22 listopada 2013

Recenzja: Eminem - The Marshall Mathers LP 2

Dziwnie byłoby nie wspomnieć o nowej płycie Eminema. Chociaż nie jestem zagorzałym fanem jego twórczości, to wobec TMMLP2 miałem spore oczekiwania – tytuł zobowiązuje. Poza tym dobrze wiedziałem, że Em nie odważyłby się zaserwować swoim wielbicielom byle czego. Jednak z drugiej strony zastanawiałem się, co tak właściwie może nam zaoferować. Kanye błyszczy kreatywnością, Cudi & Drake klimatem, w przypadku Tech N9ne’a miażdży flow połączone z (na ogół) mrocznymi melodiami. A Marshall? Zwykle w grę wchodziła charyzma i dobre teksty. Jednak czy teraz też tak będzie?

Warto zaznaczyć, że za produkcję The Marshall Mathers LP 2 odpowiada nie byle kto. Opiekę nad podkładem sprawowała sama śmietanka branży, czyli m.in. Dr. Dre, Rick Rubin i Alex da Kid - osoby nie pierwszy raz współpracujące z Eminemem. Efektem ich współpracy jest 21 tracków, które mimo że utrzymane są w konwencji hip hopu, prezentują całkowicie odmienne klimaty. Zazwyczaj uznaję to za ogromny plus, bo mało co jest tak ważne w muzyce jak zróżnicowanie. Niemniej tym razem nie do końca jestem przekonany do tego rozwiązania.

Zanim wyjaśnię, co tak właściwie mam na myśli, muszę podkreślić, że TMMLP2 nie jest słabym wydawnictwem. Zastosowano tu mnóstwo ciekawych rozwiązań, surowych, często klasycznych bitów przypominających Eminema z czasów jego najlepszego materiału a nie parodię hip hopu nazwaną Recovery. Wszystko to przepleciono chwytliwymi, ale w miarę niesłodkimi samplami. Rzuć uchem na So Far…, Survival, Love Game, Baby i Bad Guy, czyli jedne z najlepszych pozycji jeżeli chodzi o brzmienie, a przekonasz się, co chcę przekazać. Natomiast wśród wpadek dominują refreny. Pierwszy zgrzyt nastąpił w przypadku patetycznego Legacy. Gdy zaraz po nim usłyszałem tragiczny popis Skylar w Asshole o mało nie rzuciłem się pod autobus. Myślałem, że najgorsze już za mną. Do czasu, gdy trafiłem na The Monster, czyli Ona Tańczy Dla Mnie hip hop version. Szanuję Rihannę, ale jej infantylny refren w połączeniu z tanim bitem poskutkował tandetną imitacją rapu. W związku z tym miałem obawy przed odsłuchaniem Beautiful Pain - kolejnego numeru feat. znana_i_modna_wokalistka. Na szczęście Sia spisała się świetnie, przyczyniając się do powstania nieco radiowej, ale za to klimatycznej produkcji. Co do mniej bolących minusów, to podobnie jak w wypadku ostatniego wydawnictwa, w uszy rzuca się spory eklektyzm. Wcześniejsze krążki Eminema utrzymano w wyraźnie zaakcentowanym koncepcie, przez co ich klimat był zdecydowanie bardziej emocjonalny. Tutaj tego zabrakło. Mnie to przeszkadza, tobie nie musi. Ten zarzut jest akurat skrajnie subiektywny. Mimo wszystko warto wziąć go pod uwagę.


O ile podkład ma się naprawdę różnie, o tyle liryka trzyma mistrzowski poziom. Eminem prezentuje wyłącznie konkrety – w większości przypadków wersy z pewnością zainteresują odbiorców. Zwłaszcza fanów rapera. A to dlatego, że posłuchamy między innymi o życiu Marshalla, czyli miłości, rodzinie, fanach i tragicznych wydarzeniach z przeszłości. Ujęto to w bardzo ponurej, silnie intrygującej i poruszającej formie. Emotywność tekstu potęguje sam raper, którego głos również nasycony jest potężnymi emocjami. A jak już wspominam o głosie, to wypadałoby napomknąć o flow. Jest ono zauważalnie lepsze niż kiedykolwiek wcześniej, co tylko podkreśla wysoką klasę rapera – gość nigdy nie nawijał z taką lekkością i ogładą jak obecnie. To tyle jeżeli chodzi o ogólne spostrzeżenia dotyczące kwestii lirycznych. Nie wchodzę w szczegóły, bo to temat na osobny post.

Jak widać, The Marshall Mathers LP 2 nie jest słabym wydawnictwem. Co prawda podkład raz wypada znakomicie (w miarę pomysłowe bity i porządne sample), a raz byle jak (patetyczne/pseudo hitowe refreny), niemniej poziom całości podciąga tekst, który przykuwa uwagę osobistym charakterem i płynącymi z niego emocjami. Z drugiej strony, nie jest to też wybitna pozycja. To po prostu przyjemne, czwórkowe dzieło, z którego fani powinni być zadowoleni. Niestety żaden z nich nie powie, że ta płyta zmieniła jego życie. 


Zgadzasz się? Podaj dalej:

10 komentarze:

Może i utwór "Monster" nie jest najwyższych lotów, ale jego jedynym zadaniem jest przekonać do kupna płyty zwykłych wyjadaczy słuchających na co dzień komercyjnej muzyki, bo jakby nie patrzeć - utwór chwytliwy ;)

Potwór nie jest taki potworny, aczkolwiek odstaje od pozostałych singli. Całość jest taka w sumie na 4, zgadzam się z recenzją.

Tak trzymać, wydawnictwo sprzedało się w pierwszym tygodniu w ponad 650 tys. egzemplarzy w Stanach Zjednoczonych, co świadczy o klasie artysty.

Nigdy nie przepadałem za eminemem i ta płyta tego nie zmieni. Płyta zasługuje na przsłuchanie i choć jest to solidne wydawnictwo to czegoś w nim brakuje moim zdaniem.
PS. Płyta rozeszła sie w 792000 w pierwszym tygodniu, a tydzień później przekroczyła 1mln sprzedanych egzemplarzy.

Skoro jest Eminem to mam pytanie:
Będzie recenzja "Knock Madness" Hopsina?

Będzie recenzja nowego Avril ?

Będzie recenzja Britney Jean?

Prześlij komentarz