29 grudnia 2012

Przegląd Płyt Pominiętych #1

Keyshia Cole – Woman to Woman

Ilość tracków: 12
Gatunek: R&B/Soul
Label: Geffen Records
Najlepszy momenty: Get It Right, I Choose You, Missing Me, Stubborn
Najgorsze momenty: co najwyżej Wonderland, Signature
Proponowana ocena: 4+/6


Przyjemna produkcja. Królują tu dynamiczne, ale harmonijne brzmienia, które wpadają w ucho i są w stanie zainteresować sobą na dłuższy czas. Może nie jest to aż tak klimatyczne i soulowe jak Girl on Fire, lecz dzięki solidnej ekipie producenckiej (T-Minus, Jack Splash, Carlos McKinney itepe) oraz treściwej liryce (opowiastki z życia kobiety doświadczonej przez los i mężczyzn) otrzymano niezwykle chwytliwe melodie przeplatane soczystymi, ale nienachalnymi bitami. Całość sklejono ze znanych i lubianych elementów, które z pewnością przypadną do gustu fanom R&B. Ciągle coś się dzieje: tu jakiś ciekawy featuring, tam zwalnia/przyspiesza tempo. Nie żałuję nabycia tej pozycji - chociaż mogłaby być bardziej wyrazista, to idealnie spisuje się jako nieprzymulający chillout w klimacie R&B. Nie usypia, ale działa kojąco na zmysły.

27 grudnia 2012

Recenzja: Pitbull - Global Warming

Naprawdę lubię electropop. Lubię też raperów bawiących się w clubbing, przecież nic w tym złego. Jedyną rzeczą, która działa mi na nerwy, wręcz skrajnie, jest żerowanie na głupocie i naiwności radiowego targetu. A tak się składa, że z tego słynie większość postaci zabierających się za te klimaty. Ich królem jest oczywiście Pitbull – artysta, którego kreatywność przyjmuje wartość ujemną. Przynajmniej taki wniosek nasuwa się po odsłuchu Planet Pit, jednego z najbardziej męczących albumów minionego roku. Mimo to, Eskowicze i tak na niego polecieli. Nie miałem więc żadnych wątpliwości co do wyglądu jego następcy. A oto i on.

W skład rozszerzonego Global Warming wchodzi 16 dancepopowych utworów utrzymanych w typowo klubowej konwencji. Jako że jest to produkcja przeznaczona na sprzedaż hurtową, można tu usłyszeć takie gwiazdki jak Chris Brown, Usher, Christina Aguilera, Jennifer Lopez, czy Enrique Iglesias. Dobry wybór, w końcu są to popularne i jednocześnie (jeszcze) nieograne głosy. Mogło być nieźle.

25 grudnia 2012

Recenzja: T.I. - Trouble Man: Heavy Is the Head

Clifford Joseph Harris to uzdolniona osobistość: rapuje, udziela się jako producent, pisze teksty piosenek, okazjonalnie zabiera się za powieści. Jednak od pewnego czasu rzuca się w uszy, że gość nie jest w formie. Fakt ten uwidocznił się na jego trzech ostatnich wydawnictwach, które w porównaniu z poprzednimi wypadły stosunkowo blado. Nie był to drastyczny spadek jakości, ale i tak występował słyszalny przerost formy nad treścią. Z płyty na płytę jego produkcje stawały się coraz mniej ambitne i wyraziste, będąc na zmianę albo nudnymi, albo radiofriendly. Ciekawiło mnie, jak to będzie wyglądać w przypadku jego najnowszego dziecka.

Ilościowo nie jest źle – w standardowej edycji otrzymujemy 16 tracków (wybranych podobno z 80 możliwości) reprezentujących klimaty mainstreamowego rapu. Jakościowo też jest przyzwoicie, jako że w produkcji wsparli gospodarza m.in. T-Minus i No I.D. W przeciwieństwie do totalnie nietrafionego No Mercy, w końcu słychać, że coś się dzieje. Jest postęp.

19 grudnia 2012

Recenzja: Kamp! - Kamp!

Ponad połowa polskiego społeczeństwa twierdzi, że nie potrafimy tworzyć porządnej muzyki. Bo schematyczna, bo prymitywna, bo cośtam. O ile nasz mainstream rzeczywiście pozostawia wiele do życzenia, o tyle nikt nie ma prawa powiedzieć złego słowa na temat polskiej elektroniki, która stoi na światowym poziomie. Jednym z jej czołowych reprezentantów jest grupa Kamp!, która chociaż działa od prawie 5 lat, ma na koncie jedynie 2 EP’ki i garść remiksów. Pomimo tego, gdy przed dwoma laty zapowiedziała coś długogrającego, większość blogosfery (i nie tylko) ostro się na to napaliła. Nie wiedziałem, dlaczego nikt nie rozważał opcji, że ten materiał może okazać się słaby. Teraz już wiem.

Kamp! to zbiór 11 tracków, na które składa się przede wszystkim synthpop zmieszany z nurtem indie. Za ich wyprodukowanie odpowiadają członkowie zespołu, czyli Radek Krzyżanowski, Michał Słodowy i Tomek Szpaderski. Jak jest? Krótko mówiąc: solidnie i klimatycznie. Szczegóły poniżej.

15 grudnia 2012

Recenzja: Bruno Mars - Unorthodox Jukebox

The Smeezingtons -> Nothin’ on You -> Billionaire -> Just The Way You Are -> Doo-Wops & Hooligans. Tak bardzo ogólnie można streścić przebieg kariery Bruno Marsa. Chociaż tworzy on muzykę wpadającą w ucho, to pamiętam okres kiedy jego głos przyprawiał mnie o mdłości – ponadto single sygnowane nazwiskiem 27-latka były ogrywane przez wszystkie mainstreamowe stacje radiowe i kanały muzyczne, co wywołało u mnie dodatkowe zatrucie. Znacznie większe niż te, które obecnie przechodzę z Adele. Z jego najnowszym wydawnictwem nie wiązałem kompletnie żadnych nadziei, ale mimo to byłem ciekawy, co ma do zaoferowania. Okazało się, że niewiele.

Na wydanym przez Atlantic Records Unorthodox Jukebox dostajemy 10 nagrań będących połączeniem popu ze śladowymi ilościami R&B, soulu i reggae. Znając klimaty, w których obraca(ł) się Bruno, łatwo zauważyć, że nigdy nie tworzył wyjątkowo irytujących ani ekscytujących kompozycji. Bywało fajne, lecz bez większych szaleństw (bo niby co jest ciekawego w choćby nawet Grenade?). Podobnie jest i w tym przypadku.

9 grudnia 2012

Recenzja: Ke$ha - Warrior

Niewyżyta, pozytywnie roztrzepana blondyna – tak podsumowałem Keshę w głosowaniu do Hop Bęca w czasach, gdy wygrywanie płyt w radiu sprawiało mi frajdę. Jej debiut, Animal, nie zawierał wyjątkowo odkrywczej muzyki, jednak natężenie elektroniki było w nim na tyle znośne, że spokojnie można go było nazwać materiałem hitowym. Niestety jednosezonowym. Następnie nadeszła pora na Ep’kę Cannibal. Po pierwszej kolejce podziękowałem – okazała się zupełnie asłuchalna. Liczyłem, że w produkcję drugiego LPa wokalistka włoży więcej serca i otrzymam przyjemny fast food, który przynajmniej przez moment będzie zaspokajał moje najbardziej prymitywne muzyczne żądze. Sorry, but not this time.

Z 16 numerów znajdujących się w wersji deluxe Warrior’a, tylko nieliczne nadają się na dłużej niż jeden raz. Tak jak poprzednio, jest to electropop z gatunku ‘radio friendly’, w którym duży nacisk położono na elementy klubowe. Czyli to, co jest na czasie i co większość artystów niszczy poprzez natarczywe wałkowanie. Ke$ha nie stanowi wyjątku. Całość wydana nakładem Kemosabe & RCA Records.

5 grudnia 2012

Recenzja: Soundgarden - King Animal

Dawno, dawno temu był sobie taki band jak Soundgarden. W czasie ponad 13-letniej kariery, wydał on 5 LP’ów i tyle samo EP’ek, które sprawiły, że stał się jednym z najpopularniejszych przedstawicieli grunge'u. Niestety w 1997 roku panowie powiedzieli swoim fanom ‘papa’ i zawiesili działalność, przerzucając się na inne projekty. Najlepiej wyszedł na tym Chris Cornell, który poza rozwojem solowej kariery, zaistniał w paru rockowych formacjach. W 2010 roku, ogłosił on wielkie zmartwychwstanie legendarnego zespołu, którego skład nie uległ większym zmianom. Wielu fanów obawiało się o jakość następstwa ich powrotu. Na szczęście, źle nie jest.

