9 lipca 2013

Recenzja: Ciara - Ciara

Dotychczasowe wydawnictwa Ciary nie były miłością od pierwszego wejrzenia. Początkowo wydawały mi się zbyt wygładzone, momentami nawet nudne i bez wyrazu. Jednak z czasem udało mi się poczuć ich piękno. Piękno, które nie leży w przebojowym charakterze, a lekkość, z jaką artystka porusza się po różnych gatunkach muzyki. Jej produkcje nigdy nie były idealne, to fakt, ale i tak zapewniały rozrywkę na stosunkowo wysokim poziomie. Nic więc dziwnego, że na nowy materiał czekała spora rzesza fanów. O dziwo mało który miał wątpliwości co do jego jakości. Słusznie?

W tym przypadku tak. Ciara, czyli 43 minuty rozdzielone na 11 tracków, to piąta odsłona wędrówki pomiędzy hip hopem, R&B i muzyką popularną. Podobnie jak ostatnim razem (Basic Instinct z 2010 roku) wokalistka ograniczyła udział gościnnych głosów, tym samym nadając krążkowi osobisty charakter. Poza Ciarą usłyszmy jedynie jej najnowszego lowelasa, rapera Future oraz Nicki Minaj, która tak dla odmiany nie robi z siebie radiowej zdziry, tylko odsłania porządne, hip hopowe oblicze. Jest jeszcze B.o.B., ale jego występ ograniczono do remixu Body Party. Featuringi zaliczam na plus. A co z innymi aspektami? Sprawdźmy, z czym mamy do czynienia.

Pierwsze cztery nagrania ukazują klimaty bliskie rapowi, którego jest tu dużo więcej niż na BI. Album otwiera banger I’m Out wydany niedawno na singlu. Dynamiczna i na swój sposób zadziorna pozycja. Następnie mamy oparte na przyjemnym bicie Sophomore i subtelne Body Party, będące przedstawicielem lekkiego, bujającego r&b wykonanego z typowo amerykańskim rozmachem. Dalej usłyszymy Keep on Lookin’, czyli połączenie zmysłowości Ciary z głębokim basem. Rapo-r&b po raz kolejny. Słysząc czterech reprezentantów czarnych brzmień z rzędu mogłoby się wydawać, że już do końca pozostaniemy w podobnej konwencji. To nie byłby zły pomysł, szczególnie gdyby utrzymano poziom tak przyzwoity, jak na wymienionej czwórce. Nawet jeśli ta nie wpada w ucho ani nie jest specjalnie odkrywcza. Jednak Ciara postanowiła urozmaicić wydawnictwo dokładając bardziej beztroskie motywy, czyli coś pokroju twórczości Kelly Rowland i Keri Hilson. Tak oto pod numerem piątym usłyszymy naładowane pozytywną energią Read My Lips, które nie tylko wprowadza w wesoły nastrój, co dodatkowo posiada niezwykle nośny refren. Jeszcze lepiej wypada mniej radiowe, a za to klimatyczne Where You Go. Przyjemna melodia oraz ciepły wokal Future'a idealnie komponują się z głosem Ciary. Z kolei Super Turnt Up brzmi nieco bezkształtnie. Spadek formy nie jest wyjątkowo wielki, ale na tyle odczuwalny, że nie planuję słuchać tego w przyszłości. Niczym nie porywa. Na szczęście zaraz po nim idzie podobne do Body Party i Where You Go DUI, które aż prosi się o remix z Frankiem Oceanem. Bo to właśnie jego klimaty - powolne, subtelne i w pewnym sensie chilloutowe. Na tym kończą się utwory stricte r&b. Natomiast ostatnie dwie propozycje, czyli Livin’ it Up i Overdose, to dynamiczny, czysto radiowy pop. Mało wymagający, modny i chwytliwy. To tyle jeżeli chodzi o podkład. Co prawda nikogo nie wbije w fotel, bo nie jest wyszukany, tym niemniej Ciara nie ma powodów do wstydu.



Teksty opierające się na relacjach damsko-męskich nie są w r&b niczym dziwnym. Na tym polu nie postarano się o żadne innowacje, wobec czego przez całą płytę słuchamy o chłopcach, zauroczeniu, namiętności, czułości, dominacji kobiety nad facetem, pytaniach o przyszłość związku itd. Nic nowego. Nie byłoby w tym niczego złego, gdyby nie to, że artystka momentami udziwnia. Weźmy takie I’m Out. Pomimo wielu ciężkich prób, setek nieprzespanych nocy i pomocy tysiąca profesorów oraz istot pozaziemskich nie udało mi się ogarnąć sensu liryki. Zarówno Ciara, jak i Nicki śpiewają/rapują tak chaotyczne kwestie, że prawdopodobnie same nie wiedzą, co mają na myśli. Poza tą śmieszną wtopą pozostałe pozycje są okej. 'Okej' to znaczy byle jakie, ale przynajmniej nie rażące.

Początkowo postawiłem ten album na równi z Two Eleven Brandy. Obie produkcje są modne, ciekawe, przyjemne i jednocześnie mało zjawiskowe. Jednak z czasem Ciara wydała mi się nieco bardziej przystępna. Głównie za sprawą nieprzewidywalnego i zróżnicowanego charakteru oraz zręczności, z jaką wokalistka manewruje pomiędzy najróżniejszymi klimatami. Mimo wszystko to wciąż za mało, by określić ten album jako bardzo dobry. Cztery z plusem będzie sprawiedliwsze.


Zgadzasz się? Podaj dalej:

4 komentarze:

Mam mieszane uczucia co do tej płyty. Najbardziej wielbię album Goodies.

Smutno mi, że na płycie nie znalazły się "Got Me Good" i "Sorry". :( Mogła chociaż dodać jako bonusy... Bardzo lubię obie te piosenki.
Ale recenzja zachęcająca, więc chyba przestanę narzekać i przesłucham wreszcie "Ciarę".

Nie lubię Ciary. Od zawsze mnie irytuje.
Znam kilka numerów wokalistki i żaden z nich mi nie podchodzi, nawet duet z Nicki Minaj, do której żywię sympatię.

Ja tak samo nie przepadam za Ciarą.
Co powiesz na recenzję Skylar Grey - "Don't Look Down"?

Prześlij komentarz