19 maja 2013

Recenzja: Daft Punk - Random Access Memories


1. Give Life Back to Music
2. The Game of Love
3. Giorgio by Moroder
4. Within
5. Instant Crush
6. Lose Yourself to Dance
7. Touch
8. Get Lucky
9. Beyond
10. Motherboard
11. Fragments of Time
12. Doin' It Right
13. Contact



Pierwszą rzeczą, która wpada mi do głowy, gdy myślę o francuskim duecie Daft Punk, są ich komiczne hełmy, wyglądające na żywcem wyjęte z Power Rangers. Następnie przechodzę do muzyki. Tutaj moje skojarzenia są o wiele przyjemniejsze. Chociaż nie miałem okazji przesłuchać wszystkich trzech wydanych dotychczas krążków, to znajomość ‘Discovery’ w pełni wystarczyła, bym wiedział, że jest to formacja godna uwagi. Mimo to, był okres, kiedy całkowicie zapomniałem o jej istnieniu i zająłem się innymi przedstawicielami elektroniki. Aż tu nagle pojawia się intensywnie promowany singiel. I to nie byle jaki.

Nie byle jaka okazała się też pozostała dwunastka, która standardowo łączy house z disco i funkiem, odróżniając tym samym twórczość Francuzów od innych tego typu zespołów. Za pomysł oraz brzmienie Random Access Memories odpowiadają, jak przystało na wysokiej klasy producentów, członkowie Daft Punk, czyli Guy-Manuel i Thomas Bangalter, okazjonalnie wspierani przez m.in. Pharrella Williamsa (który udziela się również wokalnie) oraz DJ Falcona. Natomiast dystrybucję + promocję powierzono wytwórniom Daft Life i Columbia Records. Podstawowe informacje mamy już za sobą, teraz przejdźmy do konkretów.

Nie powiem, album spodobał mi się już od pierwszych tracków. Między innymi dlatego, że utrzymano go w wakacyjnym klimacie, przez co słuchany w słoneczny, pomaturalny dzionek potrafi w błyskawiczny sposób poprawić nastrój. Szczególnie, że pełny jest pozytywnych oldschoolowych brzmień, charakteryzowanych na lata 80’. Co więcej, zostały one na tyle zróżnicowane, że nawet powtarzając się któryś raz (Give Life Back to Music  -> Lose Yourself to Dance -> Get Lucky), wciąż wydają się atrakcyjne. Nie ma co, Daft Punk dobrze wiedzą, jak sprawnie operować sprawdzonymi motywami. O dziwo, tego przyjemnego efektu nie psuje (zazwyczaj) syntetyczny wokal, który w przypadku 95% innych płyt wywołałby u mnie krwotok wewnętrzny. Panowie mają za to dużego plusa. Kolejnego zyskują za uzależniające brzmienie poszczególnych kompozycji (Get Lucky, Doin’ it Right etc.), które za sprawą chwytliwych melodii, urozmaiconych beztroskim tekstem, mają trudności z opuszczeniem ucha. Dzieło idealne? Może następne będzie. To, chociaż posiada o wiele więcej zalet niż niedociągnięć, nie należy do przełomowych, bo nie składa się z niczego, przez co mogłaby opaść szczęka. Niby żadna to wada, ale warto o tym pamiętać.



Tekst, jak przystało na tego typu klimaty, sprawuje jedynie funkcję dekoracyjną. Znaczy się jest tutaj tylko po to, żeby wzmocnić melodyjność podkładu. Główną tematyką są przyjemne i mało wymagające zagadnienia, czyli muzyka, miłość i taniec. Banał, ale o to właśnie chodziło. Nie ma się nad czym rozpisywać.

Na mój odtwarzacz leci całe wydawnictwo – jest na tyle spójne i dopracowane, że nie ma potrzeby wyrzucać z niego żadnej pozycji. Jednak żeby upewnić się, czy to produkcja aby na pewno dla ciebie, wpierw polecam przesłuchać singlowe Get Lucky oraz Contact, Fragments of Time i Doin’ it Right. Polubisz to – nie powinieneś zawieść się na reszcie. Z kolei jeśli krążek nie wzbudzi twojej sympatii, a koniecznie chciałbyś wejść w posiadanie wartej uwagi elektroniki, rzuć uchem na inne ciekawe propozycje, może Kamp! lub Depeche Mode przypadną ci do gustu.

Ja jestem jak najbardziej na tak. Materiał jest lekkostrawny, różnorodny i często chwytliwy, w związku z czym idealnie wpasowuje się w letni klimat i pozytywnie wpływa na nastrój. Ponadto, nie nazwałbym go jednorazówką. Decydując się na zakup Random Access Memories możesz mieć pewność, że nie wyląduje na półce po kilku odsłuchach. Chyba, że elektronika nie jest twoją mocną stroną.


Zgadzasz się? Podaj dalej:

6 komentarze:

Bardzo lubię "Get Lucky" za jego zwiewność, lekkość i trochę wakacyjno-chillout'owy klimat :)
Elektronika jest moją mocną stroną, więc na pewno sięgnę po ten album :)

napisać że przy płycie pomagał im tylko Pharell Williams to jak pieprznąć reszcie w jaja. przecież tu jest mnóstwo postaci! ikon wręcz muzyki elektronicznej (i nie tylko!)...

świetna płyta :D kupiłem, posiadam ;) Get Lucky uwielbiam, kawał dobrej roboty ;)

A ja właśnie nie jestem fanem "Get Lucky" - muzycznie faktycznie chill, ale tekstowo słabo - nie przekonuje mnie takie "gadanie o podrywaniu". Nie umniejsza to jednak samym muzykom - mają wybitne uwarunkowanie instrumentalne przykłady słychać tego w praktycznie każdej kompozycji. Płyta dobra, ale bez zachwytów, wolę wcześniejsze Daft Punk :)

Nie polecam, nie czuję zupełnie klimatu lat 70 słuchając tego albumu, ale już mniejsza z tym, album RAM nie wywołuje u mnie zupełnie żadnych emocji ani nie pobudza wyobraźni, a wręcz poczucie że zmarnowałem te 45 zł. Polecam natomiast poprzedni album tj. ścieżkę z filmu Tron. A wielbicielom dobrych elektronicznych klimatów polecam nowy Deep Forest, też zresztą made in France.

Elektronika jest moją mocną stroną - i właśnie dlatego uważam ten album za chłam.
Totalna nijakość od strony kompozycyjnej. Zero muzycznego jaja, zero oryginalności, zero polotu. Zero.

Cenię sobie bardzo "stare" Daft Punk i przed wyjściem RAMu liczyłem na coś ikonicznego, powrót gigantów z prawdziwym przytupem, nową jakość w gatunku (a wcale nie byłem "wystawiony" na kampanię reklamową).

To co dostałem to popłuczyny, które nijak się mają do współczesnej muzyki elektronicznej... ani żadnej innej. Przez te 8 lat od Human After All konkurencja poszła niesłychanie do przodu - a Daft Punk... nawet nie powiem że się cofnął - po prostu się zapadł.
Ja nie wiem co oni sobie tam myśleli, robiąc ten album. Czy szczerze chcieli zrobić coś eklektycznego i nowatorskiego tylko im nie wyszło - czy też z rozmysłem przyjęli strategię: "Dobra, i tak już nic nie wymyślimy, weźmy po prostu parę trików, żeby się dało z tego zrobić atrapę awangardy, a marketing już zrobi swoje". Nie wiem.

Prześlij komentarz