Pod nazwą King Animal znajdziemy 13 kompozycji wyprodukowanych przy współpracy z Adamem Kasperem, który po raz kolejny wspiera panów od strony technicznej. Są one przedstawicielami alternatywnej wersji rocka, a dokładniej mówiąc nurtu grunge, na którym opiera się cała dyskografia zespołu. Gdybym na podstawie samych brzmień miał określić datę wydania albumu, założyłbym, że ukazał się zaraz po ostatniej długogrającej propozycji, czyli najpóźniej w 1997 roku. Nie ma się co dziwić, przecież klimaty, z którymi mamy tu do czynienia bezpośrednio nawiązują do wcześniejszych dzieł. Dla niewtajemniczonych – w tym przypadku to zaleta.

1 grudnia 2012

Recenzja: Alicia Keys - Girl on Fire

31 lat, od 15 w branży; 4 albumy, 21 singli, masa featuringów, soundtracków i filmowych epizodów. Oto właśnie Alicia Keys, czyli jedna z najjaśniejszych gwiazd współczesnego R&B. Jako że od wydania jej ostatniej płyty minęły już prawie trzy lata, wokalistka doszła do wniosku, że wypadałoby o sobie przypomnieć i rzucić fanom coś nowego. A ci byle czego nie łykną, w końcu dotychczasowe - emotywne & klimatyczne produkcje postawiły poprzeczkę bardzo wysoko. Im zdolniejszy artysta, tym większym oczekiwaniom musi sprostać, logiczne. Ja już posiadam jej świeżutkie dzieło. A oto moje refleksje.

Girl on Fire to 13 nagrań reprezentujących, jak zwykle, r&b i soul. Chociaż nie uważam się za fana Alicii, bo część jej kompozycji kompletnie do mnie nie przemawia, to w tym dziele pokładałem spore nadzieje. Chciałem dostać to, co we wspomnianych gatunkach pociąga mnie najbardziej, czyli wpadające w ucho bity przeplatane pomysłowymi samplami i nastrojowym wokalem. Za to, żeby zadowolić odbiorców podobnych do mnie, odpowiada sama Keys (producent wykonawczy projektu), wspierana przez swojego partnera, Swizz Beatza, a ponadto jeszcze Babyface’a, Jeffa Bhaskera, Dr. Dre i paru innych speców od czarnych klimatów. Tego nie dało się spieprzyć.

26 listopada 2012

Recenzja: Example - The Evolution of Man

Example jest jednym z nielicznych artystów, którym przejście z klimatów czarnych na taneczne wyszło zdecydowanie na dobre – do tego stopnia, że pozostając przy brzmieniach z debiutu, nawet w połowie nie osiągnąłby obecnego sukcesu. Duży udział ma w tym jego charyzma, dzięki której wszystko, za co się zabiera, wzbudza sporą sympatię. Dodając do tego całkiem niezłe flow i znajomość śmietanki brytyjskiego clubbingu, dotychczas prezentował on przebojowe, jednocześnie świeże oraz nieprzekombinowane produkcje. Czyli takie, jakich spodziewałem się i tym razem. Liczyłem na drobną rekompensatę za nieco średniawego Calvina. A co otrzymałem?

W zestawieniu z wcześniejszymi wydawnictwami, The Evolution of Man stanowi jeszcze większy krok ku muzyce klubowo-elektronicznej. Wszystkie 13 kompozycji utrzymano w żywiołowym tempie, rezygnując ze spowalniających motywów (jeden wyjątek) pokroju Anything, czy Microphone z zeszłorocznego Playing In the Shadows. Produkcja - jak ostatnio: Feed Me, Dirty South i Skream, dodatkowo wsparci przez m.in. Zane’a Lowe z BBC Radio 1, Tommiego Trasha, Grahama Coxona, Bengę i Alexa Smitha. Tyle teorii, teraz rzućmy uchem na podkład.

21 listopada 2012

Recenzja: Rihanna - Unapologetic

Gdyby przyszło mi ułożyć ranking najbardziej niewyżytych wokalistek, Rihanna zajęłaby w nim jedną z najwyższych lokat. W końcu to właśnie ona wydaje co roku, począwszy od 2005 (z przerwą w 2008), same multiplatynowe krążki. Wpierw jako niewinna nastolatka, obecnie jako dojrzała, wyzywająca kobieta. Przy okazji premiery coraz to nowszego materiału, regularnym zmianom ulega nie tylko jej image – liczne transformacje przechodzi też muzyka, do której ciągle dorzuca modne, ale niekoniecznie trafne elementy. Chociaż łatwo przewidzieć gatunek, w którym Barbadoska będzie się obracać, to nigdy nie wiemy, w jaki sposób go przedstawi.

Poza klasycznymi popowymi motywami zabarwionymi pierwiastkami R&B, na 14-utworowym Unapologetic pokuszono się o kilka ukłonów w stronę areny elektroniczno-dancowo-dubstepowej. W związku z tym, oprócz tak oczywistych postaci jak No I.D., StarGate czy Benny Blanco, na liście producentów spotkamy Davida Guettę, Chase & Status i Nicky’a Romero, którzy na co dzień zajmują się muzyką zdecydowanie bardziej klubową. Jeżeli chodzi o same dźwięki, efekt końcowy wyszedł przystępnie, jednak to, co z nich poskładano już nie przypadło mi do gustu.

16 listopada 2012

Recenzja: Green Day - ¡Dos!

Po dobrym, ale nieco różowo-infantylnym ¡Uno!,  nadeszła pora na drugą część trylogii, do której miałem ogromne obawy, związane z ewentualnym przerostem formy nad treścią. Bo niby po co znana rockowa grupa wydaje 3 długogrające krążki prawie w tym samym czasie? Pierwsza myśl – dla kasy. Druga myśl – dla kasy. Trzecia – nie wiem. Wychodząc z założenia, że pieniądze rzadko kiedy idą w parze z jakością, po tym dziele spodziewałem się produkcji bliźniaczo do siebie podobnych, jeszcze bardziej słodkich i niezmiernie przewidywalnych. Po parokrotnym odsłuchu muszę przyznać, że, o dziwo, nie jest aż tak źle. Wręcz dosyć przystępnie.

Przed lekturą koniecznie zapoznaj się z Green Day - ¡Uno!. Za dużo odniesień – nie przeczytasz, nie zrozumiesz.

Na ¡Dos! ponownie zaserwowano nam radiową odmianę punk rocka, tym razem zamkniętą w 13 trackach. Standardowo za sterami stanął Rob Cavallo i standardowo też całość została wydana przez Reprise Records. Jak widać, jeżeli chodzi o formalności, nie zaszły tutaj żadne znaczące zmiany. Z kolei w przypadku zarówno podkładu jak i liryki, pokuszono się o pewne innowacje. A jakie?

12 listopada 2012

Recenzja: Christina Aguilera - Lotus

Znowu nie wyszło. Przynajmniej tak pisały media, które przedpremierowo odsłuchały najnowsze wydawnictwo 31-letniej Christiny Aguilery. Te same, które dwa lata temu niesprawiedliwie nazwały Bionic kompletnym niewypałem. Myślałem, że w tym przypadku będzie podobnie: zachód ponarzeka sobie, że Lotus nie oddaje możliwości wokalnych Kryśki oraz kontynuuje spadek formy, a mnie mimo wszystko przypadnie do gustu i połowa krążka wyląduje na moim Cowonie. Niestety, tym razem naprawdę jest słabo. Cholera, jak ja nie lubię nie mieć racji.

13 nagrań wchodzących w skład Lotusa to modne połączenie electropopu i niewielkiej dawki soulu. Jako że odpowiadają za nią przede wszystkim Max Martin, Shellback oraz Alex da Kid, czyli producenci mający na koncie kilka ponadczasowych dokonań, wiele wskazywało, że otrzymamy dzieło pełne hitów, które w zależności od specyfiki wpadałoby w ucho lub potrafiło rozczulić. W praktyce, efekt ten można odczuć jedynie w paru pozycjach. Właśnie tak się dzieje, gdy artysta tworzy muzykę na siłę.

7 listopada 2012

Recenzja: Taylor Swift - Red

WTF? Taka była moja pierwsza reakcja, gdy ostatnio przejrzałem notowania prestiżowych list sprzedaży. Na Wyspach, w USA, Kanadzie, Norwegii, a nawet w Australii i Nowej Zelandii dominowała ta sama pozycja – krążek Red należący do 22-letniej Taylor Swift. Chociaż lubię dziewczynę, nie potrafię pojąć jej fenomenu. Najpierw wydaje zwyczajny popowy singiel, który mało, że króluje na iTunes, zostawiając daleko w tyle często lepszą konkurencję, to jeszcze traktuje się go jako perełkę country, z którym w rzeczywistości ma niewiele wspólnego. A teraz, zabierając się za analizę całego wydawnictwa, byłem pewny, że w jego przypadku będzie podobnie. No i miałem rację.

