17 maja 2013

Przegląd Płyt Pominiętych #3


Laura Mvula - Sing To The Moon
Ilość tracków: 18 (Deluxe)
Gatunek: soul, pop, od biedy R&B i folk
Label: RCA Victor
Single: SheGreen Garden, That's Alright
Najlepsze momenty: Can't Live With The World, Flying Without You, I Don't Know What The Weather
Najgorsze momenty: czy ja wiem...
Proponowana ocena: 5/6


Laurą zainteresowałem się dzięki BBC Radio 1, gdzie całkiem niedawno intensywnie promowano utwór Green Garden. Wydawnictwo utrzymano głównie w konwencji tego singla, czyli do soulu wykonanego z brytyjskim rozmachem dorzucono elementy popu i gdzieniegdzie jazzu. W praktyce przywodzi to na myśl mieszankę klimatów Emeli Sandé z ostatnią odsłoną Tatiany Okupnik. Podkład w większości składa się z dźwięków pochodzących z szerokiej gamy ‘żywych’ instrumentów – nie tylko oklepanego fortepianu i gitary, ale też, dajmy na to, harfy czy puzonu. Ponadto, za sprawą licznych chórków, kompozycje nabrały nieco ‘orkiestrowego’ charakteru. Na szczęście obeszło się bez patosu, bo całość mimo wszystko chwyta za ucho i prawie wcale nie nudzi. W dużej mierze jest to zasługą zróżnicowanego tempa, ponieważ poza balladami znajdziemy tu garść szybszych motywów, które ułatwiają utrzymanie uwagi na słuchanym materiale. Pisząc prościej, słuchasz i nie masz wrażenia, że ciągle leci to samo. Dlatego słuchasz dalej.







Justin Timberlake - The 20/20 Experience

Ilość tracków: 10
Gatunek: pop
Label: RCA Records
Single: Suit & Tie, Mirrors
Najlepsze momenty: Pusher Love Girl, Spaceship Coupe, Strawberry Bubblegum
Najgorsze momenty: Tunnel Vision
Proponowana ocena: 4/6

O The 20/20 Experience miałem rozpisać się nieco szerzej, niestety pod wpływem traumatycznych przeżyć, mój najdroższy Mr Laptop stracił pamięć i pochłonął gotowy do publikacji tekst. A szkoda, bo nowemu krążkowi Timberlake’a warto byłoby poświęcić więcej czasu. I to nie ze względu na to, że jest idealny, czy jakoś specjalnie hitowy, lecz przede wszystkim dlatego, że nie ukazuje Justina jako taniej dziwki, która skrajnie odojonymi schematami i masą featuringów chce zrobić dobrze każdej możliwej stacji radiowej. Tutaj wokalista przyjmuje postać artysty z krwi i kości, nagrywającego wyłącznie to, na co ma ochotę, niezależnie od popytu dyktowanego przez mainstream.
Tak powstały lekkie, typowo beztroskie kawałki, które chociaż są dosyć melodyjne oraz wpadają w ucho, to do historii raczej nie przejdą. Nic dziwnego, w końcu są mało ‘krzykliwe’ (może poza singlami) i nie starają się walczyć o uwagę słuchacza. Co więcej, ich 7-minutowy czas trwania również sugeruje, że nie zostały skrojone z myślą o radyjku. Od strony technicznej wciąż mamy do czynienia z popem delikatnie zabarwianym elementami R&B, czyli połączeniem, które powstrzyma dotychczasowych fanów przed lamentem w stylu: ‘to nie jest Justin, którego pokochałem!’. Przyjemnie, w miarę ambitnie, ale bez szaleństw.





