynie krążkowi nr 1., który, delikatnie mówiąc, nie powala.

9 lipca 2011

Recenzja: Simple Plan – Get Your Heart On

Pisałem już o rocku alternatywnym, soft, rapcore, prawie_rocku – teraz czas, by poszerzyć asortyment o najbardziej radiową dziedzinę, czyli rock-pop. Mowa oczywiście o najnowszej produkcji kanadyjskiego zespołu Simple Plan złożonego z pięciu panów, którzy podczas swojej ponad 12-letniej kariery z młodych rozwrzeszczanych chłopaków zamienili się w dorosłych stonowanych mężczyzn. Ucierpiała na tym ich muzyka?



Najnowsza produkcja grupy nazywa się Get Your Heart On i jest ich czwartym studyjnym dorobkiem. Podstawowa wersja albumu zawiera 11 przyjemnych kawałków, których brzmienie łączy to co dobre (czy najlepsze to nie wiem…) z Green Day’a i Jonas Brothers. Nie jest to arcydzieło ani nawet produkcja nadzwyczajnie dobra, ale wybija się ponad przeciętność, ponadto kawałki z łatwością wpadają w ucho i są dość przyjemnie w odsłuchu – czyli przyzwoite radio friendly.

6 lipca 2011

Recenzja: Limp Bizkit - Gold Cobra

Po serii recenzji komercyjnych wydawnictw wszelkiej maści popu, w końcu nadszedł czas na coś nie radiowego – tym razem, tak dla odmiany, będzie bardziej hardcore’owo. A to dlatego, że na warsztat brana jest najnowsza produkcja Limp Bizkit, czyli rapcore'u w najmocniejszym wydaniu. Przynajmniej taki wniosek nasuwa się po przesłuchaniu poprzednich wydawnictw. Tym razem jest tak samo ostro? Po części.



Gold Cobra jest już szóstym longplay’em amerykańskiej grupy Limp Bizkit i jego premiera w Polsce odbyła się 1 lipca. W wersji Deluxe zawiera 17 tracków, ale mi, niestety, trafiła się wersja standardowa, która w stosunku do Deluxe jest okrojona o 4 utwory. Bardzo przyjemnie się jej słucha, numery są dynamiczne, mają ‘tą’ moc i gdy delektujemy się nimi pojedynczo (np. w radio), mogą nas urzec. Ale w hurtowych odsłuchu, czyli na krążku, ujawnia się ich bardzo brzydka wada – są zdeczka monotonne.

3 lipca 2011

Recenzja: Beyonce - 4

Beyonce zna chyba każdy – w swojej prawie 9-letniej karierze wydała 3 genialne albumy, z których każdy był muzycznym objawieniem zarówno dla krytyków jak i stacji radiowych, zapewniając jej status jednej z najbogatszych gwiazd showbiznesu. Dla wszystkich było więc oczywiste, że jej czwarty krążek, nazwany po prosty ‘4’ będzie podobnie dobry. I tu pojawiło się ogromne zaskoczenie…




Premiera czwóreczki teoretycznie odbyła się 27 czerwca, czyli stosunkowo niedawno. Jednak wielu internautów miało ją dużo wcześniej, bo płyta w całości wyciekła do sieci już pod koniec maja – i również wtedy zaczęły pojawiać się pierwsze recenzje. Jako, że osobiście piractwa nie popieram, standardowo zaopatrzyłem się w legalną wersję płyty – dlatego trochę ‘spóźniona’ recenzja.