Kid Cudi już nie raz udowodnił, że lubi tworzyć specyficzną muzykę. Właśnie dlatego wokół jego najnowszego albumu nie da się przejść obojętnie- jedni od razu go skreślą, znienawidzą, spalą na stosie a inni będę w nim bez pamięci zakochani. Czy jednak na prawdę jest powód do tak wielkich rozterek? Oczywiście - to, jak ocenimy ten album zależy od naszej postawy...
Wydany przez wytwórnię GOOD Music, Man on the Moon II: The Legend of Mr. Rager jest kontynuacją albumu z 2009 roku – Man on the Moon: The End of Day. Tak samo jak jego prequel, MotMII podzielony jest na pięć aktów różniących się ilością i tematyką utworów. 17 nowych kawałków w większości napisanych w klimatach r&b w połączeniu z wyjątkowym głosem Kida owocuje bardzo dobrymi produkcjami, z których maksymalnie 3 nadają się do radia – nie uświadczymy tu żadnych popowych produkcji, a jak wiadomo, tak ambitnego materiału jak ta płyta żadna stacja się nie dotknie. Jest trochę rapu, trochę śpiewu- wszystko spójnie scalone. Całość nagrana jest w mrocznym, „księżycowym” kimacie, utwory przepełnia przyjemna, pozytywna melancholia intensywnie oddziałująca na emocje słuchacza – można się przy niej wyciszyć, wypłakać i uświadczyć stanu, który pozwoli nam inaczej spojrzeć na nasze troski, problemy. Między innymi na tym polega magia tego albumu.
Na aplauz zasługuje dobranie gości- nie ma tu gwiazdek, których oklepany w radio głos zmusza nas do amputacji uszy. Usłyszymy m.in. Kanyego Westa (w końcu to jego wytwórnia wydała ten krążek), Mary J. Blige, Cee Lo Green’a i Cage’a. W przeciwieństwie do innych featuringów tego typu, każda z gwiazd w znacznym stopniu urozmaica album, nie tylko swoim głosem, ale również zaangażowaniem, co w efekcie dało naprawdę niezłe produkcje.
Jedną ze słabszych stron albumu jest średniawy tekst, który sprawia wrażenie niewykorzystanego potencjału. Niby nie jest źle, ale jak na produkcje tego typu mogło być lepiej – brakuje sentencji, złotych myśli, które można cytować. Cudi w ciekawy opowiada o tym, że życie jest złe, że nikt go nie rozumie, wspomina również o narkomani, myślach samobójczych i innych patologiach – osoby nieznające „lengłudżu” dużo stracą.
Singlem promującym płytę jest utwór Erase Me wykonywany w duecie z Kanye Westem. Numer wyróżnia się wyjątkowo pozytywnym charakterem o lekko rockowym zabarwieniu, co kontrastuje z pozostałą zawartością krążka, z którym łączy go wyłącznie poziom. A trzeba przyznać, że całość, podobnie jak prequel, stoi na bardzo wysokim poziomie.
Man on the Moon II: The Legend of Mr. Rager to bez wątpienia jedna z lepszych płyt minionego roku – jest tajemniczo, mrocznie i klimatycznie (to słowo nie powtarza się przypadkowo). Poza tekstem, który nie powala, inne uprzedzenia mogę być wyłącznie kwestią gustu – nie ma wad, które biłyby po uszach. Jednak, jak wcześniej napisałem, płyta nie spodoba się każdemu, najlepiej przesłuchać jakieś 2, 3 utwory i dopiero wtedy zadecydować, czy płyta nam podejdzie. Tym, co się spodoba, będzie towarzyszyć przez bardzo długi czas, zapewniam!
Zgadzasz się? Podaj dalej:
1 komentarze:
Nie dawno przesłuchałem. Świetna płyta!
Prześlij komentarz