Polubiłem The Fame. Mało tego, że album pełen jest nośnych
melodii, to na dodatek są one lekkie, wobec czego niepotrzebnie nie męczą ucha. W
przypadku Born This Way z tym ostatnim jest problem – postawiono na
ciężką, często surową elektronikę zręcznie przyprawiającą o spory ból głowy. To
głównie dlatego od czasu recenzji nie ciągnęło mnie do ponownego odsłuchu
całości. Zbyt ostre i momentami chaotyczne. Liczyłem, że wydając
ARTPOP Gaga powróci do przyjemnych, radiowych melodyjek, które swoim super
przebojowym charakterem podbiłyby wszechświat. A co otrzymałem? Elektronicznej
divy ciąg dalszy.
Po pierwszym zaliczeniu zaprezentowanej trzynastki miałem
mieszane uczucia, o czym napomknąłem na Twitterze. Z jednej strony materiał wydał mi się chwytliwy i w miarę
świeży, jednak z drugiej czuć było posmak traumatycznego BTW. Na szczęście wraz z następnymi podejściami dzieło wyprodukowane
głównie przez Zedda, Monsona i Zisisa zyskało w moich oczach/uszach większe
uznanie. No ale po kolei.
Jak wspomniałem, ARTPOP zapełniono elektronicznymi brzmieniami składającymi się z soczystych, często agresywnych i poszarpanych syntezatorów,
które nie wywołują takiego zamętu jak te z BTW. Co więcej, tracki
pełne są motywów stricte klubowych, których energiczność i rozmach (szczególnie w
refrenach) sprawiają, że ciężko zarzucić im monotonię. Zwłaszcza, że nie
prezentują opłakanego poziomu Pitbulla, lecz stoją na przyzwoitym
poziomie – zero oklepanych schematów, minimum ohydnego plastiku. Żeby
urozmaicić materiał, Lady G. przemyca elementy m.in. rocka (Manicure) i hip hopu (Jewels n' Drugs), co poskutkowało
naprawdę nośnymi pozycjami. W ogóle jeżeli chodzi o chwytliwość, to na tym polu
spisano się nadzwyczaj dobrze – większość numerów z łatwością wpada w ucho i wbrew
pozorom nie nudzi już po 2 odsłuchach. Jednak wcale nie jest tak różowo jak
mogłoby się wydawać. Produkcja nie wyznacza trendów, nie jest inspirująca, a
zjawiskowością ustępuje nawet Modzie na Sukces. Ciężko ukryć, że jak na
ikonę popu (lub skrzyżowanie Madonny z Marilyn Monroe, jak kto woli) za mało tu
innowacji. Przyjemne i dopracowane, ale do historii bynajmniej nie przejdzie.
Nie będę rozwodził się nad tekstem, bo i nie ma nad czym. Gaga śpiewa o karierze, sławie, bogactwie, modzie, miłości, seksie i mężczyznach. Czyli o tym co zawsze w sposób taki jak zawsze. Wpada w ucho, bywa wulgarnie, ale kontrowersyjnie już nie bardzo. Radiowe standardy.
Jeżeli masz ochotę na przebojowy, niezobowiązujący materiał, który będziesz
mógł zatrzymać w odtwarzaczu na dłużej niż kilka odsłuchów, ARTPOP przypadnie
ci do gustu. Co prawda nie obfituje w motywy mogące zafascynować, ale przynajmniej
nie razi perfidnym kiczem ani wtórnością. To wciąż muzyka fast foodowa stworzona typowo pod Eskowiczów – z tym, że z wyższej półki. Chciałem się zachwycić, niestety nie ma
czym. Niemniej połowa krążka leci do mojego Cowona.
Zgadzasz się? Podaj dalej:
10 komentarze:
Lady ma chwytliwe piosenki, ale ja jej fanką nie byłam i nie będę. :)
Długo kazałeś nam czekać, jak na tak krótką recenzję... ;)
No to teraz Britney Jean! ^^
Słaby album, po kilku odsłuchaniach uszy aż krwawią... Niby miała być innowacyjna elektronika a wyszło beznadziejnie. Na plus zaliczam jedynie Gypsy, Do What U Want i Applause (które i tak nie wydaje mi się być bardzo dobrą piosenką).
Czekam na recenzje Miley, Britney i Avril ;)
Niestety razi wtórnością...
Drażniący wokal LG i kakofonia dźwięków sprawia, że drugi raz płyty już nie odsłuchałem.
Warstwa muzyczna naprawdę na przyzwoitym poziomie. Fajnie skrojona pod klubowe klimaty. Niestety, całość jak dla mnie za słaba. Moją uwagę przykuły tylko 3 utwory. Reszta ot tak do wysłuchania na niezobowiązujący jeden raz :)
The Fame też lubię. Ostatnio wróciłam do tego albumu i wciąż słucha się rewelacyjnie. Ale nowy krążek Gagi jeszcze przede mną.
Nawet nie czytałem Twojej recenzji 'Born This Way', ale zgadzam się co do górowania Artpopu nad jej ostatnim albumem. Najbardziej odpowiada mi właśnie Manicure i Jewels n Drugs, ale nie gardzę (już) Applause'm, a od początku lubię duet z R. Kelly :D Jak na nią to i tak bardzo dużo :D
Miło przeczytać recenzję, której autor nie twierdzi, że Lejdi uprawia na Artpopie dubstep. :)
Bardzo przeciętna płyta. Kilka fajnych piosenek i to wszystko. Po takim przeboju, jak "Applause" spodziewałam się trochę więcej
Gaga pokazała ,że nie jest królową. Ta płyta nie wprowadza niczego. Tym razem Gaga pokazała ,że jest dziwna ,ale w okropnym tego słowa znaczeniu. Aury nie da się słuchać
1/5
Prześlij komentarz