30 kwietnia 2011

Recenzja: Hollywood Undead - American Tragedy

Dziś będzie bardziej hardcorowo niż zwykle. A to dlatego, że tym razem jest mowa o najnowszej produkcji amerykańskiej formacji Hollywood Undead - American Tragedy. Nazwa brzmi ciekawie – w praktyce jest podobnie, w końcu rockowe dźwięki + rap to na prawdę ciekawe połączenie. Zapraszam do lektury, bo warto rzucić okiem na tą propozycję.  



Jest to ich drugi album studyjny (pierwszy to Swan Songs) i prezentuje 18 (w wersji Deluxe, w standardowej 14) nowych numerów, które są, swoją drogą, specyficzne: jest to rap połączony z mocnymi rockowymi brzmieniami, czyli tzw. rapcore. Może jest ostro, ale z pewnością nie jest to metal (choć wiele osób twierdzi inaczej). Mimo to produkcja brzmi nieźle: taki rapcore to dobra odskocznia od tego, czego słucha się na co dzień, w dodatku jest przyzwoicie wyprodukowany. Gitary, perkusja i inne typowo rockowe instrumenty w połączeniu z rapowymi samplami prezentują się wyśmienicie.

26 kwietnia 2011

Recenzja: Lenka - Two

Pamięta ktoś jeszcze Lenke? To ta od The Show (wiosenna ramówka TVN z 2009) i Trouble Is a Friend (piosenka wykorzystana w jednym z odcinków Chirurgów). Bardzo wiele osób twierdzi, że pochodzi z Niemiec – a to dlatego, że jest mylona z niemiecką piosenkarką Leną, która wykonuje podobny rodzaj muzyki. Ich jakość jest jednak całkowicie różna, o czym można się przekonać poniżej.



Tak naprawdę Lenka pochodzi z Australii, a mieszka w USA, gdzie promuje swój drugi solowy album zatytułowany po prostu Two. Znajduje się na nim 11 świeżych, lekkich popowy brzmień pozbawionych nachalnych syntezatorów, mikserów i innych nienaturalnych dźwięków, którymi oblegają nas stacje radiowe. Zamiast tego, tak samo jak w przypadku jej niemieckiej koleżanki, Lenka postanowiła zainwestować w gitarkę, wiolonczelę i inne normalne instrumenty. Tak specyficzne klimaty w połączeniu ze słodkim głosem wokalistki poskutkowały bardzo dobrymi produkcjami, o które w dzisiejszym przemyśle muzycznym jest coraz trudniej.

23 kwietnia 2011

Recenzja: Chipmunk - Transition

Chipmunk ma 20 lat i jest brytyjskim „raperem”. Gdy półtorej roku temu wydał sympatyczne, choć nie za lotne Oopsy Daisy, a potem podobne Look for me, wiedziałem, że to komercyjna gwiazdka przekroju Iyaza, która potrafi robić tylko lekkie radiowe hiciorki. No i nie myliłem się – chłopak zna się na radiowych trendach, robiąc dobrą niezobowiązujacą muzykę. A co się stanie, gdy taka osobistość weźmie się za prawdziwy rap? Wyjdzie Transition. 


Jest to drugi album Chipmunka i składa się na niego 13 utworów, które są dość specyficzne. Dlatego, że większość z nich jest tylko podróbką rapu, która może nie denerwuje, ale strasznie nudzi. Chłopak niby biorąc udział w kolaboracjach dla innych artystów daje radę, ale jak przyszło zrobić coś dla siebie, to wyszło tak bezpłciowo - ni to grime, ni rap, ni r&b ani pop. Żeby nie było – są na krażku też ciekawe kawałki, szkoda tylko, że jest ich co najwyżej 3… Ogół płyty można podzielić na dwie grupy: pozytywne radiowe numery i próby zrobienia czegoś pomiędzy grime’m a rapem. Więcej niestety jest tych drugich.

