16 marca 2014

Recenzja: Kid Cudi - Satellite Flight: The Journey to Mother Moon

1. Destination: Mother Moon
2. Going To the Ceremony
3. Satellite Flight
4. Copernicus Landing
5. Balmain Jeans
6. Too Bad I Have To Destroy You
7. Internal Bleeding
8. In My Dreams 2015
9. Return of the Moon Man (Original Score)
10. Troubled Boy


Lata 2008-2010 to jeden z najpiękniejszych okresów w moim życiu. Między innymi muzycznie. Dokonałem wtedy wielu wspaniałych odkryć, które ukształtowały moje poczucie muzycznej estetyki. Najważniejszym z nich był materiał Kida Cudiego. Zarówno EP, jak i dwa pierwsze LP’e nasycono sporym ładunkiem emocjonalnym, który w połączeniu z pomysłowymi hip hopowymi bitami oraz charakterystycznym wokalem, poskutkowały muzyką nie do podrobienia, magnetyzującą nostalgicznym klimatem. Niestety na dwóch kolejnych wydawnictwach: WZRD i Indicud, Mescudi stracił na uroku na rzecz elektroniczno-rockowych eksperymentów. Liczyłem, że na nowym podejściu wyrównają się proporcje: nastrojowość – nowatorstwo. Jednak not this time.

Satellite Flight: The Journey to Mother Moon stanowi jeszcze większy ukłon w stronę kreatywnej mieszanki rocka i futurystycznej elektroniki, w której hip hop odgrywa co najwyżej epizodyczną rolę. Podobnie jak ostatnim razem, większość materiału skomponował sam raper, okazjonalnie wspierany osobą Dot da Geniusa – producenta towarzyszącego mu od czasów A Kid Named Cudi. Do dyspozycji oddano nam 10 tracków trwających w sumie niewiele ponad 40 minut. Ilość nie powala. Sprawdźmy, czy jakość jest równie...oszczędna.

To, co w twórczości rapera pozostaje niezmienne to nieprzewidywalny charakter brzmienia. W każdym z zaprezentowanych wydawnictw tak różnicuje poszczególne utwory, że pomimo spójnej konwencji, nie da się popaść w monotonię – co nagranie to inny motyw, zupełnie odrębna historia. Wyraźnie słychać to w przypadku dwóch ostatnich krążków, których nowatorski styl sprawił, że (muzycznie) zaskakiwały na każdym kroku. Tym razem jest podobnie. SF:TJTMM wypełniają mroczne syntezatory połączone z psychodelicznymi motywami rocka, przywodzącymi na myśl materiał z WZRD. Ta eklektyczna mieszanka nadaje kompozycjom mistycznego charakteru, potrafiącego zniewolić szczególnie w nocy, kiedy tajemnicze brzmienie oddziałuje najsilniej. Mimo wszystko nie jest to półka pokroju drugiej części Man on the Moon – pozycji, której ewokacyjny klimat przesiąknięty potężną dawką uzależniającej nostalgii przenosił do całkowicie innej rzeczywistości. Tam wrażenia były skrajnie intensywne. Ciężko było o numer nie wywołujący wielkich emocji. Pod tym względem najnowsze dzieło Cuddera wyraźnie ustępuje poprzednikom. To jedyna, ale za to bardzo odczuwalna wada tej płyty. W dodatku zauważalna wyłącznie po zrozumieniu dotychczasowej twórczości rapera z Cleveland.



Jak wspomniałem na początku, hip hopu nie ma tutaj prawie wcale. W konsekwencji niemal całkowicie zrezygnowano z „klasycznych” bitów i błyskotliwych sampli. Co więcej, znacząco ograniczono udział wokalu, w efekcie czego połowa materiału to instrumentale. Nic dziwnego, tego wymaga specyficzna konwencja dzieła. Jednak gdy już mamy do czynienia z tekstem, standardowo przyjmuje on osobisty charakter. Skupia się m.in. na samotności, marzeniach, wolności, pokonanych problemach, pogardzie dla hejterów i stosunku do kobiet. Innymi słowy, prezentuje emocjonalny chaos obecny w życiu rapera. A to jak najbardziej uatrakcyjnia wydawnictwo.

Kid Cudi stopniowo oddala się od swoich korzeni - coraz mniejszą uwagę przykłada do rodzimego hip hopu, coraz częściej eksperymentując z wizjonerską elektroniką. Na dłuższą metę to dobrze, bo technicznie rzecz biorąc Satellite Flight: The Journey to Mother Moon jest bez zarzutu. Artystyczny rozwój zawsze spoko. Jedyne nad czym wypada popracować, to intensyfikacja emocji zawartych zarówno w melodiach, jak i tekście. Scott już nieraz udowodnił, że potrafi połączyć brzmieniową perfekcję z klimatyczną bombą atomową. Wystarczy to powtórzyć. A nadchodzący Man on the Moon III to bardzo dobra okazja, by to zrobić. Tymczasem za SF leci czwóra. Z plusem. 


Zgadzasz się? Podaj dalej:

1 komentarze:

Nie słuchałem, ale nadrobię :)

Prześlij komentarz