22 grudnia 2013

Recenzja: B.o.B - Underground Luxury

1. All I Want                                        11. John Doe
2. One Day                                          12. Cranberry Moonwalk
3. Paper Route                                   13. Nobody Told Me
4. Ready                                               14. Forever
5. Throwback                                     15. We Still in This Bitch
6. Back Me Up
7. Coastline
8. Wide Open
9. FlyMuthaFucka
10. HeadBand

B.o.B to bardzo sympatyczny gość. Nawet jeśli daleko mu do ikony hip hopu, to jego charyzma i flow są warte uwagi. A repertuar? Z tym bywa różnie – Bobby ma tendencję do obracania się w klimatach zbyt różowych jak na rap, często wręcz typowo radiowych. Dobrze widać to na przykładzie debiutanckiego krążka, który większe uznanie zdobył u Eskowiczów niż miłośników czarnych brzmień. Strange Clouds było pod tym względem zdecydowanie lepsze: wciąż pełne popowej słodyczy, ale nie aż tak dobitnej jak na debiucie. Dzisiaj przekonamy się, czym tak właściwie jest najnowsza pozycja amerykańskiego rapera – beztroską radióweczką, kolorowym rapopolo, a może poważną, hip hopową produkcją?

Underground Luxury to 15 nagrań w większości wyprodukowanych przez samego rapera, momentami wspieranego przez postaci tj. Arthur McArthur, Detail i DJ Mustard. Zabierając się za odsłuch, nie nastawiałem się na arcydzieło. Moimi jedynymi oczekiwaniami wobec UL były wyrazistość i charyzmatyczny charakter. Niestety nawet tego nie otrzymałem. Taki lajf.  

Z technicznego punktu widzenia wydawnictwo nie jest złe. Składa się ze znanych i jeszcze nieodojonych dźwięków, z których zmiksowano poprawnie brzmiące bity. Głównym problemem materiału jest brak wyrazistości. Całość jest zbyt stonowana, zarówno pod kątem tempa jak i emocji: nie rozczula, nie jest beztroska, agresywna ani mroczna. Dodając do tego niewielką chwytliwość otrzymujemy pozycje warte co najwyżej jednorazowego odsłuchu. Przesłuchaj pierwsze lepsze Ready, Back Me Up czy Wide Open – co te tracki mają do zaoferowania? Niestety nic, bo podobnie jak większość pozostałych cechują się wyblakłymi melodiami oraz brakiem jakiegokolwiek klimatu. Poza wpadającymi w ucho Nobody Told Me i Coastline (radio-friendly, ale przynajmniej chwytliwe) oraz zajeżdżającym Wizem Khalifą One Day nie dzieje się tutaj kompletnie nic. Niby ograniczono ilość cukierkowych dźwięków, na czym materiał powinien dużo zyskać, jednak w tym przypadku przełożyło się to na większą monotonię. Odsłuch nie boli, ale i nie pociąga. Po prostu nudzi. Nawet charyzma rapera nie ratuje tego dzieła.


Tekst stoi na nieco wyższym poziomie niż podkład, ale też wypada przeciętnie. Główną tematyką są kobiety, hejterzy, miłość do sławy, imprez i alkoholu oraz pogoń za szczęściem, które można kupić za pieniądze. B.o.B ukazuje siebie jako zachłannego materialistę dążącego do nieustannego powiększania swojego bogactwa oraz prestiżu. Mało odkrywcze, ale osobisty charakter co niektórych tracków sprawia, że warto się tym zainteresować. Nie ogłupia.

Underground Luxury zdominowane jest przez przeciętność: przeciętne bity, przeciętny klimat, przeciętne featuringi, w dużej mierze przeciętny tekst. Lubię wcześniejszy dorobek rapera oraz jego występy gościnne, mimo wszystko do tej pozycji już nie powrócę. Nie przyciąga uwagi, jedynie powiela to, co już znamy. Przeciętna trója z minusem.


Zgadzasz się? Podaj dalej:

2 komentarze:

Zgadzam sie całkowicie z recenzją. Płyta jest po prostu poprawna. Można jej słuchać ale nie wzbudza żadnych emocji.

Dokładnie tak, jest to przeciętny album, jak dla mnie dużo słabszy od poprzednich, mimo jak napisałeś zmniejszenia cukierkowych brzmień, a szkoda bo B.o.B. mógłby zrobić coś znacznie lepszego.

Prześlij komentarz