20 kwietnia 2011

Recenzja: Natalia Kills - Perfectionist

Większość osób, które ogląda programy muzyczne i słucha w miarę normalnego radia zapewne kojarzy ją z numeru Mirrors, no i może ze starszego Don't Play Nice. O kim mowa? Oczywiście o Natalii Kills, czyli kolejnym klonie Lady Gagi. Ale to nie byle jakim - całkiem udanym, można rzec, że nawet z talentem. Ale czy na pewno warto zawracać sobie głowę jej najnowszą produkcją można przeczytać poniżej.




Natalia ma 24 lata, pochodzi z Wielkiej Brytanii i tam też początki miała jej kariera aktorska i muzyczna. Jednak swój debiutancki krążek Perfectionist nagrywała w większości w Niemczech, gdzie również postanowiła zabłysnąć. Na krążku znajduje się 14 nowych, świeżych brzmień utrzymanych w klimatach electro popu i popu wykonywanego przez Lady Gage- inspiracje nią słychać w prawie każdym kawałku -momentami ma nawet podobny głos. Prosi się by powiedzieć, że to złe, nieoryginalne i głupie. Zwykle tak jest, ale w tym przypadku to nie działa. Słyszeliście najnowszy numer Lady Gagi – Judas? Lubię tą artystkę i o ile single z Fame były niezłe, to te z Born This Way to porażka (chociaż mam nadzieję, że krążek będzie przynajmniej w połowie tak dobry, jak się zapowiada). Dlatego słuchając albumu Natalii Kills mam wrażenie, że nawet najgorszy numer z krążka jest lepszy od najnowszej piosenki Lady Gagi (Born This Way niewiele lepsze..). I właśnie dlatego na ten longplay naprawdę warto rzucić uchem.

18 kwietnia 2011

Recenzja: Snoop Dogg - Doggumentary

Kto poza fanami rapera i muzycznymi weteranami pamięta, jak brzmią rodzime dźwięki Snoop Dogga? Przecież nie dzieci pokolenia radiowego (czyli te, którym gust wyrabia radiowa playlista), które pewnie kojarzą go przede wszystkim z duetu z Katy Perry i no może paru jego nowszych utworów. Coraz mniej osób wie, jak wyglądała jego muzyka 18 lat temu. Zapowiadając ten krążek Snoop obiecał w końcu powrót do korzeni – piosenki klimatem miały przypominać jego pierwsze, west coast’owe produkcje i stary dobry g-funk. Zobaczmy, czy album podołał wyzwaniu.

Doggumentary jest już 11 studyjnym albumem kalifornijskiego rapera i zawiera 21 niezłych kawałków. Ale to są byle jakie niezłe kawałki – to gangsta rap, g-funk made by Snoop, czyli wiadomo – niezłe flow + subtelny głos Snoopa = przebojowe, wpadające w ucho produkcje. Nie ma jednak co ukrywać –płyta nie wciąga tak jak te pierwsze, w dodatku momentami jest ciężka do przetrawienia – jej urok i potencjał  w pełni dostrzegą tylko fani gangsta rapu i innych ciężkich brzmień (nie oznacza to jednak, że wszystkim innym się nie spodoba). Poza wieloma West Coast’owymi brzmieniami, na krążku da się usłyszeć kawałki typu Boom i Wet, czyli pożywka dla radia. Nie zabrakło też muzycznych eksperymentów tj. numer z Gorillaz - Sumthing Like this Night, czy Superman z Willie Nelsonem – może te produkcje są oryginalne, ale za to trochę takie… nudne, wręcz bez sensu.

12 kwietnia 2011

Recenzja: Sunrise Avenue - Out of Style

Alternative, hard, country, punk, acid – to tylko garść najsłynniejszych  gatunków rocka, których w sumie jest oczywiście dużo więcej. Samu Haber, Raul Ruutu, Sami Osala i Riku Rajamaa, czyli  Sunrise Avenue, bo o nich dzisiaj mowa, na swojej najnowszej produkcji prezentują jeszcze inny rodzaj muzyki - soft rock. Jak im to wyszło? To oczywiście pytanie retoryczne, bo wiadomo, że dobrze :)



14 nowych brzmień fińskiej grupy rockowej Sunrise Avenue zostało zamkniętych na ich czwartym krążku nazwanym Out Of Style. Jak już wspomniałem, jest to w większości przyjemny dla ucha soft rock z elementami popu, który momentami przynudza (na szczęście rzadko). Piosenki nie drażnią – nie ma sztucznego darcia ryja, syntezatorów, ani żadnych innych zbędnych udziwnień.

