14 grudnia 2013

Recenzja: R. Kelly - Black Panties

1. Legs Shakin'                                11. Spend That
2. Cookie                                           12. Crazy Sex
3. Throw This Money on You        13. Shut Up
4. Prelude                                         14. Tear It Up 
5. Marry The Pussy                        15. Show Ya Pussy
6. You Deserve Better                   16. Physical
7. Genius                                           17. Every Position
8. All the Way
9. My Story
10. Right Back

Czy trudno nagrać dobrą płytę? Oczywiście, że tak. Szczególnie, gdy jest się młodym artystą. Brak wtedy doświadczenia, znajomości i wsparcia ze strony wytwórni, która nie do końca wie, czego się po tobie spodziewać. Jednak osoby działające w branży od ponad 20 lat posiadają tak wielki bagaż doświadczeń, że nagranie nowego (i to dobrego) materiału powinno przychodzić im ze swoistą łatwością. Masz już wyrobioną markę, znasz wiele wpływowych postaci – wystarczy mieć pomysł i (nie zawsze) pieniądze. Dlatego momentami nie rozumiem, dlaczego najczęściej właśnie takie osobistości nagrywają coś, co pomysłowością ustępuje nawet maturze podstawowej z matematyki. Dzisiaj opiszę przykład takiego wydawnictwa. Przygotuj się na płacz i zgrzytanie zębów.  

Widząc, że szykuje się płyta z pogranicza hip hopu i R&B, zawsze staram się odsłuchać ją w pierwszej kolejności. Nigdy nie ukrywałem, że tego typu klimaty są mi bardzo bliskie. Szczególnie te w kobiecym wydaniu, pełnym oldschoolowych melodii i zmysłowego wokalu. Niemniej poświęcając Black Panties ponad godzinę życia, spodziewałem się rozrywki stojącej na co najmniej przyzwoitym poziomie, która nie tyle mną wstrząśnie (bo o to ciężko w przypadku mainstreamowej muzyki), co nie pozwoli mi zasnąć. To drugie się udało. Nie zasnąłem. Ale nieźle zepsułem sobie humor.

Jeszcze nie skończyłem pierwszego odsłuchu, gdy automatycznie nasunął mi się wniosek – dawno nie słyszałem tak wyblakłego i wtórnego materiału. Żadna pozycja nie przejawia najmniejszej dawki innowacji, a mało która może pochwalić się elementami, które nie byłyby skrajnie oklepane. Słuchając, dajmy na to, Legs Shakin', Right Back i Spend That łatwo dostrzec motywy znane z twórczości co drugiej gwiazdy R&B. Nie dało się skorzystać z bardziej oczywistych schematów. W związku z tym mamy do czynienia z kompozycjami niezwykle przewidywalnymi, a, co za tym idzie, monotonnymi. Ciężko znaleźć tu motywy nie będące perfidnym kopiuj-wklej. Zero wysiłku. Pomijając tę nieszczęsną tuzinkowość, podobny poziom prezentuje klimat. A raczej jego brak. Nagrania nawet nie starają się angażować słuchacza, nie wywołują w nim żadnych emocji: nie szokują, nie poprawiają humoru, o nostalgii też można zapomnieć. Ewentualny zalążek jakiejkolwiek nastrojowości niszczy wyraźnie auto-tune'owy wokal, odpychający nieznośnym odorem tandety. Oryginalność leży, podobnie klimat. To może chwytliwość coś zdziała? Poza przyjemnymi All The Way, Shut Up oraz Genius nie dzieje się tutaj kompletnie nic. Jest to winą zwłaszcza wspomnianej wtórności. Słuchacze R&B już od dawna są znieczuleni na zastosowane tu motywy. Jak widać, podkład nie prezentuje nic, czym warto się zainteresować.


Początkowo byłem przekonany, że ta płyta to fake. Mało tego, że dostajemy byle jakie brzmienia, to na dodatek ciężko przebrnąć przez tekst. Większość utworów opowiada o łóżkowych skillach rapera, zdobytych kobietach, bogactwie etc. Ani to głębokie, osobiste, ani, tym bardziej, kontrowersyjne. Tutejsze aroganckie bragga nie mają nam nic do zaoferowania. Może nie jest to aż tak tragiczne jak melodie, ale są momenty, w których ręce i cycki opadają (Marry The Pussy).

Mając w planach zakup Black Panties, warto zadać sobie pytanie – po co zawracać sobie głowę materiałem ubogim merytorycznie, wtórnym oraz pozbawionym klimatu i chwytliwości? Zaraz po napisaniu tego posta podziękowałem R. Kelly’emu za współpracę i nie zapowiada się, żebym w najbliższym czasie miał sięgnąć to po wydawnictwo. Przesłuchałem, przeżyłem, opisałem. 2/6 


Zgadzasz się? Podaj dalej:

2 komentarze:

I tak nie jest tak złe jak "I Am Not a Human Being II"...

Z niecierpliwością czekam na recenzje nowych płyt Tinie Tempah, Beyonce i B.o.B

Prześlij komentarz