28 września 2012

Nie-recenzja: Carly Rae Jepsen - Kiss

Parę dni temu, przypadkowo wpadł mi w rączki najnowszy krążek wokalistki znanej jako Carly Rae Jepsen - uczestniczki 5 edycji kanadyjskiego Idola, która parę miesięcy temu wylansowała 'hit' 'Call Me Maybe'. Jako że nie mam czasu, ochoty ani wystarczającego samozaparcia (które w tym konkretnym przypadku jest wręcz niezbędne) do ponownego przesłuchania i opisania wydawnictwa 'Kiss' w typowy sposób, tak dla odmiany wymienię 6 argumentów świadczących o jego beznadziejności.




1. Wtórność FTW!
Co prawda spotkamy tu wiele różnych melodii (i dwa razy tyle mniej oczywistych inspiracji), jednakże wszystkie są zerżnięte ze starszych, topowych produkcji. W efekcie ich doszczętnie ogranego charakteru, po 8 tracku należy zażyć tabletkę przeciwbólową o podwójnym działaniu. I obowiązkowo przepić ją melisą.

2. Plastik na plastiku plastikiem pogania.
Jak naiwną osobą trzeba być, żeby uwierzyć, że komputerowe smyczki przeplatane nadmierną ilością różowych syntezatorów są czymś atrakcyjnym?

3. Tekst, który zdaje się być pisany na kolanie przez sztab blachar ze szkół samochodowych.
Rozumiem, że od warstw lirycznych płyt z gatunku ‘pink radio shit’ nie powinno wymagać się kompletnie niczego. Mimo to, słuchanie tak trywialnych głupot, z których śmiać się będą nawet średnio rozgarnięte gimnazjalistki, nieźle ryje psychikę. Już nigdy nie będę tym samym człowiekiem.

4. Sztucznie infantylna wokalistka, która sądzi, że pomimo skończonych 26 lat, wciąż potrafi odgrywać rolę ‘Sweet  17’.
Doprawdy, marna z niej aktorka.

5. 12 tak tragicznych nagrań to zdecydowanie za dużo.
Zapętlenie tego krążka powinno zostać zabronione przez Kościół i hejtowane intensywniej niż eutanazja. Nie pamiętam, kiedy ostatnio słuchałem tak naciąganych i przesłodzonych produkcji. Gdyby powołano instytucję zwaną 'muzycznym sanepidem', Kiss poszłoby na odstrzał zaraz po Pitbullowym 'Planet Pit'.

6. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że płyta i tak odniesie spory sukces.
Brawa dla 604 i Schoolboy Records - wytwórnie wiedzą, jak porządnie wypromować swoją podopieczną.

To w zasadzie tyle, jeżeli chodzi o moje zastrzeżenia dotyczące tego produktu. Jaki płynie z nich wniosek?

Zgadzasz się? Podaj dalej:

13 komentarze:

Będą, będą. Jednak od czasu do czasu, jak trafi mi się 'nadprogramowa' płyta, która wywoła we mnie skrajne odczucia, będę tworzył takie mini-tekściki.

Jeśli ten album jest tak samo kiepski jak wcześniejsza EPka, to gratuluję Pannie Jepsen. Może chodzi o to, że Carly jest już za stara na standardy teen-popu? Prawdopodobnie wszyscy o niej zapomnimy tak szybko, jak o niej usłyszeliśmy. Artystka jednego hitu.

Może Pan Tomasz napisze recenzje najnowszego krążka Skunk Anansie "Black Traffic"?

Jeżeli nie masz czasu pisać, to może warto byłoby zrobić coś na boku w stylu "polecam" i "broń cię Panie Boże!" ;D Miło się czyta twoje recenzje. Nie są powypychane zbednymi słowami i zachęcają bardziej do odsłuchania danego krążka niż wydania na niego ostatecznego wyroku na podstawie recenzji.
Pozdrawiam

Co do Skunk Anansie, to znając moje plany wydawnicze, raczej nie dam rady się nimi zająć, chyba że zostanie przesunięta premiera jednej z płyt, o których mam zamiar się rozpisać.
Z kolei jeżeli chodzi o cykle tekstów, to prawdopodobnie nie będę się bawił w takie coś, bo postów takich jak te będzie stosunkowo niewiele. Ale sam pomysł jest godny uwagi ;)

Gdyby doba miała 48 godzin ...
Co do samej Carly.. albumu nie słyszałem i nie mam zamiaru. Jak nie rozumiałem, ta fenomenu tej dziewczynki nadal pojąć nie potrafię. ;)

Ja się zaparłem i przesłuchałem aż 7 (!) razy. Płyta jest beznadziejna. Podoba (czy może raczej: toleruję) tylko "More than a Memory" i "Beautiful". Reszta... Cóż, mam wrażenie, że zwymiotuję z nadmiaru słodyczy.

Nie podoba mi się wizerunek teenpopowej piosenkarki u dorosłej kobiety. Szacunek dla wszystkich, którzy słyszeli więcej niż "Call Me Maybe" i jej gościnny udział u boku Owl City (nie znam tytułu, ale to było słabe)!

"Plastik na plastiku plastikiem pogania." Zdecydowanie trafi to do mojej wielkiej księgi cytatów. A co do recenzji - prawda w 100% (ale to się chyba tyczy każdej recenzji na tym blogu). Jak można z siebie coś takiego zrobić, o zgrozo.

Samo durne "Call my Maybe" zdarzało mi się w napadach jakiegoś ogłupienia słuchać, aczkolwiek sama wokalistka tak średnio do mnie przemawia i raczej podpisuję się pod twoją "nie-recenzją" :)

Kilka dni temu całkiem przypadkowo w Youtube natrafiłem na "This Kiss" i po raz pierwszy go przesłuchałem. Piosenka tak mną zawładnęła, że cały czas w głowie nuciłem sobie refren. Kładąc się spać cały czas w głowie miałem melodie utworu i szczerze mówiąc, całkiem chwytliwy ten numerek, a szczególnie refren. Suma sumarum, pomimo mojego niezbyt dobrego zdania na temat Panny Jepsen, muszę przyznać, że "This Kiss" to całkiem przyjemna strona wokalistki. No cóż...jednych zawładnęło "Call Me Maybe" a innych (przynajmniej mnie) "This Kiss". Może w tym tkwi fenomen (?jaki fenomen?) artystki?

Prześlij komentarz