Red, czyli czwarta produkcja amerykańskiej wokalistki, zawiera w standardzie 16 tracków, na które składają się zarówno dynamiczne, electropopowe klimaty, jak i folkowe, ostatecznie rockowe ballady przywodzące na myśl twórczość Colbie Callait. Samo country, z którego słynie Taylor, występuje tutaj w ilościach wyłącznie symbolicznych, przekładających się na jedno, góra dwa nagrania. Jakkolwiek nie przeszkodziło to magazynowi Billboard umieścić płytę na pierwszym miejscu listy Country Albums. Fajnie.

3 listopada 2012

Recenzja: Calvin Harris - 18 Months

Producent, DJ, songwriter, okazjonalnie również wokalista – takimi profesjami szczyci się pochodzący ze Szkocji Calvin Harris. Swoje pierwsze dema z muzyką elektroniczną zaczął komponować już w 1999 roku, wrzucając je do portalu MySpace. Po pewnym czasie, jego twórczością zainteresował się DJ Tommie Sunshine, który zaprosił go do swojej wytwórni. Ostatecznie, szybko przeszedł pod skrzydła EMI oraz Sony BMG, co poskutkowało wydaniem albumu I Created Disco. Zarówno on, jak i późniejsze Ready for the Weekend sprawiły, że o Szkocie usłyszał cały świat. Niedawno światło dzienne ujrzało jego trzecie studyjne dziecko, wypełnione licznymi, znanymi głosami. Czas je przetestować.

Na dzieło nazwane po prostu 18 Months trafiło 15 numerów wyprodukowanych przez samego gospodarza. Stanowią one kombinację muzyki pop, house, disco, okazjonalnie czegoś dubstepo-pochodnego. Większość z nich utrzymano w typowo radiowej konwencji, w związku z czym są względnie łatwe w odbiorze. Dodając do tego występy Rihanny, Ne-Yo, Example, Ellie Goulding, Florence Welch, etc., możemy spodziewać się, że materiał sprzeda się całkiem nieźle. Jakkolwiek mnie niezupełnie do siebie przekonuje.

31 października 2012

Recenzja: Leona Lewis - Glassheart

Leona Lewis to 27-letnia angielska wokalistka, która umiejętności estradowe rozwijała od najmłodszych lat w wielu prestiżowych szkołach. Chcąc zaistnieć w przemyśle muzycznym, nagrała kilka demo albumów, niestety zainteresowanie nimi okazało się zerowe. Jej kariera nabrała tempa dopiero po udziale w 3 edycji brytyjskiego X-Factora, w którym zmiażdżyła konkurencję zdobywając pierwsze miejsce. Zaowocowało to ukazaniem się debiutu: ‘Spirit’, który w stosunkowo krótkim czasie zdominował największe listy sprzedaży. Następnie szarpnięto się na ‘Echo’, lecz nawet w połowie nie osiągnęło sukcesu poprzednika. Z kolei dzisiaj przyjrzę się trzeciemu podejściu, które po roku od pierwotnej daty premiery, w końcu trafiło na sklepowe półki. Warto było czekać?

Wypuszczone nakładem Syco Music i RCA Records, Glassheart prezentuje klimaty współczesnego popu, który często spotkamy w połączeniu z dancem, soulem lub obiema opcjami jednocześnie. Wersja podstawowa zawiera 13 tracków utrzymanych w takiej właśnie konwencji. Teoretycznie powinny być przebojowe, pełne radiowego potencjału oraz oczywiście ambitnie wykonane, tymczasem w praktyce mają się niezbyt ciekawie - tak to zwykle bywa w przypadku płyt z niepewną datą premiery.

27 października 2012

Recenzja: Maria Peszek - Jezus Maria Peszek

Żyjąc w Polsce, trudno jest nie słyszeć o osobie Marii Peszek: 39-letniej aktorce, piosenkarce, ostatnio również czołowej skandalistce. Na rynku fonograficznym działa od ponad 7 lat, wydając przez ten czas dwa dobre albumy (Miasto mania i Maria Awaria) + jedną EP’kę stanowiącą kontynuację debiutu z 2005 roku. W sumie za dorobek muzyczny otrzymała 3 Fryderyki i Paszport Polityki. 4 lata po premierze ostatniego krążka, Maria przedstawia nam nową propozycję. Nie da się ukryć, że bardzo osobistą i podobno kontrowersyjną. Czyżby w końcu można było posłuchać kogoś, kto ma do powiedzenia coś ciekawego?

Na Jezus Maria Peszek składa się 12 utworów, które najprościej zaklasyfikować do alternatywnego popu, zabarwionego elementami indie, niekiedy elektroniki. Poza samą wokalistką, za brzmienie podkładu odpowiada też Michał ‘Fox’ Król – producent, którego (jak widać/słychać) opłaca się zaprosić do współpracy. Jednak w tym przypadku dźwięki nie ogrywają kluczowej roli. Ale o tym przeczytacie sobie w rozwinięciu.

20 października 2012

Recenzja: Brandy - Two Eleven

19 lat działalności estradowej, 6 filmów, 5 albumów, 25 singli – tak przedstawia się dorobek amerykańskiej piosenkarki Brandy Norwood. 33-latka pochodzi z typowo muzycznej rodziny: jest córką soulowego wokalisty Williego Norwooda, jej brat (Ray J) zajmuje się hip hopem, poza tym jest kuzynką samego Snoop Dogga. Jako dziecko wykonywała w kościele gospelowe utwory, następnie udzielała się w różnych przedsięwzięciach szkolnych, aż w końcu zainteresowała się nią wytwórnia Atlantic Records, doprowadzając do podpisania kontraktu. Pomimo prezentowania ciekawego poziomu, Brandy nigdy nie odniosła sukcesu adekwatnego do umiejętności. Nowe dzieło tego nie zmieni. Przekonajmy się dlaczego.

Two Eleven to seria (w rozszerzeniu) 17 kawałków utrzymanych w konwencji mainstreamowego R&B, czyli czegoś pomiędzy twórczością Mary J. Blige i Kelly Rowland. Do ich wyprodukowania powołano sztab fachowców, w skład których wchodzą m.in. Rico Love, Sean Garrett, Midi Mafia i Bangladesh – osoby obcujące z podobnymi klimatami na co dzień. Całość dystrybuowana nakładem RCA Records.

15 października 2012

Recenzja: Papa Roach - The Connection

Dwójka przyjaciół ze szkoły średniej, pomysł na założenie zespołu, dobranie pozostałych muzyków, lokalne koncerty, kontrakt z wytwórnią. Stałym czytelnikom bloga ten szablon jest doskonale znany, ponieważ wiele opisywanych tutaj bandów (m.in. Green Day, The XX, P.O.D.) rozpoczęło karierę w taki właśnie sposób. Obecnie do ich grona dołączył również Papa Roach. Czteroosobowa formacja działa w branży od ponad 19 lat, wydając przez ten czas sześć hard-rockowych krążków będących owocami współpracy z wieloma wytwórniami, głównie z rodziny Universal Music. Tak się składa, że na początku października wypuszczono ich nową propozycję - pora dowiedzieć się, z czym mamy do czynienia.

Płyta nosi nazwę The Connection i, tak samo jak starsze odsłony, jest utrzymana w klimacie hard-rocka, do którego wpleciono śladowe ilości rapcore’u – krótko mówiąc, dostajemy 15 tracków (deluxe) przywodzących na myśl wcześniejsze dokonania zespołu. Jednak w przeciwieństwie do nich, w uszy rzuca się znaczny spadek formy. Wniosek? Próby samobójcze podczas pracy nad nowym materiałem nie są dobrym pomysłem. Lepiej zaczekać do jego premiery.

9 października 2012

Recenzja: Ellie Goulding - Halcyon

Piękna, sympatyczna i, chociaż wcale nie dziecinna, to bardzo niewinna – takie były moje spostrzeżenia, gdy po raz pierwszy zetknąłem się z 25-letnią Ellie Goulding. Jej kariera rozpoczęła się podobnie jak w przypadku wielu pokrewnych artystek: od najmłodszych lat uczyła się gry na instrumentach, następnie zaczęła śpiewać i pisać teksty. Będąc na studiach, nawiązała współpracę z Polydor Records i wypuściła debiutancki album, ‘Lights’. To dzięki niemu zdominowała garść prestiżowych list przebojów oraz rankingów tj. UK Albums Chart, czy Brit Awards 2010 w kategorii ‘Wybór Krytyków’, zyskując w krótkim czasie ogromną popularność. Po dwóch latach wydawniczej przerwy, Ellie prezentuje jego następcę. Godnego?

Halcyon to, innymi słowy, 14 kompozycji będących wielką mieszanką różnych stylów muzycznych. Bazę stanowi naturalnie pop, którego w zależności od utworu wzbogacono o elementy indie, elektroniki, soulu lub poniekąd baroque rocka. Odważne posunięcie, to trzeba przyznać. Gdyby cała historia nie rozgrywała się w UK, powiedziałbym, że wręcz głupie – w końcu która wytwórnia odważyłaby się na promocję tak specyficznej muzyki? Na szczęście Brytyjczycy mają bardzo wyrafinowany gust, który w połączeniu z pozycją trendsetterów sprawia, że tak nowatorskie postacie jak Florence+ The Machine, Delilah i Jessie Ware nie muszą śpiewać w lokalnych barach, żebrząc o funta. Pannie Goulding też to nie grozi, szczególnie że jej materiał jest równie dobry co wymienionych koleżanek. A nawet lepszy.

