20 lutego 2011

Recenzja: Lena - Good News

Dostając w ten krążek miałem co do niego duże wątpliwości – nigdy nie przepadałem za gwiazdkami, które zdobywały popularność wygrywając idolopodobne programy. Albumu Leny początkowo w ogóle nie miałem słuchać, ale po pewnym czasie nie wytrzymałem. Wkładając krążek do odtwarzacza obawiałem się, że trafi mi się kolejna dawka gównianego electropopu - jednak zamiast tego, napotkałem gitarkę, lajtowy bicik, milutki głosik - lekki, przyjemny dla ucha pop. NORMALNY pop. W końcu… 

Drugi album 19-letniej Niemki Leny Meyer-Landrut zatytułowany Good News trafił na sklepowe półki 8 lutego. Znajdziemy na nim 12 świeżych popowych utworów wyprodukowanych przez Stefana Raaba, które w większości są balladami i RMFowymi hitami stojącymi na przyzwoitym poziomie. Płyta zaskakuje przede wszystkim brakiem klubowych przebojów – a to bardzo dobrze, bo w dzisiejszych czasach muzyka klubowa jest na wszystkim  – od rocka, rapu aż po reggae i właśnie pop. Nie ma tam również żadnych syntezatorów ani nic z przekroju Kesho-Gago-Britneyowego, obecność komputera ograniczono do minimum.
Chyba nigdy nie zrozumiem dlaczego Lena nie zaprosiła do współpracy żadnego artysty – wszystkie utwory wykonuje sama. Jest to dość odważne posunięcie – albumy takie jak ten (tzn. mające wielkie zadatki na platynę) potrzebują komercyjnej promocji tj. single promocyjne, reklamy w radio i TV, no i właśnie featuringi. Nie wiem jak się ma sprawa z reklamą, ale reszta promocji całkowicie leży. I kwiczy.
Piosenki są ogólnie o wszystkim i o niczym, nie ma w nich głębszych treści, morałów, nie zmusza do refleksji – tekst jest dostosowany do rodzaju muzyki: wyłączenie myślenia, relaksacja, rozrywka.  Jedynie co może irytować, to niemiecki akcent, którego nie udało się zatuszować. Nie jest to jakaś wielka wada, ale niektóre słowa wydają się być za bardzo sztywne, momentami nawet śmieszne. Niech będzie, że się czepiam, ale mnie to czasami drażni. Poza tym nie mam się do czego dobrać…
Good News jest popowym klasykiem przeczącym obecnym trendom na dancowe rapopolo, które lasuje mózg sweet sixteen’kom. Album nie jest może rewolucją, ale mimo to spokojnie może zastąpić całą playliste w eremefo-zetowo-eskowych rozgłośniach radiowych. Gdyby nie zaniedbanie promocji, o krążku zrobiłoby się głośno nie tylko w Niemczech, ale również w całej Europie.  Jak na razie jest kolejnym przykładem dobrze znanego schematu: dobra produkcja + słaba promocja= album widmo. 

14 lutego 2011

Recenzja: Nelly - 5.0

Nigdy nie miałem Nelly’ego za wybitnego rapera – jego nuty nie stoją na wyjątkowo wysokim poziomie – popularność zyskał głównie dzięki featuringom ze znanymi artystami i dzięki "Dilemma’ie” – utworze tak cukierkowym, że aż się dziwię, że ktokolwiek to kupił. Wobec nowego longplay’a również nie miałem wielkich oczekiwań. Mimo wszystko się zawiodłem.



5.0 jest szóstym studyjnym albumem amerykańskiego rapera Nelly’ego. Znajdziemy na nim 12 kawałków będących mieszaniną popu i r&b. Z tego bardzo znanego połączenia wyszły stosunkowo słabe plastikowe numery, które podejdą jedynie wiernym fanom rapera oraz osobą, które nie mają zbytniej styczności z muzyką. Z bólem serca muszę przyznać, że Nelly bardzo pokaleczył cały styl r&b, przez to ludzie słuchający innej muzyki tj. metal, rock czy reggae, po przesłuchaniu paru utworów z 5.0 wyrabiają sobie złą opinię o tym gatunku. Natomiast odrobinę lepiej jest z kawałkami typowo hiphopowymi. Szkoda tylko, że jest ich tak niewiele.

