1 sierpnia 2013

Recenzja: Tech N9ne - Something Else

Mało brakowało, a przegapiłbym premierę tego krążka. Co prawda wiedziałem, że Tech N9ne coś tam majstruje – po sieci krążyły różne wersje tracklisty, informacje o tym, kto się pojawi gościnnie, kto miał się pojawić, ale ostatecznie nie będzie itd. Było trochę zamieszania. Gdy więc kumpel uświadomił mi, że Something Else ukaże się 'już na dniach', przesunąłem wszystkie zaplanowane teksty żeby wrzucić tę reckę zaraz po premierze płyty. Aaron w pełni na to zasłużył - zwłaszcza za to, co pokazał na All 6's And 7's.


Spoglądając na liczbę tracków oraz zaproszonych do featuringu postaci (w sumie ponad 20), osoby nie znające Techa mogą wyciągnąć prosty wniosek – gość poszedł na ilość, więc jakość prawdopodobnie będzie wątpliwa. Jednak fani, nauczeni doświadczeniem, wiedzieli, że to wyłącznie pozory. I standardowo mieli rację, bo Tech i Seven (producent) wciąż są w formie. W związku z tym warto przygotować się na 66 minut porządnego hip hopu.

Zacznijmy od tego, że Something Else jest materiałem równym. Spośród 16 produkcji przeplatanych pięcioma skitami rzadko coś zaskakuje jeżeli chodzi o jakość. Uznasz, że pierwsze 4 utwory są cienkie, o reszcie powiesz to samo. Na szczęście działa to też w drugą stronę. Z równym poziomem dobrze komponuje się spójność nagrań. Jest ona podkreślana przez subtelne przejścia pomiędzy poszczególnymi pozycjami – często brzmienie końcówki pierwszej jest zbliżone do początku drugiej. Pomimo tego o krążku można spokojnie powiedzieć, że jest zróżnicowany. Uwydatnia to jego podział na trzy części (Fire, Water oraz Earth) różniące się rodzajem brzmienia. Tak więc usłyszymy tu zarówno ostrzejsze klimaty (Love 2 Dislike You), soczyste bangery (With The BS) i dynamiczne wymiatacze (Dwann, My Haiku-Burn The World), a ponadto subtelne Fortune Force Field i Im Not A Saint oraz niemal radiowe Believe, czyli Love The Way You Lie part któryś tam. Znajdziemy tu nawet rapowo-rockowy remake The Doors nazwany Strange 2013. Jak widać, krążek błyszczy różnorodnością. A wszystko, jak wcześniej wspomniałem, stoi na równie wysokim poziomie. Z kolei sam klimat jest zdecydowanie mniej mroczny i tajemniczy niż na dwóch ostatnich longplay'ach. Czy to źle? W żadnym razie. W końcu materiał wciąż przyciąga uwagę, z łatwością ją podtrzymuje i nie posiada słyszalnych śladów monotonii. Dobrze jest.



Słów (dosłownie) kilka o featuringach. Poza podopiecznymi Techa (Krizz Kaliko, ¡Mayday!, Big Scoob), którzy występują na większości jego wydawnictw, zaproszono tu charakterystyczne głosy tj. Serj Tankian, B.o.B., Kendrick Lamar, Wiz Khalifa i T-Pain. O ile popis tego ostatniego pozostawia po sobie spory niesmak (T-Pain = skrzeczący autotune) to reszta w przyjemny sposób uzupełnia gospodarza zarówno melodyjnie (na tym polu szczególnie atrakcyjnie wypadają koleżanki: Liz Suwandi i Angel Davanport), jak i lirycznie.

I tutaj pojawia się pytanie: a o czym to jest? Tech przedstawia nam tematykę bardzo osobistą i często przejmującą. Sztandarowy przykład stanowi opowieść o matce Aarona, która porzucona przez jego biologicznego ojca popada w padaczkę (Meant To Happen). Piękne - refleksyjne i wzbudzające spore emocje. Ponadto Tech wspomina o miłości do swoich dzieci (That's My Kid), ubolewa nad niesprawiedliwością świata (My Haiku-Burn The World) oraz uświadamia, jak krytyka potrafi podciąć artyście skrzydła (Fragile). Poza tymi poruszającymi zagadnieniami gospodarz skupia się bezpośrednio na własnej osobie: mówi, że jego muzyka nie jest wyłącznie dla białych (B.I.T.C.H.), podkreśla swoją niezależność (See Me), naturę wojownika (Fortune Force Field) i demoniczną połowę (I'm Not A Saint). Nie są to głupoty wyssane z palca, tak więc jeśli zwrócisz uwagę na tekst, płyta spodoba ci się podwójnie.

Something Else to krążek, którym zdecydowanie warto się zainteresować. Pomimo spójnego charakteru oferuje zróżnicowane brzmienia, przez co nie potrafi sobą zanudzić, a wręcz intryguje do ostatniego tracka. Dodajmy do tego emocje płynące z tekstu, a wątpliwości związane z zakupem powinny rozwiać się same. Wydawnictwo bardzo dobre.


Zgadzasz się? Podaj dalej:

2 komentarze:

Całkiem, całkiem ta płyta :)

Bity na płycie są przednie, fajni goście, jedynie nie głos gospodarza (wiem, dziwnie to zabrzmi) jest dla nie jakby taki za ostry, wysoki. Nie co to męczy moje uszy.

Prześlij komentarz