29 stycznia 2012

Recenzja: Anthony Green - Beautiful Things

Osoby śledzące największe koncerny muzyczne zapewne słyszały o Anthony'm Green'ie, podopiecznym Photo Finish Records. Jest to amerykański tekściarz, wokalista grupy Circa Survive oraz były członek Zolof the Rock and Roll Destroyer i Saosin, z którymi współpracował na początku swojej kariery wykonując przeróżne odmiany rocka: od post-hardcore aż po poprock. Ostatnio pracuje również solo i owocami tego są dwa dotychczas wydane płyty - Avalon z ‘08 i drugi, który światło dzienne ujrzał całkiem niedawno. Teraz właśnie o nim.


Na świeżutkim Beautiful Things w wersji podstawowej usłyszymy 13 numerów ocierających się o klimaty tak delikatnego folk-rocka, że można powiedzieć, iż w dużej mierze podchodzą pod pop. Gdy przesłuchałem ten longplay po raz pierwszy, to nie ukrywam, że miałem co do niego mieszane uczucia - niby nie wywołał we mnie skrajnych emocji, jednak z drugiej strony wydawało mi się, że w jego prostocie (o której poniżej) jest coś intrygującego. Aczkolwiek z każdym kolejnym odsłuchem, poziom mojego zainteresowania drastycznie spadał. Zacznę od początku:

Bawiąc się w różne rodzaje 'spokojnej' muzyki, niezależnie czy to rap, pop czy właśnie rock, częstym i bardzo trudnym do zwalczenia problemem jest wkradająca się monotonia. Zwykle jest ona spowodowana zbyt wtórnymi dźwiękami, nijaką atmosferą całości oraz (chociaż to już rzadziej) oklepanym tekstem. Skoro o tym wspomniałem, znaczy się, że teraz też musi być nudno? Po części. Generalnie nie jest to taka nuda, że zaraz po drugiej piosence chce się spać. Po prostu tak samo, jak ostatnim razem (no, w troszkę większym stopniu), łatwo się wyłączyć. O ile poprzednio nie potrafiłem zidentyfikować przyczyny, to w przypadku tego krążka jest nią jego klimat. A tak dokładnie to jego brak - każda płyta, która wpada nam w ucho wywołuje jakieś emocje, zwykle pozytywne. Tym razem takowych u siebie nie zaobserwowałem, innych z resztą też nie. To właśnie przez to BT mnie zanudza. 
Jednak numery same z siebie nie są słabe czy tam niedopracowane, bo fuzja instrumentów charakterystycznych dla rocka oraz m.in. muzyki country czy folk jest naprawdę godna podziwu. Chodzi mi głównie o prostotę oraz harmonię powstałej melodii, która sprawia wrażenie bardzo wyważonej, wręcz dojrzałej. Zapewne wiele osób to pokocha.

Jeżeli całokształt nie sprostał moim oczekiwaniom, to samym tekstem jestem pozytywnie zaskoczony. Przede wszystkim jego kreatywnością, w końcu tematyka opiera się o całą gamę różnorakich uczuć (a co ciekawe, nie przekłada się to na całość) - od radości przez tęsknotę aż do żalu. Zwykle w tego rodzaju produkcjach dominuje mocno ograny motyw miłości, który, jak ciągle podkreślam, zaczyna mnie drażnić. Jednak w tym przypadku Anthony udowodnił nam, że, jak na profesjonalnego songwritera przystało, potrafi napisać coś ciekawego. Poza tym, na aplauz zasługuje prosty (ale niebanalny) język - z własnego doświadczenia wiem, że osoby znające angielski na poziomie intermediate, bez najmniejszego problemu odnajdą się w większości tracków. To tyle o tekście.

Z tego, co udało mi się dowiedzieć, pierwszym wydanym utworem został Can't Have It All At Once, który kojarzy mi się z twórczością zespołu Papa vs Pretty, co oczywiście zaliczam na plus. Tymczasem niektóre źródła podają, że długo przed nim na singlu ukazał się inny numer - Big Mistake. Mimo wszystko nie dotarłem do oficjalnych informacji na ten temat...

Poza Can't Have It All At Once moją uwagę przykuł jedynie If I Don't Sing, reszta do mnie w ogóle przemawia, nudzi mnie. Wprawdzie nie powiem żeby można było zaobserwować jakąś dużą jakościową przepaść, kawałki są w miarę stateczne, pod wieloma względami podobne do siebie. W związku z tym prawdopodobnie nie przypadną do gustu komuś, kogo nie ciągnie do spokojnych rockowych produkcji, bo ten krążek jest naprawdę wybredny w doborze swoich słuchaczy.

Mimo iż zauważyłem, że Beautiful Things jest chwalone przez wiele osób, jakoś nie przekonało mnie do siebie i pewnie zakończę zabawę z nim zaraz po opublikowaniu tego tekstu. W ramach podsumowania pozwolę sobie przypomnieć, co mi leży na sercu: nuży mnie brakiem charakteru, wyrazistości, przez co dla mnie obcowanie z nim traci sens. Natomiast dosyć fajnie wypadł tekst, który dzięki swojej różnorodności jest bez wątpienia najlepszą stroną owego wydawnictwa. Początkowo chciałem postawić ocenę dobrą, lecz po pięciokrotnym przesłuchaniu (oczywiście nie na raz) doszedłem do wniosku, że nie dam więcej niż 3. Tak właściwie nie miałbym za co...


Zgadzasz się? Podaj dalej:

0 komentarze:

Prześlij komentarz