4 października 2012

Recenzja: No Doubt - Push and Shove

No i doczekaliśmy się. Po jedenastu latach wydawniczej posuchy, amerykańska grupa No Doubt w końcu przedstawiła swój nowy materiał. Gwoli ścisłości przypomnę, że Gwen, Toni, Adrian i Tom grają ze sobą od 1986 roku (w nieco zmodyfikowanym składzie), prezentując od tamtej pory 5 zapadających w pamięć albumów. Jako że przez większość ostatniej dekady ich działalność była zawieszona, fani stopniowo tracili nadzieję na studyjny powrót. Jednak gdy ‘Push and Shove’ zostało oficjalnie zapowiedziane, dla wielu osób stało się jedną z najbardziej oczekiwanych produkcji 2012 roku. Mam ją na biurku już od dłuższego czasu – odsłuchaną i dokładnie przeanalizowaną. Pora więc na konkrety.

Dzieło wypuszczone przez Interscope Records zawiera 11 kawałków, które można określić mianem pop-rocka (z naciskiem na pop) połączonego z drobnymi pierwiastkami elektroniki, dance’u, funku i oczywiście ska. Poza zespołem, duży udział przy tworzeniu nagrań miały także cenione w branży osobistości, tj. Mark Stent, Ariel Rechtshaid oraz projekt Major Lazer, czyli Diplo i spółka. W wyniku ich współpracy, otrzymano materiał cechujący się hitowym potencjałem i całkiem niezłą jakością. Mimo to, nie jest idealny i posiada również słabe strony. Ale o tym wszystkim przeczytasz w rozwinięciu.

28 września 2012

Nie-recenzja: Carly Rae Jepsen - Kiss

Parę dni temu, przypadkowo wpadł mi w rączki najnowszy krążek wokalistki znanej jako Carly Rae Jepsen - uczestniczki 5 edycji kanadyjskiego Idola, która parę miesięcy temu wylansowała 'hit' 'Call Me Maybe'. Jako że nie mam czasu, ochoty ani wystarczającego samozaparcia (które w tym konkretnym przypadku jest wręcz niezbędne) do ponownego przesłuchania i opisania wydawnictwa 'Kiss' w typowy sposób, tak dla odmiany wymienię 6 argumentów świadczących o jego beznadziejności.



25 września 2012

Recenzja: Green Day - iUno!

Bilie, Mike, Tre i Jason, czyli Green Day, to amerykańska formacja założona pod koniec lat 80. Zanim panowie stali się międzynarodowymi gwiazdami, koncertowali w niszowych klubach, stopniowo zyskując coraz większe zainteresowanie słuchaczy. Po pewnym czasie podpisali kontrakt z Lookout! Records, wydając z nimi dwie płyty. Niestety, żadna z nich nie odniosła dużego sukcesu. Sytuacja diametralnie się zmieniła po przejściu do Warner Brosa, pod szyldem którego ukazały się ich pozostałe LP’e. Tak dla odmiany, cała szóstka może pochwalić się znakomitymi nagraniami, które sprawiły, że zespół stał się jedną z ikon współczesnego punkrocka. Dzisiaj omówię ich świeżutki materiał, który zadebiutował 24 września.

Album, o jakże wymownym tytule ¡Uno!, to zbiór 12 nagrań stanowiących kontynuację punk rockowych brzmień, którymi grupa karmi nas od początku swojego istnienia. Co prawda, z biegiem czasu często modyfikowano ich formy, jednakże zawsze bazując na podobnych, hitowych schematach. W tym przypadku, zmian w porównaniu do poprzednika jest stosunkowo niewiele i można wręcz powiedzieć, że ¡Uno! zaczyna się tam, gdzie kończy się 21st Century Breakdown. A czy to źle? Pora się przekonać.

22 września 2012

Recenzja: Nelly Furtado - The Spirit Indestructible

1. Spirit Indestructible
2. Big Hoops (Bigger The Better)
3. High Life
4. Parking Lot
5. Something
6. Bucket List
7. The Most Beautiful Thing
8. Waiting For The Night
9. Miracles
10. Circles
11. Enemy
12. Believers (Arab Spring)


Nelly Furtado jest 34-letnią Kanadyjką, która zainteresowanie muzyką przejawiała już od najmłodszych lat, głównie poprzez grę na licznych instrumentach oraz pisanie tekstów piosenek. Odkryta przez Geralda Eatona, w 2000 roku wydała głośny debiut, a po pewnym czasie równie dobry, aczkolwiek niedoceniony ‘Folklore’. Jednak jej międzynarodową karierę zapieczętowało dopiero trzecie podejście – genialne Loose z 2006 roku. 3 lata po nim, wypuszczono hiszpańskojęzyczne Mi Plan, które, podobnie jak Folklore, okazało się komercyjnym niewypałem, sprzedając się w śmiesznie niskich ilościach. Pomijając niezbyt odkrywczą kompilację, promowaną bezpłciowym Night Is Young, wiele osób z niecierpliwością oczekiwało jej piątego wydawnictwa, licząc że artystka w końcu powróci do utraconej formy. Jako że od niedawna jest ono w sprzedaży, najwyższy czas mu się przyjrzeć.

The Spirit Indestructible podstawowo składa się z 12 utworów, których klimat w dużej mierze nawiązuje do wspomnianego wcześniej Loose. Widoczne są przede wszystkim podobieństwa w produkcji, czyli zastosowanie popowych melodii, często zabarwianych elementami typowymi dla hip hopu. W każdym razie, nie można tego zakwalifikować ani do R&B ani, tym bardziej, do rapu. To po prostu kreatywny, ambitny pop. Brzmi intrygująco - a jak jest w praktyce?

18 września 2012

Recenzja: Pink - The Truth About Love

Wyrazista, kontrowersyjna, energiczna – taka właśnie jest Pink, która urozmaica branżę muzyki rozrywkowej od ponad 12 lat. Przez ten czas, wydała aż pięć albumów, wypakowanych po brzegi przebojami, które docenili zarówno najsłynniejsi krytycy, jak i słuchacze typowo radiowych klimatów. Poza karierą muzyczną, Alecia Beth Moore okazjonalnie gra w filmach oraz udziela się jako członkini organizacji PETA i HRC. Rok po urodzeniu dziecka i wypuszczeniu kompilacji promowanej wyjątkowo słabymi singlami, artystka powraca z premierowym materiałem, którego dystrybucji podjęła się wytwórnia RCA Records. Ciekawe, czy okaże się tak hitowy, jak poprzednie studyjne pozycje.

The Truth About Love to zestaw 13 tracków (w wersji deluxe 17), stanowiących połączenie rocka i łatwego w odbiorze popu, które aż proszą się o umieszczenie w notowaniach list przebojów. Wiele wskazuje na to, że Pink (czy tam P!nk, jak kto woli) znowu wytoczyła ciężką artylerię, wyprodukowaną przez samą śmietankę, m.in.: Grega Kurstina (Rita, Santigold), Butha Walkera, Johna Hilla oraz Davida Schulera. Lecz czy aby na pewno nie jest to jednorazowy, muzyczny fast food?

16 września 2012

Recenzja: Pet Shop Boys - Elysium

Formację Pet Shop Boys tworzy dwójka (prawie) emerytów, którzy zamiast ubolewać nad impotencją oraz szczegółowo planować atrakcje na swój przyszły pogrzeb,  wciąż trzymają się nieźle, nieustannie, od ponad 30 lat, zajmując się działalnością estradową. Ich dotychczasowy dorobek liczy 10 longplayów, 8 kompilacji, 4 zbiory nagrań z remixami, 2 live albumy, 3 soundtracki oraz jedną EP’kę, z czego wypuścili w sumie 53 single. Jak widać, ‘za młodu’ dopisywała im płodność twórcza. Wiadomo, czasami bywało gorzej, czasami lepiej, ale jako że większość z nas słyszała o zespole już wcześniej, nie da się ukryć, że tych drugich momentów było znacznie więcej. Dzisiaj przekonamy się, do której grupy zaliczymy ich najnowsze dziecko.

Nosi ono nazwę Elysium i podobnie jak jego rodzeństwo, jest utrzymane w konwencji typowo synth-popowej, która, pomimo dużej presji ze strony obecnych trendów, nie uległa drastycznym zmianom na przełomie ostatnich trzech dekad. Oczywiście ich styl musiał zostać lekko zmodyfikowany, jednak w tak kosmetyczny sposób, żeby miłośnicy pierwszych krążków nie czuli się zbytnio zagubieni. Po kilku dniach analizy 12 tracków, trwających w sumie ok. 50 minut, trzeba przyznać, że starsi panowie wciąż są w formie.

