Dzisiaj mowa o kolejnym zespole zajmującym się rockową alternatywą. Nosi on nazwę The Big Pink i tworzy go dwójka przyjaciół: Robbie Furze oraz Milo Cordel, którzy grają ze sobą od ponad 5 lat. Przez ten czas wylansowali jedną długogrającą płytę, która została ciepło przyjęta przez środowisko muzyczne - nie ma się co dziwić, w końcu to Brytyjczycy, a kto jak kto, ale oni znają się na rockowych eksperymentach. Teraz owa grupa powraca z czymś nowym i najwyższy czas to zbadać.
Krążek wydany przez 4AD nazywa się Future This i wraz z bonus trackiem zawiera 12 utworów utrzymanych w rockowo-elektronicznej konwencji. Warto dodać - stosunkowo dobrych utworów. Przede wszystkim dlatego, że tworzy je mieszanina klimatów charakterystycznych dla grup przekroju Coldplay czy Kasabian oraz szczypta własnej kreatywności. Jednak czy to wystarczy, by stały się one przebojami? No nie do końca. Już tłumaczę:
Standardowo zacznę od podkładu, który wbrew pozorom nie jest najmocniejszą stroną tego wydawnictwa. Za jego produkcję odpowiada Paul Epworth, gość znany ze współpracy z Adele, Plan B i Florence + the Machine. Podobnie jak w przypadku ww. osób, również i tym razem Londyńczyk postarał się o dosyć subtelne, wyważone brzmienia będące rozkoszą dla uszu. Aczkolwiek z drugiej strony album nie jest idealny: nie wciąga z takim natężeniem z jakim powinien i to jest jego największa bolączka. Słucham, słucham i słucham, ale poza paroma numerami nic do mnie specjalnie nie przemawia. Nie, nie jest nudno ani tym bardziej słabo. Po prostu wielu kawałkom brakuje...tego czegoś.
Natomiast znacznie lepiej wypada warstwa tekstowa, która w niezmiernie przejrzysty i prosty sposób mówi o wolności, przyjaźni, walce z szablonami i rutyną oraz oczywiście o miłości. To również nie jest mistrzostwem, ale prezentuje się całkiem fajnie i da się tym zainteresować w znacznie większym stopniu aniżeli dźwiękami.
Bez wątpienia jednymi z najbardziej zjawiskowych oraz wciągających produkcji są single, których na dzień dzisiejszy jest aż 2. Pierwszy z nich to wydany w listopadzie Stay Gold, który dzięki swojej ciekawej melodii (w końcu nie napisałem, że podkład jest beznadziejny) chodzi mi po głowie od ponad tygodnia. Podobnie zresztą jak świeży Hit The Ground (Superman), którego w chwili obecnej można dosyć często usłyszeć w BBC Radio 1.
Z pozostałych kawałków do gustu przypadły mi jeszcze Give It Up, 77 oraz Lose Your Mind, z którymi pewnie zostanę na dłużej. Do reszty nic nie mam: poza tym, co napisałem wyżej, czyli tego, że nie wywołuje we mnie większych emocji i służy jedynie jako miły dodatek akustyczny, który rzadko przykuwa uwagę.
Oczywiście wielcy fani takich klimatów zapewne się ze mną nie zgodzą i będą twierdzić, że każdy numer w jakimś stopniu porywa. Po części to prawda, lecz do mnie to jakoś nie trafia i 'zwykli' słuchacze zapewne też nie do końca będą w stanie odnaleźć piękna co niektórych utworów. Wniosek: płytkę polecam osobom, które naprawdę lubią różnego rodzaju rock alternatywny, bo to coś specjalnie dla na nich. Natomiast tych, którzy się za takich nie uważają, odsyłam jedynie do singli.
Future This to nader przyjemna mieszanina rozmaitych rockowych brzmień oraz ciekawego tekstu, która teoretycznie powinna stać się komercyjnym hitem. Tymczasem w praktyce, słuchając jej momentami łatwo się wyłączyć, przez co na połowę tracków nawet nie zwrócimy uwagi. Jednak oprócz tego nie mam do niej większych zastrzeżeń i gdyby nie owa matowość to z pewnością jeszcze kiedyś wróciłbym do niej. A w tym przypadku raczej tego nie zrobię. Przynajmniej na razie. Mimo wszystko album zasługuje na to 4.
Zgadzasz się? Podaj dalej:
5 komentarze:
Ta płyta została wydana w Polsce?
Nie wiem, ale wydaje mi się, że jeszcze nie.
Na początku płyta "A Brief History of Love" nie bardzo mi się podobała, wydawała mi się strasznie hałaśliwa, ale po paru przesłuchaniach mnie wciągnęła poza dość knajpianymi "Love in Vain" i "Tonight". Pitchfork napisał, że to najlepsza płyta, jaką mogliby w dzisiejszych czasach nagrać The Verve. Myślę, że niedługo napiszę o nich na blogu. Dwójki po prostu nie miałem jeszcze czasu posłuchać.
Dodam, że Paul Epworth odpowiada też za płyty moich ulubieńców Friendly Fires :) To jeden z moich ulubionych producentów obok Richa Costeya i (z tych płyt, co znam) Steve'a Osborne'a.
Bardzo mnie cieszy, że wśród swoich ulubionych kawałków z mojego rankingu (dla zainteresowanych: http://blog-goes-pop.blogspot.com/2012/01/ranking-moje-ulubione-single-z-2011.html) wymieniłeś Pnau, The Kick, Tim & Jean i Gypsy & The Cat (oraz parę innych, których wielu nie kojarzy) ! Czy interesujesz się jakoś szerzej australijską sceną electro?
Dopiero wchodzę w temat :) Nie ukrywam, ze głównie za sprawą Twojego profilu na last.fm,a na którym znalazłem wiele ciekawych pozycji :)
To cieszy mnie, że Cię inspiruję :) Polecam wygooglowanie "Triple J Hottest 100" (np. 2011), trafisz w ten sposób na wiele ciekawych piosenek, zresztą nie tylko australijskich (Triple J to taka stacja z Melbourne, coś jest Roxy albo Czwórka).
Prześlij komentarz