Example jest jednym z nielicznych artystów, którym przejście z klimatów czarnych na taneczne wyszło zdecydowanie na dobre – do tego stopnia, że pozostając przy brzmieniach z debiutu, nawet w połowie nie osiągnąłby obecnego sukcesu. Duży udział ma w tym jego charyzma, dzięki której wszystko, za co się zabiera, wzbudza sporą sympatię. Dodając do tego całkiem niezłe flow i znajomość śmietanki brytyjskiego clubbingu, dotychczas prezentował on przebojowe, jednocześnie świeże oraz nieprzekombinowane produkcje. Czyli takie, jakich spodziewałem się i tym razem. Liczyłem na drobną rekompensatę za nieco średniawego Calvina. A co otrzymałem?
W zestawieniu z wcześniejszymi wydawnictwami, The Evolution of Man stanowi jeszcze
większy krok ku muzyce klubowo-elektronicznej. Wszystkie 13 kompozycji
utrzymano w żywiołowym tempie, rezygnując ze spowalniających motywów (jeden wyjątek) pokroju Anything, czy Microphone z zeszłorocznego Playing In the Shadows. Produkcja - jak ostatnio: Feed Me, Dirty South i Skream, dodatkowo wsparci przez m.in. Zane’a
Lowe z BBC Radio 1, Tommiego Trasha, Grahama Coxona, Bengę i Alexa Smitha. Tyle
teorii, teraz rzućmy uchem na podkład.
Nie jest źle. W przypadku nowego Example najbardziej obawiałem
się tego, na czym wyłożył się Harris, czyli że pomimo ciekawych pomysłów będzie zwyczajnie nudno. Na szczęście, pod tym względem jest przyzwoicie – przez
większość czasu obcujemy z naprawdę przebojowymi trackami, będącymi w stanie, przy odpowiedniej promocji, narobić szumu w stacjach formatu CHR Dance. Jak
nietrudno się domyślić, składają się głównie z (jeszcze) nieogranych
syntezatorów, które niejako dominują nad pozostałymi dźwiękami, ale w żadnym stopniu nie przytłaczają. Z kolei do tych pozostałych należą między innymi gitara
oraz perkusja, czyli rockowe motywy, które Londyńczyk podobno kiedyś tam
zapowiedział. Jedyne zastrzeżenie mam do takiego aspektu jak oryginalność.
Nie jest świeżo ani oklepanie – jest optymalnie. Tylko. Niby to wciąż stary dobry
Example (ja tutaj nie słyszę jakichś przeogromnych różnic w porównaniu do
PITS), który wpada w ucho i nie przejawia tendencji do nużenia,
jednak nie da się ukryć, że gdyby dorzucono kilka nowatorskich elementów, byłoby znacznie ciekawiej. Dubstepowe wstawki się nie liczą, to nic
odkrywczego. Jest fajnie, ale mniej zjawiskowo niż na ostatnich podejściach.
Wystarczy spojrzeć na gatunek muzyczny żeby dowiedzieć się, z
jaką jakością liryki będziemy mieć do czynienia. Tematykę stanowi miłość,
zazwyczaj w formie refleksji dotyczących zakończonego związku. Poza tym, jest
też mowa o imprezowym trybie życia, chęci zerwania z rutyną i ogólnym
pragnieniu wolności. Zabierając się za ‘odsłuch ze zrozumieniem’ łatwo
wychwycić, że powtarza się motyw dążenia do życiowych zmian – jeżeli więc
już gdzieś mamy doszukiwać się tytułowej ewolucji, to zapewne rozchodzi się
właśnie o to. Tekst jest prosty w odbiorze, nie nudzi, nie śmieszy.
Jak na klimaty dance, całkiem przyjemny.
Obecnie wydano wyłącznie
Say Nothing i Close Enemies.
Dobry wybór, szczególnie że są to jedne z najbardziej radiowych numerów. Poza
tą drugą opcją, moim faworytem jest także The Evolution of Man, czyli jedyny 'spowalniacz'. Reszta jest niewiele
gorsza, a jej jakość w miarę wyrównana - no, może nie licząc Let’s Be Fucking
Stupid, którego kompletnie nie rozumiem. Warto przetestować ten krążek, nie tylko fani znajdą tutaj coś dla siebie.
Dobrze jest. Niebanalnie, przebojowo i na luzie. Co prawda,
spodziewałem się czegoś pionierskiego, co poza przykuciem
uwagi w końcu mogłoby wywindować Brytyjczyka na szczyt, ale na to widocznie trzeba jeszcze poczekać. Chłopak ma talent, charyzmę i głowę pełną pomysłów,
więc kiedyś z pewnością się uda. Tymczasem za The Evolution of Man leci przyzwoita
czwóreczka.
Zgadzasz się? Podaj dalej:
2 komentarze:
A ja uwielbiam Let's be fucking stupid ! Ma swój power.
Lubię gościa głosik, jak dla mnie to on idealnie pasuje do takich dubowych wstawek. Ale jego najlepsza nutka moim zdaniem to Changed The Way You Kiss Me
Prześlij komentarz