12 września 2012

Recenzja: Agnes - Veritas

Pora opuścić rejony brytyjsko-amerykańsko-kanadyjskie i przenieść się na chwilę do Szwecji, gdzie 24-letnia Agnes Carlsson wydała najnowszy krążek. Zwyciężczyni II edycji tamtejszego Idola ma na koncie 3 długogrające produkcje. Pierwsza składa się z numerów wykonywanych w programie, z kolei druga prezentuje autorskie nagrania - również utrzymane w klimatach zbliżonych do R&B. Przełom w jej karierze nastąpił w 2008 roku, gdy całkowicie zmieniła repertuar, zrywając kontrakt z wytwórnią Sony Music i przechodząc pod skrzydła Roxy Recordings. Tak powstał taneczny Dance Love Pop, z którego pochodzą przeboje tj. On and On, czy Release Me. Jako że to właśnie on przyniósł jej największy sukces, postanowiono skomponować jego godnego następcę.

Do podstawowej wersji projektu nazwanego Veritas, wciśnięto 11 utworów będących niczym innym, jak tylko przedstawicielami nurtu dance. Mamy tu elektronikę, mamy garść naturalnych dźwięków – wszystko dokładnie wyważone, zero jakiejkolwiek skrajności. Autorami podkładu są m.in. Jonas Quant (Hurts), Fraser T. Smith (Britney Spears, Keane, Adele) oraz piosenkarz Vincent Pontare. Z kolei za dystrybucję odpowiada, standardowo, Roxy Recordings, wspierana przez Universal Music. To tyle jeżeli chodzi o formalności, a teraz przejdźmy do konkretów.

8 września 2012

Recenzja: The XX - Coexist

Utworzenie The XX wyglądało podobnie, jak w przypadku innych tego typu zespołów: dwójka przyjaciół ze szkoły średniej (Oliver Sim oraz Romy Madley-Croft) wpadło na pomysł założenia kapeli. Początkowo występowali sami, jednak z czasem dołączyli do nich kolejni muzycy (Baria Qureshi oraz Jamie Smith), wnosząc dużo świeżych pomysłów. W takim właśnie składzie skomponowali swój debiutancki album, nazwany ‘xx’. Co prawda, jego komercyjna kariera nie okazała się imponująco wielka, mimo to i tak zyskał wielu wielbicieli - głównie pośród osób lubujących się w niepowtarzalnych, alternatywnych dźwiękach. To było do przewidzenia, przecież tak solidna i nastrojowa produkcja nie mogła przejść bez echa. Ciekawe, jak to będzie w przypadku ich drugiego krążka...

Wiele osób obawiało się, że Coexist będzie miało tzw. ‘syndrom drugiej płyty’, czyli w porównaniu do znakomitego debiutu, okaże się zwykłym przeciętniakiem. Zabierając się więc za odsłuch wszystkich jedenastu utworów, podszedłem do nich z odpowiednim dystansem, licząc się z tym, że mogą nie przykuć mojej uwagi i nie wywołać pozytywnych emocji. Na szczęście, złe przeczucia okazały się zupełnie bezpodstawne. Album, podobnie jak ostatnio, łączy ze sobą motywy indie popu oraz znikome elementy elektroniki, co, wbrew pozorom, jest dosyć nowatorską mieszanką. Chociaż nie jest chwytliwa ani przebojowa, to bardzo mocno intryguje i wciąga. Wszystko wskazuje na to, że tym razem sobie nie ponarzekam.

4 września 2012

Recenzja: Tamia - Beautiful Surprise

Cztery nominacje do nagrody Grammy, pięć do kanadyjskiego Juno Awards, żadnej statuetki. Takimi ‘osiągnięciami’ może pochwalić się 37-letnia Tamia Marilyn Hill, która, pomimo ogromnego talentu oraz znakomitych produkcji, uchodzi za jedną z najbardziej niedocenianych artystek R&B. Muzyka towarzyszy jej od najmłodszych lat – wpierw śpiewała w chórach kościelnych oraz w musicalach, a gdy dorosła, dostała się do szkoły muzycznej. Podczas ponad dwudekadowej kariery, nagrała 4 longplaye oraz pojawiła się w serii wielu soundtracków oraz featuringów przy boku m.in. Quincy Jonesa,  Barrego White’a oraz Snoop Dogga. Obecnie, gwiazda promuje swoje nowe dziecko, wydane przez Plus 1 Music Group. Najwyższa pora rzucić na niego uchem.

11 tracków ukrytych pod szyldem Beautiful Surprise to nic innego, jak klasyczna wersja R&B, w której, poza znacznym udziałem popu i soulu, słychać także elementy gospelu – gatunku, który zapoczątkował miłość artystki do muzyki. Za oprawę dźwiękową odpowiadają m.in. The Runners, Salaam Remi, Carvin & Ivan oraz Luke Laird, czyli postacie znające się na takich klimatach jak mało kto. W sumie, panowie wyprodukowali 44 minuty materiału stojącego na poziomie…średnim. Do bólu średnim.

31 sierpnia 2012

Recenzja: DJ Khaled - Kiss The Ring

Khaled Bin Abdul Khaled, szerzej znany jako DJ Khaled, jest amerykańskim raperem, producentem oraz radiowym DJ’em. Jego wydawniczą karierę zapoczątkował ‘Listennn... the Album’ z 2006 roku, który został ciepło przyjęty w środowisku branży muzycznej. Doczekał się on aż czterech następców, z których ostatni to ‘We The Best Forever’ – pisałem o nim w zeszłym roku. Gospodarz słynie ze współpracy z najpopularniejszymi gwiazdami hip hopu oraz R&B, tj. Lil’ Wayne, Kanye West, Usher, czy Snoop Dogg, które zaprasza na swoje płyty w hurtowych ilościach. Dodając do tego jingiel ‘DJ Khaled’ na początku każdego utworu oraz wypasione bangery, otrzymujemy schemat większości jego produkcji. Również tych najnowszych.

Kiss The Ring, tak zwie się omawiane dzisiaj wydawnictwo, wypuszczone nakładem wytwórni We the Best Music Group - autorskiego projektu rapera. W wersji deluxe znajdziemy 12 świeżutkich numerów, wzbogaconych trzema pozycjami, w których Khaled wystąpił gościnnie. Całą piętnastkę można określić mianem szpanerskiego (teledyski składają się z najdroższych bryk, cycatych lasek i masy łańcuchów na szyi), bogatego w modne bity rapu, który raczej nie wywoła większego zainteresowania. W końcu, od pewnego czasu, jego wykonanie jest dokładnie takie samo…

29 sierpnia 2012

Recenzja: Rita Ora - Ora

Pora na kolejny brytyjski debiut. Tym razem mam na oku 22-letnią Ritę Orę, która zaraz po swoich narodzinach w Kosowie, została przeniesiona na Wyspy, gdzie kształciła się w wielu prestiżowych szkołach. Jako piosenkarka zadebiutowała w 2008 roku w utworze Craiga Davida - Where’s Your Love. Niestety, nie przyniosło to jej żadnego rozgłosu. Dopiero, gdy zaczęła śpiewać w lokalnych barach, została zauważona przez przedstawicieli wytwórni Roc Nation, z którą po pewnym czasie podpisała kontrakt. Chociaż niedługo po tym, mogliśmy zobaczyć ją w paru ważnych teledyskach, dopiero współpraca z DJ Freshem przy Hot Right Now sprawiła, że zrobiło się o niej głośno. Potem pojawiły się pierwsze single, następnie cały materiał. I dzisiaj właśnie o nim.

W skład długogrającego debiutu o krótkiej, lecz treściwej nazwie Ora, wchodzi 12 typowo popowych numerów, wyprodukowanych z rozmachem charakterystycznym dla wszystkich podopiecznych Roc Nation. Nie ma w tym niczego dziwnego, w końcu za sterami stoi sama śmietanka branży, czyli StarGate, Chase & Status, The Runners, The Invisible Man oraz Diplo. Jednak czy to wystarczyło, żeby nagrać płytę pełną hitów? 

27 sierpnia 2012

Recenzja: Jessie Ware - Devotion

Zaraz obok Emeli Sandé i Delilah’i, Jessie Ware jest jedną z lepiej rokujących debiutantek, o której w przeciągu najbliższego roku zrobi się naprawdę głośno – wpierw na Wyspach, następnie w całej Europie. Co prawda, 26-letnia Angielka już odnosi duże sukcesy, dominując w najważniejszych brytyjskich notowaniach, jednak można spodziewać się, że to dopiero zalążek jej przyszłego rozgłosu. W Polsce wystarczył jeden mini-koncert (na tegorocznym Open’erze), żeby swoim uwodzicielskim głosem i niegłupim repertuarem zniewoliła większość uczestniczących w nim osób. Jako, że tydzień temu ukazały się jej premierowe nagrania, nie pozostało mi nic innego, jak przekonać się, co w jej muzyce jest takiego niezwykłego.

