29 kwietnia 2012

Recenzja: Marilyn Manson - Born Villain

W przemyśle muzycznym można spotkać wielu wyrazistych artystów słynących ze swojego specyficznego wizerunku. Jedną z takich postaci jest właśnie pan Manson, który wraz z Tiggym, Fredem oraz Jasonem tworzą zespół 'Marilyn Manson'. W czasie swojej ponad 20-letniej działalności wydali 7 ciekawych krążków, dwa albumy z remixami, dwie kompilacje, jeden live oraz 20 singli. Dzięki szokującemu image'owi wokalisty, licznym trasom koncertowym oraz oczywiście muzyce, band stał się jedną z ikon metalu. Dzisiaj rozpiszę się na temat ich najnowszego wydawnictwa, którego premiera odbyła się 29 kwietnia.

W skład Born Villain (wersji, którą można nabyć w iTunes) wchodzi 15 tracków będących połączeniem industrial metalu oraz alternatywnego rocka. Mówiąc po polsku, mamy do czynienia ze 'subtelnym darciem ryja', czyli dźwiękami, dla których słowo 'metal' jest w większości czysto teoretyczne. Poniżej kilka szczegółów.

Dobra, w ramach formalności wypada przypomnieć, że pracy nad materiałem podjął się sam zespół, częściowo wspomagany przez swojego byłego członka Chrisa Vrennę. A teraz przejdźmy do konkretów: tak, jak wspomniałem wcześniej, z pewnością nie jest to typowy metal - co prawda można tutaj natknąć się na jakieś ostrzejsze brzmienia, jednak wciąż pozostajemy w klimatach, de facto, rocka. Poza tym, brakuje tu jakichkolwiek agresywnych motywów - jest za to bardzo grzecznie, momentami wręcz tak... cukierkowo, w pewnym sensie nawet komercyjnie (jak na tego rodzaju muzykę). Szkoda, bo chwilami aż się prosi o coś sprzeciwiającego się trendom, systemowi - wcale mnie nie zdziwi jeżeli miłośnicy dotychczasowych dokonań zespołu będą mieć w główce wielkie 'WTF?!'. Natomiast jeżeli chodzi o jakość produkcji, to nie mogę mieć do niej większych zastrzeżeń - całość jest w miarę zróżnicowana oraz bogata w różnego rodzaju dźwięki. Jedyną techniczną wadą, o której warto wspomnieć jest fakt, że po paru pierwszych numerach, podkład zaczyna być dosyć przewidywalny, przez co nie wywołuje większych emocji. Ogólnie, jest przyzwoicie, poprawnie (wręcz zanadto) oraz przyjemnie, jednak szału jako takiego nie ma.

Dopiero warstwa tekstowa przypomina nam, że mamy do czynienia ze starym, dobrym Mansonem. Liryka pełna jest buntu i poniekąd nienawiści - opowiada o mroku ludzkiej duszy, łącząc tematykę śmierci z czymś kompletnie przeciwnym typu miłość i dorastanie. Świetnie się tego słucha i może byłoby nawet jeszcze lepiej, gdyby tylko tekst był bardziej urozmaicony - nie pod kątem tematów, lecz samych słów. Na moje ucho, zbyt wiele partii jest powtarzanych, górują refreny, natomiast zwrotki spychane są na dalszy plan. Generalnie, i tak jest to najlepsza część płyty.



Jedynym wydanym dotychczas kawałkiem jest No Reflection, który mimo iż nie jest wyjątkowo zjawiskowy, to wpada w ucho i potrafi umilić czas. Niestety jego wyniki w przeróżnych notowaniach są dosyć przeciętne.

Do elity tego wydawnictwa można zaliczyć Hey, Cruel World, Disengaged, Lay Down Your Goddamn Arms, Murders Are Getting Prettier Every Day oraz You’re So Vain (feat. Johnny Depp). Z kolei pozostałe numery mają się różnie - czasami bywa ciekawie, czasami troszkę monotonnie, pod tym względem płyta jest nierówna.

Born Villain to poprawny krążek, który pomimo tego, że ma do zaoferowania parę intrygujących propozycji, nie jest wykonany z takim rozmachem, jak poprzednie. W przeciwieństwie do nich jest nadzwyczaj wygładzony, czysty - odczuwalny jest brak zadziornych melodii, przez co całość wydaje się być mniej atrakcyjna. Poza tym, odnoszę wrażenie, że zamiast sprzeciwiać się trendom (nie tylko w muzyce, lecz w ogóle) bądź też samemu je tworzyć, Marilyn Manson podąża wytartymi wcześniej ścieżkami i właśnie dlatego kompletnie niczym nie zaskakuje. Za swój 8 LP leci więc ocena dostateczna.


Zgadzasz się? Podaj dalej:

5 komentarze:

Przesłuchałem ten album i mimo wszystko podoba mi się bardzo. Manson nie zawiódł i jestem miło zaskoczony po łagodniejszym, raczej "popowym" The High End of Low.
cóż... być może BV nie rozczarował mnie tylko dlatego, że nie stawiałem zbyt wysokich wymagań ;) jakby nie patrzeć Manson jest na scenie już od bardzo dawna (prawie 23 lata - jestem równolatkiem zespołu :D), najlepsze chyba ma już za sobą (wątpię, żeby nagrał coś na miarę Antichrist Supestar, czy w ogóle Triptychu), więc ważne, że nadal nagrywa fajną płytę, nie ma co już oczekiwać czegoś wybitnego ;)
Na razie moimi faworytami są Pistol Whipped i Overneath the Path of Misery, ale to się może zmienic!
co do gatunku, to sam zespół nigdy nie kwalifikował swojej muzyki jako metal. Manson sam o sobie zawsze mówi jako o gwieździe rocka i zaiste ich muzyka to raczej rock, mocno synkretyczny łączący motywy z różnych gatunków (dużo elektroniki, industrial, czasem jakieś eksperymenty...)

Jako stary fan Antichrist Superstar i Mechanical Animals powiem Wam, że Manson nagrał niestety kolejną kupę. Można się kłócić, czy ta kupa jest świeża, czy jest troche lepsza czy gorsza od poprzedniej, ale to i tak kupa. Brak pomysłów, melodie z dupy, brzmienia znane od lat. W kółko to samo. Słabo. Kiedy wyszło "Holy wood", ostatnia płyta Mansona jaką mam, myślałem , że jest słaba. Teraz słuchając nowej płyty myśle, że to było arcydzieło. Niestety ten pan bez pozostałych muzyków z tamtego skłądu niewiele potrafi zdziałac.

Mi się nowa płtya podoba.Widać zwyżkę formy pana Mansona od poprzednich dwóch płyt. http://kalejdoskopy.wordpress.com/2012/09/10/marilyn-manson-to-urodzony-lotr-born-villain/

Nie jestem fanką Mansona, ale "You’re So Vain" mi się wyjątkowo podoba :)

Prześlij komentarz