Recenzja: Keri Hilson - No Boys Allowed

W 2009 roku z ogromną niecierpliwością czekałem na jej debiutancki album, który okazał się bardzo przeciętny, wręcz poniżej moich oczekiwań. Ok, było parę na prawdę dobrych kawałków, do których warto powrócić, ale to nie zmienia faktu, że ogół płyty wyszedł średnio. W przypadku sequela jest tak samo. Albo nawet gorzej. Przyjrzyjmy się co za to odpowiada...



Na album składa się 15 żywych, luźnych brzmień napisanych przede wszystkim przez wokalistkę i jej przyjaciela – producenta i rapera Timbalanda. Utwory to w większości nieskomplikowane r&b z domieszką popu, co sprawia, że prawie wszystkie kawałki to mało ambitne hity radiowe. Ale za to strasznie sympatyczne.

Recenzja: Kid Cudi - Man on the Moon II: The Legend of Mr. Rager

Kid Cudi już nie raz udowodnił, że lubi tworzyć specyficzną muzykę. Właśnie dlatego wokół jego najnowszego albumu nie da się przejść obojętnie- jedni od razu go skreślą, znienawidzą, spalą na stosie a inni będę w nim bez pamięci zakochani. Czy jednak na prawdę jest powód do tak wielkich rozterek? Oczywiście - to, jak ocenimy ten album zależy od naszej postawy...



Wydany przez wytwórnię GOOD Music, Man on the Moon II: The Legend of Mr. Rager jest kontynuacją albumu z 2009 roku – Man on the Moon: The End of Day. Tak samo jak jego prequel, MotMII podzielony jest na pięć aktów różniących się ilością i tematyką utworów. 17 nowych kawałków w większości napisanych w klimatach r&b w połączeniu z wyjątkowym głosem Kida owocuje bardzo dobrymi produkcjami, z których maksymalnie 3 nadają się do radia – nie uświadczymy tu żadnych popowych produkcji, a jak wiadomo, tak ambitnego materiału jak ta płyta żadna stacja się nie dotknie. Jest trochę rapu, trochę śpiewu- wszystko spójnie scalone. Całość nagrana jest w mrocznym, „księżycowym” kimacie, utwory przepełnia przyjemna, pozytywna melancholia intensywnie oddziałująca na emocje słuchacza – można się przy niej wyciszyć, wypłakać i uświadczyć stanu, który pozwoli nam inaczej spojrzeć na nasze troski, problemy. Między innymi na tym polega magia tego albumu.

Na aplauz zasługuje dobranie gości- nie ma tu gwiazdek, których oklepany w radio głos zmusza nas do amputacji uszy. Usłyszymy m.in. Kanyego Westa (w końcu to jego wytwórnia wydała ten krążek), Mary J. Blige, Cee Lo Green’a i Cage’a. W przeciwieństwie do innych featuringów tego typu, każda z gwiazd w znacznym stopniu urozmaica album, nie tylko swoim głosem, ale również zaangażowaniem, co w efekcie dało naprawdę niezłe produkcje.

13 lutego 2011

Recenzja: Kanye West - My Beautiful Dark Twisted Fantasy

Kanye West nie jest specjalnie lubiany w środowisku muzycznym, a mimo to znany na całym świecie amerykański magazyn muzyczny „Billboard” umieścił jego najnowszy album na pierwszym miejscu zestawiania najlepszych płyt 2010 roku. To, czy na to sobie zasłużył jest kwestią sporną, w końcu podobnych albumów jest masa. Czyżby ten tytuł mu się nie należał? Oczywiście, że tak! Bo to na prawdę dobra produkcja.



Dwa lata po premierze czwartej multiplatynowej płyty “808s & Heartbreak”, Kanye West powraca z nowym materiałem. Piąty krążek amerykańskiego rapera nazwany “My Beautiful Dark Twisted Fantasy” powstał przy współpracy z takimi osobistościami jak m.in. Jay-Z, Rihanna, Kid Cudi, Fergie, The-Dream, Elton John i Nicki Minaj, co z góry przesądziło o jego komercyjnym sukcesie.