Na wydane nakładem Islands Records Devotion, składa się 11 tracków utrzymanych w klimacie wyrafinowanego popu, połączonego ze zręcznie przemyconymi elementami soulu, r&b i elektroniki, które nadają tej muzyce potężną dawkę zmysłowości. Innymi słowy dostaliśmy to, co ostatnimi czasy jest w modzie i na co popyt z dnia na dzień staje się coraz większy – przyszły mainstream. Za to na jakim poziomie.

19 sierpnia 2012

Recenzja: Jula - Na Krawędzi

21-letnią Julitę Fabiszewską powinien kojarzyć każdy Polak, który choć troszkę interesuje się muzyką – przecież to wokalistka, która za pomocą jednego, debiutanckiego singla, narobiła wokół własnej osoby sporego zamieszania, co poskutkowało m.in. zgarnięciem wielu prestiżowych nagród muzycznych, występami na mniejszych i większych festiwalach oraz w programach telewizyjnych. Gdy emocje zaczęły powoli opadać, Jula zaprezentowała kolejny ciekawy numer, który tylko zaostrzył apetyt fanów na zapowiadany od dawna krążek. Parę dni temu odbyła się jego oficjalna premiera i w związku z tym, że polski Internet wypowiada się o nim w samych superlatywach, postanowiłem sprawdzić, czy aby na pewno są tu powody do ekscytacji.

Chociaż nigdy nie ukrywałem, że nie darzę sympatią wytwórni EMI Music Poland ani My Music, to tym razem wypada pochwalić tamtejszą ekipę - co jak co, ale wie ona jak efektywnie spieniężyć swoich podopiecznych. Jeszcze na długo przed tym, jak do moich nienasyconych rączek trafił Na Krawędzi, miałem co do niego dobre przeczucie, w końcu promowały go nadzwyczaj hitowe single, które w połączeniu z zachęcającymi zapowiedziami sprawiły, że, mniej lub bardziej świadomie, zaintrygowała mnie ta pozycja. Oczywiście, jak to zwykle bywa w tego typu przypadkach, już pierwszy odsłuch dziesięciu pop-rockowych nagrań nieco ostudził moje emocje…

16 sierpnia 2012

Recenzja: 10 Years - Minus The Machine

10 Years to amerykański zespół złożony z piątki artystów, których skład nieco różni się od pierwotnego. W czasie 13-letniej działalności, nagrali 5 płyt długogrających i jedną EP’kę – swoje pierwsze dzieła panowie wydawali na własną rękę, bez pomocy żadnej wytwórni. Dopiero po pewnym czasie udało się im podpisać kontrakt z Universal Records, która to pomogła nie tylko w dystrybucji, lecz także w promocji ich twórczości. Szczerze mówiąc, żaden z wypuszczonych przez nich krążków nie był wyjątkowo interesujący, więc na najnowszy z nich początkowo nie zwracałem uwagi - jednak ze względu na brak innych propozycji, byłem zmuszony wziąć go na warsztat.

Mowa o Minus The Machine, czyli dwunastu rockowych nagraniach w całości skomponowanych przez sam zespół, bez większej pomocy osób trzecich. Tym razem, zamiast Universala, opiekę powierzono wytwórni Palehorse Records - niestety, nie miało to znaczącego wpływu na muzykę, dlatego też dostaliśmy to, co zawsze, czyli na ogół puste, bezcelowe granie. Za to z fajną okładką.

9 sierpnia 2012

Recenzja: Rick Ross - God Forgives, I Don't

Trudno nie znać Ricka Rossa – nawet jeżeli nie kojarzymy jego solowych produkcji, to każdy powinien słyszeć co najmniej jeden utwór, w którym występuje gościnnie. W końcu do featuringów zapraszają go same największe postacie wykonujące rap i rnb. W cieniu licznych współprac pozostają (dla ‘szarego słuchacza’) jego cztery dotychczasowe longplaye: Port of Miami, Trilla, Deeper Than Rap i Teflon Don, z których mnie najbardziej podobał się debiut. Poza nimi, Rick ma na koncie kompilację, soundtrack, 3 kolaboracje i 5 mixtape’ów. Biorąc pod uwagę fakt, że to wszystko zostało wydane w przeciągu 8 ostatnich lat, można stwierdzić, że gość nie lubi się nudzić.

Dwa lata po wypuszczeniu ostatniego albumu i miesiąc po ostatnim mixtejpie, nadeszła pora na długogrające cuś o gangsterskiej nazwie God Forgives, I Don't. W rozszerzeniu składa się z 17 tłustych, hip-hopowych propozycji spod szyldu wytwórni Maybach Music (co jest podkreślane w prawie każdej produkcji), wspieranej przez Def Jam Recordings. Nie jestem wielkim fanem Rossa – raper jak raper, czasami lubię powroty do jego tracków, jednak nigdy nie wydał czegoś, przez co zacząłbym go nieziemsko wielbić. Do tej płyty podszedłem więc bez większego entuzjazmu, zwłaszcza gdy zapoznałem się z promującymi ją, takimi sobie singlami. Teraz, jak już krążek po małym opóźnieniu wpadł w moje rączki, czas sprawdzić czy znajdę tu coś będącego w stanie zainteresować potencjalnego słuchacza.

6 sierpnia 2012

Recenzja: Conor Maynard - Contrast

Pora na kolejny angielski debiut, czyli 19-letniego Conora Maynarda, który podobnie jak Justin Bieber, zaczynał od nagrywania amatorskich coverów zamieszczanych w serwisie YouTube. Takim sposobem natrafił na niego Ne-Yo, któremu bardzo spodobało się wykonanie utworu Beautiful Monster i skontaktował się z jego autorem. Następnie, za sprawą starszego muzyka, Brytyjczykiem zainteresowała się wytwórnia EMI Music, która zorganizowała dla niego przesłuchanie, a potem doprowadziła do podpisania kontraktu- i tak zyskano kolejną maszynkę do robienia pieniędzy. Dwa single już słyszeliśmy, teraz czas na cały longplay.

Contrast to 12 numerów pop-rnb, czyli klimatów podobnych do ostatnich dokonań Ushera i Justina Biebera, które dla nastolatka z Brighton wyprodukowali m.in. Pharrell Williams, Stargate, Benny Blanco, The Invisible Men i Midi Mafia – te nazwiska mówią same za siebie, szczególnie w takim zestawieniu. Wydawałoby się, że w nasze ręce trafi więc coś świeżego, przebojowego i choć troszkę nowatorskiego. A jak jest w rzeczywistości?

1 sierpnia 2012

Recenzja: Delilah - From the Roots Up

Delilah, czyli tak naprawdę Paloma Stoecker, to 21-letnia angielska wokalistka i songwriterka, która na rynku muzycznym istnieje stosunkowo niedługo, bo zaledwie od roku. Mimo że przez ten czas wydała jedynie 4 single, jeden drobny mixtape i zaliczyła gościnny występ, zainteresowanie jej osobą/twórczością stało się ogromne. Nie ma się co dziwić, w końcu muzyką zajmuje się od najmłodszych lat, początkowo śpiewając oraz komponując na fortepianie, a następnie studiując prawa rządzące tym przemysłem. Jak widać, poza charyzmą i talentem, posiada również obszerną wiedzę, dzięki której z pewnością nie zginie w branży.

Na płytę tej artystki czekałem od niemalże roku, gdy światło dzienne ujrzał jej debiutancki singiel, prezentujący ogromne zdolności wokalne i idealnie komponujący się z nimi repertuar, stojący na bardzo atrakcyjnym poziomie. Numerów podobnej klasy oczekiwałem więc po całym przedsięwzięciu, nazwanym From the Roots Up. I, o dziwo, nie zawiodłem się - w wersji deluxe otrzymałem 15 utworów, których klimat można nazwać mieszaniną soulu, rnb i śladowych ilości trip hopu. Teoretycznie nie brzmi to zbyt odkrywczo, wiem - za to po wciśnięciu ‘play’ zaczyna się to, czego się spodziewałem. Czyli rozkosz dla uszu. Nareszcie celujący krążek?

26 lipca 2012

Recenzja: Passion Pit - Gossamer

Grupę Passion Pit tworzy piątka Amerykanów z bostońskiego college’u, którzy pod przewodnictwem Michaela Angelakosa, nagrywają muzykę od ponad 5 lat. A zaczęło się dosyć niewinnie – początkowo, Angelakos, ot tak sobie skomponował w prezencie dla swojej dziewczyny EP’kę w całości stworzoną na laptopie. Następnie, po jednym ze swoich mini występów, podszedł do niego Adam Lavinsky, z pomysłem założenia zespołu. Majkel zgodził się, pozbierał kumpli i tak powstał ich pierwszy album nazwany ‘Manners’. Od czasu jego wydania minęły już 3 lata, więc panowie postanowili przypomnieć o sobie i nagrali coś nowego. I właśnie ‘to coś nowego’ będzie gwiazdą poniższej recenzji.

