16 lipca 2013

Recenzja: Skylar Grey - Don't Look Down

1. Back from the Dead               13. Tower (Don't Look Down)
2. Final Warning                           14. White Suburban
3. Wear Me Out
4. Religion
5. C'mon Let Me Ride
6. Weirdo
7. Sunshine
8. Pulse
9. Glow in the Dark
10. Beautiful Nightmare
11. Shit, Man!
12. Clear Blue Sky

Na ten krążek czekałem od niemal trzech lat, czyli od wydania singla Invisible. Track oczarował mnie już przy pierwszym odsłuchu i trochę minęło zanim zdołałem się od niego uwolnić. Chciałem więcej tego typu numerów, w związku z czym mój apetyt na Don’t Look Down (wtedy nazwane ‘Invisible’) był ogromny. Rok później pojawiło się C’mon Let Me Ride z gościnnym udziałem Eminema. Tak dla odmiany była to chwytliwa radióweczka – niezła, lecz kontrastująca z poprzednikiem. Już nie wiedziałem, czego mam się spodziewać po nadchodzącej płycie. Wiedziałem natomiast, że wokalistka ma talent do tworzenia wyrazistych kompozycji, co udowodniła nie tylko na wymienionych singlach, ale też w występach u boku Lupa Fiasco, Dr.'a Dre i Diddiego. Teraz, po przesłuchaniu albumu, wciąż nie mogę się nadziwić, jak można było spieprzyć tak dobrze rokujący projekt. Ale po kolei.

Don’t Look Down jest najnowszym dzieckiem wytwórni Interscope Records. Jego wyprodukowanie powierzono przede wszystkim J.R. Rotemowi i Alexowi da Kidowi, czyli postaciom słynącym z tworzenia modnych i jednocześnie niezwykle atrakcyjnych brzmień. O ile zaprezentowana czternastka rzeczywiście jest oparta o modne elementy, o tyle jej atrakcyjność stawiam pod znakiem zapytania. Głównie dlatego, że tutejsze połączenie popu i rapu nie wpada w ucho niczym C’mon Let Me Ride ani nie czaruje nastrojowością tak jak Invisible (którego ostatecznie tu nie zamieszczono). Szkoda.

Najbardziej wkurzającą wadą podkładu są niskie tony. Rozumiem, że w ciągu ostatnich kilku lat Skylar wchodziła w namiętne związki z czarnymi klimatami, ale wstawianie bitopodobnych brzmień do prawie każdego utworu okazało się nietrafionym pomysłem. Nie byłoby w tym niczego złego gdyby nie fakt, że w wielu przypadkach elementy te są za bardzo wyeksponowane, wręcz natrętne, co nie tylko męczy, lecz często gryzie się z wolnym, harmonijnym charakterem reszty dźwięków. Najłatwiej dostrzec to w Back From The Dead, w którym połączenie rapowych motywów z subtelnymi klawiszami i nastrojowym wokalem sprawia, że numer niewiarygodnie drażni. Kolejną ofiarą tego typu niedopatrzenia zostało Wear Me Out. Niby jest jednym z moich faworytów, mimo wszystko pozbawiony natarczywego basu brzmiałby o wiele przyjemniej. Podobnie jest z większością materiału – z tym, że w zależności od kompozycji poziom wzbudzanej irytacji bywa różny. Problem jednak pozostaje. W takim razie czym Don’t Look Down może się obronić? Wyrazistym charakterem? Niekoniecznie. Poza przystępną ósemką: Final Warning, Wear Me Out, C’mon Let Me Ride, Weirdo, Sunshine, Shit, Men!, White Suburban i Tower (Don’t Look Down), w której rzeczywiście coś się dzieje, nic nie wpada w ucho, nie podnosi ciśnienia ani nie wyciska łez. Szkoda, że pozostała szóstka jest nijaka. No i momentami działająca na nerwy, ale o tym już wspomniałem.



Za to nadzwyczaj dobrze wypada warstwa liryczna, która skupia się na poważnej, często ponurej tematyce. W większości oparta jest na nieszczęśliwej miłości nasiąkniętej motywami cierpienia i odrzucenia. Skylar wyraża żal do faceta o porzucenie (Pulse), przybliża atmosferę panującą w toksycznym związku (Final Warning) oraz stwierdza, że nie pasuje do społeczeństwa (Weirdo). Z drugiej strony, znajdzie się też kilka optymistycznych kwestii, na przykład zachęta do cieszenia się z małych rzeczy (Sunshine) czy pogodzenie się z utratą partnera (Tower). Przemyślane, interesujące, a czasami naładowane sporą dawką emocji.

Do krótkiego podsumowania Don’t Look Down wystarczą dwa określenia: przekombinowany i nierówny. Przekombinowany, bo składa się z dźwięków, które nie zawsze dobrze ze sobą brzmią. Z kolei poprzez nierówność rozumiem różną jakość kompozycji – z jednej strony mamy przyjemne Wear Me Out i Final Warning, a z drugiej drażniące Back From The Dead i bezkształtne Pulse. Warto nabyć album? Zastanów się, czy dla góra 8 dobrych tracków aby na pewno się opłaca. Radzę zakupić pojedyncze utwory, bo wszystko co najlepsze już zostało wydane na singlu.


Zgadzasz się? Podaj dalej:

3 komentarze:

Szkoda, że nie ma tu Invisible... Swoją drogą trochę dziwna okładka

Przesłuchałem kilka kawałków z płyty i oceniam je jako naprawdę niezłe. Na pewno sięgnę po całego longplay'a. Szczególnie przypodobałem sobie "Final Warning" i jego "czarny", ciężki klimat :)

Mogła pozostać Holly Brook :)

Prześlij komentarz