Depeche Mode - Delta Machine

Ilość tracków: 13
Gatunek: głównie elektronika
Label: Columbia Records/Mute Records
Single: Heaven, Soothe My Soul
Najlepsze momenty: Alone, Broken, Should Be Higher
Najgorsze momenty: The Child Inside
Proponowana ocena: -4/6


Kolejny album, o którym można by pisać i pisać. Delta Machine, analogicznie do wcześniejszych pozycji, to elektronika z górnej półki, pełna zbalansowanych brzmień utrzymanych w umiarkowanym tempie. Wbrew powszechnemu marudzeniu, tutejsza trzynastka nie jest bliźniaczo do siebie podobna i w żaden sposób nie razi wtórnością. Trzeba jednak przyznać, że entuzjaści poprzednich wydawnictw nie znajdą tutaj niczego nowego. To wszystko już było, przez co doznania płynące ze słuchania prawdopodobnie nie będą niezapomniane. Niektórzy zwalają to na brak Wildera, pozostali jadą klasykiem – ‘DM się wypalił’. Mniejsza z tym, takie rozkminy donikąd nie prowadzą. W każdym razie Slow oraz Goodbye, czyli numery zaprawiane bluesem, świadczą o tym, że trio stać jeszcze na kreatywne eksperymenty. Nie tak zjawiskowe jak dawniej, ale nadal stojące na wysokim poziomie. Dobra płyta.





One Republic - Native

Ilość tracków: 12
Gatunek: pop-rock
Label: Mosley Music Group/Interscope Records
Single: Feel Again, If I Lose Myself
Najlepsze momenty: Light it Up, Counting Stars, Can't Stop,
Najgorsze momenty: Preacher, Something I Need
Ocena: +3/6


Tak sobie słucham tego Native i słucham i muszę przyznać, że średnio mi podchodzi. W porównaniu do wcześniejszych płyt, ta wydaje się przesłodzona, momentami wręcz zawiewa teen-rockiem. Po części wynika to z emocjonalnego_na_siłę charakteru co niektórych nagrań (przykładowo If I Lose Myself, Preacher), który zapewne miał na celu wywołanie u odbiorcy czegoś pokroju nostalgii. W rezultacie mało tego, że wyszło poniekąd infantylnie, to na dodatek niekiedy zajeżdża banałem. Mimo wszystko produkcja zła nie jest. Do jej największych atutów można zaliczyć sporą melodyjność i (jeszcze) nieoklepane, stosunkowo lekkie brzmienie, dzięki czemu większość tracków wpada w ucho i jednocześnie nie nudzi się po kilku kolejkach. Krążek powinien przypaść do gustu fanom dotychczasowego dorobku zespołu oraz oczywiście słuchaczom stacji formatu CHR, bo to właśnie tam najczęściej są prezentowane tego typu hiciorki. Reasumując, ciekawy album, ale nieco naciągany.



Zgadzasz się? Podaj dalej:

8 komentarze:

Słyszałam tylko "Delta Machine". To dobry album, nie tak spektakularny jak chociażby "Ultra", ale bardzo spójny. I na pewno lepszy od poprzedniego.

To jest PPP marcowe, Paramore będzie w kwietniowym wydaniu.

A gdzie jest recenzja nowego albumu Mistrza Davida Bowiego?? Mam nadzieję, że się znajdzie recenzja tego krążka na Twoim blogu.

Dobrze, że już koniec matur to "PPP" będzie zawierało mniej albumów, które zasługują na "pełnowymiarową" recenzję. Od "Stop & Stare" zapomniałem o istnieniu One Republic :D

"A szkoda, bo nowemu krążkowi Timberlake’a warto byłoby poświęcić więcej czasu. I to nie ze względu na to, że jest idealny, czy jakoś specjalnie hitowy, lecz przede wszystkim dlatego, że nie ukazuje Justina jako taniej dziwki, która skrajnie odojonymi schematami i masą featuringów chce zrobić dobrze każdej możliwej stacji radiowej. "
MISTRZ!!! Składam pokłony! XD

Porównanie do taniej dziwki - bezcenne :).

Cytowane już momenty w recenzji płyty Timberlake'a - bezcenne. :D Czekałam na jego powrót no i przyznaję się, że podoba mi się, że został przy swoim stylu z "FutureSex/LoveSounds". :) No i ta długość piosenek! Z płyta muszę jeszcze osłuchać, ale "Mirrors" już uwielbiam.
A OneRepublic to ja kojarzę praktycznie tylko z "Apologize" z Timbalandem. :D Ale czytałam ostatnio o wokaliście, który pisze piosenki innym artystom, więc postanowiłam sprawdzić najnowsze dokonania zespołu.

Prześlij komentarz