Dzieło wypuszczone przy współpracy z wytwórnią Columbia Records, zwie się Gossamer i w standardowej edycji zawiera 12 przyjemnych, wręcz typowo wakacyjnych tracków, łączących elektroniczne syntezatory z delikatnymi brzmieniami indie popu. Chociaż nie są one idealne, to można miło spędzić z nimi czas - na 47 minutach jednorazowego odsłuchu, kariera z tą płytą raczej się nie skończy.

23 lipca 2012

Recenzja: Frank Ocean - channel Orange

Znacie Franka, co nie? To ten od Kanye Westa i Jaya-Z oraz mixtape’u ‘nostalgia, Ultra’ (polecam!). Jest też członkiem grupy Odd Future (czy OFWGKTA, jak kto woli), z którą nagrał 1xLP i 2x mixtape. Jak widać, chociaż dzisiaj omówię jego debiutanckie dziecko, gość dobrze zna realia branży muzycznej i mało tego, że potrafi śpiewać, to również pisze niegłupie teksty. No i ma szeroki wachlarz znajomości, w końcu przyjaźni się z wieloma znanymi i szanowanymi artystami. Słowo ‘debiut’ stawiane przy jego albumie wydaje się więc czysto teoretyczne. Przesłuchałem go, ustosunkowałem się, a teraz go opiszę.

W channel Orange, którego dystrybucji podjęła się wytwórnia Def Jam Recordings (obok GOOD Music jest to mój ulubiony label), podstawowo wpakowano aż 17 porządnych kawałków, będących nowoczesnym i jednocześnie nieoklepanym rnb, które niewiarygodnie wciąga i jest w stanie umilić czas nawet najbardziej wybrednym słuchaczom. Nie pamiętam, kiedy ostatnio natrafiłem na tak dobrego przedstawiciela czarnych, niekoniecznie rapowanych klimatów. No i po części soulu, ale to swoją drogą.

18 lipca 2012

Recenzja: Nas - Life Is Good

Słuchacze, którzy chociaż troszkę interesują się hip hopem, z pewnością nieraz słyszeli o osobie Nasira Bin Olu Dara Jonesa znanego jako Nas. To on w 1994 roku wydał jeden z najgłośniejszych debiutów w historii muzyki rap, nazwany Illmatic. Następnie, z czasem ukazywały się kolejne solidne dzieła sygnowane jego nazwiskiem, czyli 8 LP’ów, kompilacje, kolaboracje i EP’ka. Jak widać, jest to osobistość, która nie lubi się obijać. Obecnie, w nieciekawej sytuacji, gdyż po rozstaniu z żoną oraz z ogromnymi problemami finansowymi na koncie, Nas powraca po 4 latach posuchy. Przekonajmy się, w jakiej kondycji jest jego muzyka.

14 tracków ukrytych pod nazwą Life Is Good to tak, jak powiedział sam Nasir, powrót do jego korzeni, brzmienia na których się wychował i od których wystartował, czyli oldschoolowy, klasyczny rap. Spoglądając na nazwiska odpowiedzialne za warstwę muzyczną, można doszukać się postaci tj. No I.D. oraz Salaam Remi, którzy, pod kierownictwem gospodarza, odegrali kluczową rolę w produkcji podkładu. A oto efekt ich pracy, wydany przez Def Jam Recordings:

14 lipca 2012

Recenzja: P.O.D. - Murdered Love

Kalifornijską grupę P.O.D. tworzy czwórka muzyków: Sonny, Wuv, Traa i Marcos, którzy (w lekko zmodyfikowanym składzie) grają ze sobą od 20 lat. Przez ten czas, przedstawili 7 krążków, z których na szczyt wywindował ich dopiero trzeci - The Fundamental Elements of Southtown. To z niego pochodzą przeboje takie jak Southdown czy Rock the Party (Off the Hook), które pomogły im zaistnieć w stacjach przekroju MTV. Przebić się z kolejnymi wydawnictwami było więc o wiele łatwiej. Dzisiaj omówię najnowsze z nich, które swoją premierę miało 10 lipca, 4 lata po wydaniu ostatniego studyjnego dziecka.


Murdered Love, bo o nim mowa, to 12 różnorodnych nagrań utrzymanych w klimacie rocka, zarówno szybszego, ostrzejszego, jak i tego wolniejszego, zmieszanego z prawie niesłyszalnymi elementami muzyki reggae. Spotkamy tu też wiele rapcore’owych motywów, których tak samo, jak omawianego ostatnio rapu, dawno nie opisywałem. Pora więc nieco odświeżyć zagadnienie.

9 lipca 2012

Recenzja: Prodigy - H.N.I.C. 3

Prodigy, czyli Albert Johnson to 37-letni raper, który wychował się w rodzinie nowojorskich muzyków. Jest również połową hip-hopowego duetu Mobb Deep, w którym wraz z Havocem nagrał 7 długogrających produkcji, dzięki którym obaj panowie stali się poważanymi postaciami w rapowym półświatku, zyskując miliony fanów na całym świecie. Chociaż formacja jeszcze funkcjonuje, Albert od pewnego czasu pracuje na własne nazwisko – w jego solowej dyskografii znajdziemy dwa LP’e, kolaboracje i garść mixtejpów, które wcale nie są (aż tak) gorsze od tych wydanych przez Mobb Deep. Dzisiaj rozpiszę się o jego świeżutkim dziele, nazwanym tak samo, jak ostatni mixtape…

…czyli H.N.I.C. 3. Jest to pierwszy album wypuszczony nakładem Infamous Records i wersji deluxe składa się z aż 20 tracków będących niczym innym jak tylko czystym, nieklubowym rapem ze wschodniego wybrzeża. Jak stali czytelnicy z pewnością zauważyli, dawno nie było na blogu takich klimatów, chociaż, bądź co bądź, obcuję z nimi prawie codziennie - jest to coś, w czym poza (zazwyczaj) solidnym podkładem, duży nacisk kładzie się na lirykę. Przekonajmy się, jak Prodigy przyłożył się do obu aspektów.

7 lipca 2012

Recenzja: Chris Brown - Fortune

Chris Brown podczas swojej 12-letniej kariery wydał 4 albumy i 4 mixtape’y, z których w sumie pochodzi 21 singli. Udzielał się również w licznych featuringach u boku najsłynniejszych przedstawicieli muzyki pop oraz czarniejszych klimatów tj. rnb i rap. Szczerze mówiąc, Chris nigdy nie tworzył wydawnictw na zaskakująco wysokim poziomie – zwykle jego płyty, jako całość, nie wywoływały we mnie skrajnych odczuć, za to niektóre wypuszczone z nich tracki okazały się naprawdę ciekawymi pozycjami. Niestety, ostatnimi czasy nawet one prezentują się względnie słabo, więc nad materiałem, którego promują postawiłem wielki znak zapytania. Najwyższy czas rozwiać wszelakie wątpliwości.

Fortune, tak zwie się najnowszy, piąty (a jednocześnie pierwszy ze stajni RCA Records) album Chrisa Browna. W edycji rozszerzonej zawiera on aż 19 utworów z zakresu muzyki eurodance, pop, rnb i rap, które chociaż nie są irytujące, to wydają się być lekko nieświeże. Krótko mówiąc: brak nowości, same przeciętniaki.

3 lipca 2012

Recenzja: Flo Rida - Wild Ones

Flo Rida jest raperam, którego, chcąc nie chcąc, zna większość z nas. Na jego produkcje rzucają się wszystkie stacje formatów CHR Pop i Dance oraz różnorodne programy muzyczne. Do niedawna, jego dyskografia ograniczała się do 3 longplayów – dwóch naprawdę przyjemnych, łączących nie byle jakie flow z wyważonymi, modnymi bitami oraz jednego, przeciętnego, znacznie słodszego. Już wtedy zapaliła mi się w głowie żarówka, że z Flo zaczyna dziać się coś niedobrego. W międzyczasie nastał trend na featuringi, w których raper wypadał zazwyczaj kiczowato – to, że jego najnowszy album nie będzie zbyt oryginalną pozycją stawało się dla mnie coraz bardziej oczywiste.

Szczerze, miałem rację. Po części jest nawet gorzej niż myślałem. W ramach formalności przypomnę, że wydane przez Atlantic Records Wild Ones, w wersji podstawowej zawiera tylko 9 numerów, których jakość pozostawia bardzo wiele do życzenia – w szczególności ich zjawiskowość i zróżnicowanie. To tyle w jeżeli chodzi o wstęp, a teraz przejdźmy do dogłębnej analizy podkładu:

1 lipca 2012

Recenzja: Fiona Apple - The Idler Wheel...

