9 lutego 2013

Recenzja: Echoes of Yul - Cold Ground

Większość osób czytających regularnie RM zapewne zauważyła, że nie mam skłonności do promowania młodych artystów. Pomijając fakt, że rzadko mają coś ciekawego do zaproponowania, wychodzę z założenia, że od takich działań są inni blogerzy. Jednak ostatnio naszło mnie na zrecenzowanie czegoś made in Poland, jako że w tym roku nie miałem okazji rozebrać na czynniki pierwsze żadnego polskiego wydawnictwa. W tym samym czasie napatoczyli się panowie z opolskiej formacji Echoes of Yul, informując o swoim najnowszym dziele. Rzuciłem na nie uchem, zaintrygowało mnie, postanowiłem je opisać. Oto moje spostrzeżenia.

Drugi album Michała i Mateusza, Cold Ground, składa się z 13 kompozycji prezentujących dosyć specyficzny rodzaj muzyki. Mamy do czynienia z mieszanką industrialu, ambientu i krautrocka, czyli, krócej mówiąc, alternatywnej elektroniki i post-metalu. Nie każdemu spodobają się takie brzmienia – a już na pewno nie radiowemu targetowi. Dlaczego?

Z tego powodu, że nie jest to muzyka mająca na celu wpadanie w ucho. Tutaj liczy się głównie klimat, który poprzez mroczny i po części tajemniczy charakter, wprowadza słuchacza w poważny nastrój, często ocierający się o nostalgię. Osiągnięto to dzięki powolnym melodiom, składającym się z niskiego brzmienia gitary basowej, perkusji i syntezatorów. Ponadto, stosunkowo niewielka ilość instrumentów oraz kompletny brak wokalu świadczą o minimalizmie i subtelnej konwencji podkładu, co również ma wpływ na wspomniany klimat. Mimo wszystko, obeszło się bez nudy i flegmatycznych motywów, bo chociaż materiał jest bardzo spójny i harmonijny, to od czasu do czasu trafia się na mocniejsze, lecz nieagresywne, rockowe brzmienia (Libra, Last), które nie pozwalają słuchaczowi zasnąć i stracić wątku. Ze wszystkich tych elementów nasuwa się wniosek, że Cold Ground ma wiele wspólnego z muzyką filmową, między innymi dlatego tak intensywnie oddziałuje na odbiorcę. Z drugiej strony, nagrania są trudne w odbiorze, w związku z czym nie każdy będzie w stanie dostrzec ich piękno - do tego niezbędny jest odpowiedni nastrój i szerokie poczucie muzycznej estetyki. Tak więc osoby, które nie są przyzwyczajone do dźwięków nie wpadających w ucho, mogą się tutaj pogubić. Nic dziwnego, przecież to alternatywa, czyli wyższa szkoła jazdy.


Wszystkie utwory stoją na wyrównanym poziomie, wobec czego nie bawię się w wybór najlepszej i najgorszej pozycji - jeżeli interesuje cię jeden track, dobrym pomysłem będzie zainwestowanie w całe wydawnictwo. W końcu zostało ono dokładnie przemyślane i ciekawie zrealizowane, przez co mimo że nie wywołuje opadu szczęki, to bez wątpienia zasługuje na stałe miejsce w odtwarzaczu. I właśnie dlatego leci za nie piąteczka.


Zgadzasz się? Podaj dalej:

1 komentarze:

"Pomijając fakt, że rzadko mają coś ciekawego do zaproponowania" - polemizowałbym, zwłaszcza jeśli chodzi o prężnie rozwijającą się w Polsce scenę postmetalową, do której Echoes Of Yul zdecydowanie należy. Polecam tu Obscure Sphinxa, Butterfly Trajectory oraz Entropię.

Prześlij komentarz