1. Legs Shakin' 11. Spend That
2. Cookie 12. Crazy Sex
3. Throw This Money on You 13. Shut Up
4. Prelude 14. Tear It Up
5. Marry The Pussy 15. Show Ya Pussy
6. You Deserve Better 16. Physical
7. Genius 17. Every Position
8. All the Way
9. My Story
10. Right Back
Czy trudno nagrać dobrą płytę? Oczywiście, że tak.
Szczególnie, gdy jest się młodym artystą. Brak wtedy doświadczenia, znajomości i wsparcia ze strony wytwórni, która nie do końca wie, czego się po tobie
spodziewać. Jednak osoby działające w branży od ponad 20 lat posiadają tak wielki
bagaż doświadczeń, że nagranie nowego (i to dobrego) materiału powinno przychodzić im ze swoistą łatwością. Masz już wyrobioną markę, znasz wiele
wpływowych postaci – wystarczy mieć pomysł i (nie zawsze) pieniądze. Dlatego
momentami nie rozumiem, dlaczego najczęściej właśnie takie osobistości nagrywają
coś, co pomysłowością ustępuje nawet maturze podstawowej z matematyki. Dzisiaj
opiszę przykład takiego wydawnictwa. Przygotuj się na płacz i
zgrzytanie zębów.
Widząc, że szykuje się płyta z pogranicza hip hopu
i R&B, zawsze staram się odsłuchać ją w pierwszej kolejności. Nigdy nie
ukrywałem, że tego typu klimaty są mi bardzo bliskie. Szczególnie te w kobiecym
wydaniu, pełnym oldschoolowych melodii i zmysłowego wokalu. Niemniej poświęcając
Black Panties ponad godzinę życia, spodziewałem
się rozrywki stojącej na co najmniej przyzwoitym poziomie, która nie tyle mną
wstrząśnie (bo o to ciężko w przypadku mainstreamowej muzyki), co nie pozwoli
mi zasnąć. To drugie się udało. Nie zasnąłem. Ale nieźle zepsułem sobie humor.
Jeszcze nie skończyłem pierwszego odsłuchu, gdy automatycznie
nasunął mi się wniosek – dawno nie słyszałem tak wyblakłego i wtórnego
materiału. Żadna pozycja nie przejawia najmniejszej dawki innowacji, a mało
która może pochwalić się elementami, które nie byłyby skrajnie oklepane. Słuchając,
dajmy na to, Legs Shakin', Right Back i Spend That łatwo dostrzec motywy znane z twórczości co
drugiej gwiazdy R&B. Nie dało się skorzystać z bardziej
oczywistych schematów. W związku z tym mamy do czynienia z kompozycjami niezwykle
przewidywalnymi, a, co za tym idzie, monotonnymi. Ciężko znaleźć tu motywy nie będące perfidnym kopiuj-wklej. Zero wysiłku. Pomijając tę nieszczęsną tuzinkowość,
podobny poziom prezentuje klimat. A raczej jego brak. Nagrania nawet nie
starają się angażować słuchacza, nie wywołują w nim żadnych emocji: nie
szokują, nie poprawiają humoru, o nostalgii też można zapomnieć. Ewentualny zalążek jakiejkolwiek nastrojowości
niszczy wyraźnie auto-tune'owy wokal, odpychający nieznośnym odorem tandety. Oryginalność
leży, podobnie klimat. To może chwytliwość coś zdziała? Poza przyjemnymi
All The Way, Shut Up oraz Genius nie dzieje się tutaj kompletnie nic. Jest to
winą zwłaszcza wspomnianej wtórności. Słuchacze R&B już od dawna są znieczuleni
na zastosowane tu motywy. Jak widać, podkład nie prezentuje nic, czym
warto się zainteresować.
Początkowo byłem przekonany, że ta płyta to fake. Mało tego,
że dostajemy byle jakie brzmienia, to na dodatek ciężko przebrnąć przez tekst.
Większość utworów opowiada o łóżkowych skillach rapera, zdobytych kobietach, bogactwie etc. Ani to głębokie, osobiste, ani, tym bardziej, kontrowersyjne.
Tutejsze aroganckie bragga nie mają nam nic do zaoferowania. Może nie jest to aż
tak tragiczne jak melodie, ale są momenty, w których ręce i cycki opadają (Marry
The Pussy).
Mając w planach zakup Black
Panties, warto zadać sobie pytanie – po co zawracać sobie głowę materiałem ubogim merytorycznie, wtórnym oraz pozbawionym klimatu i chwytliwości? Zaraz po napisaniu tego posta podziękowałem R. Kelly’emu
za współpracę i nie zapowiada się, żebym w najbliższym czasie miał sięgnąć to
po wydawnictwo. Przesłuchałem, przeżyłem, opisałem. 2/6
Zgadzasz się? Podaj dalej:
2 komentarze:
I tak nie jest tak złe jak "I Am Not a Human Being II"...
Z niecierpliwością czekam na recenzje nowych płyt Tinie Tempah, Beyonce i B.o.B
Prześlij komentarz