Fiona Apple McAfee Maggart ma 34 lata i pochodzi z Nowego Jorku. W wielu 16 lat nagrała swój pierwszy album, ‘Tidal’, który został doceniony zarówno przez słuchaczy, jak i szanowanych krytyków muzycznych, zyskując status potrójnej platyny. Wokalistka widząc popyt swoją specyficzną muzykę, z czasem wydała dwie kolejne, godne polecenia propozycje: 'When the Pawn...' i 'Extraordinary Machine'. Jako, że już od 7 lat piosenkarka nie przedstawiła niczego premierowego, fani zaczęli godzić się z faktem, że w najbliższym czasie sytuacja ta nie ulegnie zmianie. A tu taka miła niespodzianka.


Na krążek, którego pełna nazwa to: The Idler Wheel Is Wiser Than the Driver of the Screw and Whipping Cords Will Serve You More Than Ropes Will Ever Do składa się 10 klimatycznych, przesiąkniętych emocjami utworów, utrzymanych w konwencji piano rocka połączonego z niewielkimi elementami jazzu i baroque popu. Owa mieszanka sprawia, że wrażenia płynące ze słuchania są niezwykle przyjemne i zapewniają wysoki poziom rozrywki. Alternatywnej rozrywki.

27 czerwca 2012

Recenzja: Maroon 5 - Overexposed

Kariera tego zespołu rozpoczęła się w 1994r., gdy to czwórka przyjaciół ze szkoły średniej założyła zespół o nazwie Kara's Flowers. Po podpisaniu umowy z wytwórnią, wydano ich debiutancki album, który nie odniósł większego sukcesu. Dopiero po zwerbowaniu Jamesa Valentina, zerwano kontrakt z Reprise Records i zmieniono nazwę na Maroon 5 (Maroon było już zajęte). Następnie wypuszczono płytę Songs About Jane, z której pochodzi hit This Love – to właśnie on odpowiada za międzynarodowy sukces grupy. 2 lata po wydaniu ostatniej produkcji, światło dzienne ujrzało ich najnowsze dziecko. Pora mu się przyjrzeć.

Jak z pewnością wiele osób zauważyło, muzyka Maroon 5 uległa ostatnimi czasy sporym zmianom, które są widoczne również na Overexposed. W jego najuboższej wersji, znajduje się 12 numerów, przy których band całkowicie poszedł w radiową skrajność, rezygnując z jakichkolwiek rockowych brzmień, które swoim czasem były dla niego charakterystyczne. Bez nich, kawałki są o wiele uboższe i mimo iż wciąż (pozornie) hitowe, to bardzo słabe.

25 czerwca 2012

Recenzja: Linkin Park - Living Things

W 1996 roku, trójka przyjaciół postanowiła wejść w muzyczny biznes, zakładając kapelę Xero, do której zrekrutowali dodatkowych muzyków. Początkowo żadna wytwórnia nie była zainteresowana wydawaniem ich muzyki, do tego pojawiły się problemy z prawami autorskimi do nazwy zespołu. Sytuacja zaczęła ulegać zmianie, gdy M. Wakefielda zastąpił inny wokalista, Chester. Dopiero wtedy wybrano ostateczną nazwę oraz podpisano kontrakt z Warner Bros.. Od tego czasu, Linkin Park nagrał 4 LP’e, parę kolaboracji oraz EP’ek, z których w sumie pochodzą 24 single. Tymczasem dziś zgłębimy się w ich najnowszy materiał, wydany w Polsce 25 VI.

Mowa naturalnie o Living Things, czyli siódmej pozycji ufundowanej przez Warner Bros. Records. Znajduje się na niej 12 kompozycji, które, jak zwykle, są reprezentantami hybrydy ostrzejszego rocka, elektroniki i sporadycznie rapu, z którą grupa obcuje od początku swojej kariery. Całość została wyprodukowana przez Ricka Rubina (RHCP, Slayer, Adele) oraz członka bandu, Mike’a Shinodę. Efekt? Jest całkiem nieźle, jakkolwiek, w zestawieniu ze wcześniejszymi dokonaniami, wcale nierewelacyjnie.

23 czerwca 2012

Recenzja: Justin Bieber - Believe

Dawno, dawno temu był sobie słodki chłopczyk, który wrzucał do sieci autorskie covery znanych utworów. Dzięki dziecinnej charyzmie i ponadprzeciętnemu wokalowi, zyskał ogromną popularność, aż w końcu zauważył go obecny manager, który po zapoznaniu go z Usherem, jego późniejszym artystycznym mentorem, doprowadzi do podpisania kontraktu z Island Records. Na jego mocy, wydał on EP'kę, następnie jej długogrającą kontynuację oraz album ze świątecznymi przebojami. Niedawno do jego dyskografii dołączyło nowe wydawnictwo. O kim mowa? Oczywiście o Justinie.

18-letni Bieber nazwał swój świeżutki krążek Believe i w wersji standardowej (uboższej od deluxe o 3 kawałki) zapełnił go 13 różnymi jakościowo propozycjami z gatunku pop, rnb i dance. Brzmi znajomo? Powinno, bo w dokładnie takiej samej konwencji utrzymana jest płyta z ostatniej recenzji, Looking 4 Myself. Szkoda, że tutejsza odsłona jest o wiele słabsza.

21 czerwca 2012

Recenzja: Usher - Looking 4 Myself

Usher jest jednym z wykonawców, którzy lubią swoim mało męskim głosem zabierać się za soul/rnb, porządnie rapować do produkcji typowo hip-hopowych oraz bawić się w niezbyt ciekawy clubbing, co zwykle nie wychodzi im zbyt dobrze. Ma on na koncie 6 różnorakich jakościowo krążków, na których współpracował ze samą śmietanką branży, również stając się ważną postacią na rynku muzyki pop - popularność przyniosły mu głównie numery U Got It Bad, Burn i Yeah!. Tym razem, do moich rąk trafił jego najnowszy album, wydany, tak dla odmiany, przez RCA Records - pora rzucić na niego uchem.

Looking 4 Myself jest dziełem, które w wersji deluxe zawiera 18 utworów utrzymanych w popularnych dla tego typu wokalistów stylach, jakimi są wspomniane we wstępie soul, rnb, hip-hop oraz dance. Jeszcze do niedawna byłem pewny, że jak Usher wyda płytę, to będzie to ociekająca plastikiem tandeta przekroju Taio Cruza, bądź też gorsza wersja Nicki Minaj. Ostatnią rzeczą, jakiej spodziewałbym się po nim, jest to, że będzie w stanie zachować gatunkową równowagę - i nie pokusi się o oklepany syf nadający się na wiejskie potańcówki. Na kolana może nie powala, co jednak nie zmienia faktu, że jest pozytywnym zaskoczeniem.

17 czerwca 2012

Recenzja: Amy Macdonald - Life in a Beautiful Light

Na to, że Amy będzie artystką godną zapamiętania, wpadłem już w 2008 roku, gdy to w niemalże całej Europie ukazał się jej debiutancki krążek 'This Is The Life', z którego pochodzą m.in. This Is The Life czy Mr Rock & Roll, które swoim czasem były dosyć intensywnie promowane w naszym kraju. Ponad dwa lata po wydaniu tego cudeńka, Szkotka wypuściła kolejny, zdecydowanie mniej hitowy LP - A Curious Thing, który zarówno jakością jak i popularnością nie umywał się do swojego poprzednika. Z kolei dzisiaj omówimy sobie jej najnowsze, już trzecie podejście - przekonajmy się, w jakiej formie jest panna Macdonald.

Life in a Beautiful Light - tak nazwano świeżutki, drugi spod szyldu Mercury Records materiał 24-letniej wokalistki Amy Macdonald. Podstawowo, posłuchamy sobie 12 kawałków z pogranicza soft rocka, folku oraz muzyki popularnej, które poza tym, że są sympatyczne i łatwe w odbiorze, to o dziwo nie nudzą. Co w tym dziwnego? O tym w rozwinięciu.

11 czerwca 2012

Recenzja: Gossip - A Joyful Noise

Gossip to amerykańskie trio założone w 1999 roku. Chociaż ma ono na swoim koncie aż 4 całkiem niezłe krążki, na rozwój komercyjnej kariery wpłynął dopiero trzeci - Standing in the Way of Control z 2006 roku. Ponadto, w międzyczasie ukazały się też 4 niemniej ciekawe EP'ki, jednak one również nie cieszyły się większym zainteresowaniem - a szkoda, bo zarówno krótsze, jak i te długogrające albumy są naprawdę solidne. Następnie nadeszła pora na Music for Men, z którego najgłośniejszym numerem został Heavy Cross. W maju światło dzienne ujrzała ich najnowsza produkcja - najwyższy czas wziąć ją na warsztat.

Wydawnictwo nazwane A Joyful Noise to 11 nagrań stanowiących chwytliwą mieszankę rocka z synthpopowymi brzmieniami oraz alternatywną wersją muzyki dance, która owocuje porządnym materiałem, trwającym w sumie ok. 45 minut. I jak wrażenia? Dobrze - kolejna płyta z potencjałem. Prawie dużym.