9 kwietnia 2011

Recenzja: Wiz Khalifa - Rolling Papers

Od pewnego czasu widać, że pałeczkę w branży muzycznej zaczynają przejmować nowi, młodzi  raperzy, którzy przynoszą ze sobą świeże pomysły, niekiedy nawet lepsze od tych, które serwują nam doświadczeni gracze. Do moich ulubionych raperów nowego pokolenia zaliczam m.in. Kid Cudi'ego, Drake'a, Tinie Tempah i B.o.B. Teraz prawdopodobnie do ich grona dołączy nowy kolo: Wiz Khalifa.



23 – letnim amerykańskim raperem zainteresowałem się po tym, jak w radio zaczęli puszczać Black and Yellow. Wcześniej kojarzyłem go jedynie z licznych featuringów ze znanymi raperami i z bardzo dziwnego pseudonimu, które mimo iż jest trochę trudne do zapamiętania, łatwo skojarzyć. Cameron Jibril Thomaz (jak widać, prawdziwe imię również oryginalne) co prawda rozpoczął swoją działalność już w 2006 roku, ale tak naprawdę jego kariera rozkręciła się 2 lata temu, gdy nagle zaczął współpracować z największymi. Było wiadomo, że jak się chłopak dorobi, to wyda coś sam. No i wydał.

6 kwietnia 2011

Recenzja: Britney Spears - Femme Fatale

Britney Spears zna każdy - jest kontrowersyjną blond celebrytką z różowym głosem, o której jest głośno nawet jak nic nie śpiewa. Teoretycznie muzyka jaką wykonuje powinna być obleśna, bo przecież to pop i w dodatku ten powszechnie tępiony. Jednak dotychczas jakimś cudem jej muzyka potrafiła się obronić. Tym razem jest tak samo - może w trochę mniejszym stopniu, ale zawsze coś. 



W swojej ponad dziesięcioletniej karierze, Brit wydała 6 multiplatynowych krążków, które wręcz stały się swoistymi klasykami gatunku. Może dlatego, że wokalistka jako jedna z pierwszych zaczęła eksperymenty z gnojonym przeze mnie electropopem . Na jej najnowszym, siódmym albumie zatytułowanym Femme Fatale znajdziemy ten właśnie rodzaj muzyki. Ba, tam są same piosenki electropopowe – czyli w sumie 17 radiowych numerów. Wynika z tego, że po wysłuchaniu powinienem być pełen myśli samobójczych i mieć stan podgorączkowy, ale jednak żyje i mam się dobrze. I trochę mnie to dziwi. To, co serwuje nam wokalistka nie jest jakoś specjalnie ambitne, super przebojowe, czy wyróżniające się spośród tłumu. Z drugiej strony nie jest to też podobne do tysiąca innych numerów tego typu – słychać, że jest to Spears, ale w widocznie słabszej formie – nie uświadczymy hitów na miarę "Oops!... I Did It Again", "Toxic", czy choćby nawet "Womanizer".

2 kwietnia 2011

Recenzja: Chris Brown - F.A.M.E.

Po tym jak w 2009 roku przywalił swojej ówczesnej dziewczynie Rihannie większość fanów odwróciło się od niego. Następnie kolejni odeszli od niego, gdy parę miesięcy po tym incydencie wydał bardzo słabą płytę Graffiti. Teraz Chris Brown powraca z nowym, lepszym materiałem, który ma mu pomóc w całości odbudować swój wizerunek. A czy mu sie to uda zależy tylko od promocji płyty :)



A owy materiał zwie się F.A.M.E. (Forgive All My Enemies) i zawiera 17 świeżych, dobrych propozycji. Jest to r&b należące do gatunku nie-za-ambitnego – czyli to, co robią wszyscy: bit, rap+wokal, czasami trafiające się dobre flow. Oczywiście nie zabrakło też klubowych numerów tj. Beautiful People (prod. by Benny Benassi) i Yeah x3, gdzie słychać inspirację Davidem Guettą.