Wbrew pozorom, zespół
Arcade Fire jest w Polsce bardzo popularny. Może nie na arenie typowo
mainstremowej, ale z pewnością wśród miłośników alternatywnych wersji rocka – a tych
w naszym kraju nie brakuje. Nic dziwnego, że muzyka Kanadyjczyków
skradła ich serca. Trzy solidne LP’e wydane w przeciągu ostatnich 9 lat zostały
docenione nie tylko przez fanów zespołu, lecz również krytyków muzycznych,
wielokrotnie zbierając najwyższe noty. I słusznie, w pełni na nie zasłużyły. A czy ich najnowsza pozycja wypuszczona końcem października też może się o nie pokusić? Sprawdźmy to.
Wydane przez Merge Records Reflektor składa się z 13 utworów podzielonych na 2 CD. W
większości stanowią one mieszaninę indie rocka z baroque popem, wzbogaconą o elementy elektroniki, często stylizowane na disco. Oryginalna
mieszanka. I, co ważniejsze, solidnie wykonana.
Na początku warto zaznaczyć – to nie jest muzyka będąca w
stanie porwać radiosłuchaczy. Mało tego, że nie spotkamy tu modnych motywów,
które powtarzałyby się u co drugiego artysty, to w dodatku materiał nie wpada
w ucho tak bezpośrednio jak radiowe hiciorki. Przy tego typu płytach liczy się głównie silnie emotywny klimat połączony z prostymi, ale melodyjnymi elementami. Te ostatnio często złożone
są z dźwięków, które mainstreamowi mogą wydać się monotonne. Jednak w
rzeczywistości Reflektor nie wie, czym jest nuda. A to dlatego, że porządnie zróżnicowano go pod kątem brzmienia, tempa oraz właśnie klimatu. Przesłuchaj Supersymmetry, następnie Flashbulb Eyes i Here Comes The Night Time, a zauważysz, że pomimo wspólnego gatunku
są zupełnie różne. Poza tym, materiał warto pochwalić za delikatny charakter,
lekkość oraz emanującą z niego pozytywną energię - grupa musiała nieźle się bawić komponując ten krążek. Poszczególne elementy
idealnie ze sobą współgrają, co poskutkowało stosunkowo równym poziomem numerów, w związku z czym albo polubisz całość, albo nic.
Co do tekstu, ciężko zarzucić mu coś konkretnego. Niby
główną tematyką jest miłość, co samo w sobie nie jest wyjątkowo oryginalne. Z
drugiej strony warto docenić ciekawy punkt widzenia – zamiast żmudnego
wałkowania skrajnie patetycznych historyjek, postanowiono przedstawić uczucie od ponurej strony, przeplatając
je z motywami śmierci, trudnościami napotykanymi przez związek
i ciemnymi aspektami ludzkiej natury (znieczulica, społeczna ignorancja itd.). Jak widać, lirykę nacechowano emocjami całkowicie innymi niż podkład. Co prawda to
również nie jest oszałamiające, ale wzbudza znacznie większe zainteresowanie niż infantylne wyznania
sfrustrowanych małolat szalejących na punkcie twórczości Coelho. Na domiar tego
nie przejawia żadnych śladów tandety. Warto się wsłuchać.
Reflektor nie musiał długo mnie do siebie przekonywać. Od
razu przykuł moją uwagę pomysłowym połączeniem lekkich, chwytliwych motywów z
wysublimowanymi melodiami. Atrakcyjnie wypadła też warstwa liryczna, która sprawnie
wzbogaciła dzieło o nowe doznania. Album już jest w mojej playliście. Nic
dziwnego, przecież to dobra odskocznia od szeroko rozumianej muzyki
mainstreamowej.
Zgadzasz się? Podaj dalej:
12 komentarze:
Napiszesz coś może o nowym krążku The Wanted?
Na razie nie wiem - w najlepszym wypadku trafi do PPP.
Napiszesz recenzje nowej płyty Eminema?
Właśnie się tworzy.
Zrobisz recenzję Artpop Lady Gagi i Salute Little Mix?
Czy zamieścisz na swoim blogu recenzję nowego albumu Gagi- "ARTPOP"?
Gaga - tak, Little Mix - nie.
To może Little Mix dasz do PPP ? Bo mam nadzieję, że opiszesz (pełnowymiarowo) Tinie'go. Dla moich grime'owych i drum&bass'owych uszu byłaby to frajda :D
https://soundcloud.com/v-kur/the-tyger Dream Pop/ experimental/ rock elektroniczny. Tekstem jest wiersz Wiliama Blake'a więc ciekawie;)
oj masz sporo do nadrobienia: mile cyrus, lady gaga, avril lavigne, paris hilton. ja na to wszystko czekam :)
Ostatnio przypadkiem natrafiłam na piosenkę "Reflektor". Muszę przyznać, że jestem nią zachwycona, uwielbiam takie klimaty.
Arcade fire to obecnie najbardziej przereklamowany band. Nowa płyta przerażliwie nudna chłopaki pławią się w syntezatorowym mydle powidle.Radiohead i Coldplay poszły już dawno w moje zapomnienie i to samo czeka Arcade Fire.
Prześlij komentarz