6 grudnia 2013

Recenzja: Gary Barlow - Since I Saw You Last

Gary Barlow działa w branży od ponad 25 lat. Popularność zawdzięcza formacji Take That, w której spędził większość swojej kariery i z którą działa do dziś. W międzyczasie pracował też na własne nazwisko, wydając w sumie 3 solowe albumy. W porównaniu z twórczością wypuszczoną pod szyldem TT osiągnęły one znikomy sukces. Co ciekawe, sam materiał wcale nie jest słaby i spokojnie mógłby konkurować z dorobkiem zespołu. Dzisiaj omówimy sobie najnowsze, czwarte podejście Gary’ego zatytułowane ‘Since I Saw You Last’. Może akurat ono wywinduje artystę na szczyt.

Barlowowi oraz producentom (Steve Power i Mark Stent) udało się stworzyć tracki, które nie krzyczą desperacko o uwagę, a działają naprawdę kojąco dla ucha. Dzieje się tak, ponieważ tutejsza piętnastka zawiera elementy muzyki folkowej, czasami podchodzące nawet pod country – a wszystko to utrzymane w słyszalnie brytyjskim stylu. Czyli mamy do czynienia ze spokojnym materiałem. I tutaj pojawia się pytanie: czy przypadkiem nie za bardzo spokojnym.

Album posiada wiele mocnych stron. Jedną z ważniejszych jest fakt, że wpada w ucho. Nie jest to przebojowy rodzaj chwytliwości, przez co nie odnajdzie się w typowo młodzieżowych stacjach pokroju Eski czy RMF MAXXX. Jednak melodyjność wyciśniętą z prostych brzmień z pewnością docenią miłośnicy Robbiego Williamsa i innych gwiazd brytyjskiego pop-rocka. Nie ma syntezatorów, ciężkiego plastiku ani beztroskiej słodyczy charakterystycznej dla m.in. Colbie Caillat. Mimo to dzieło przyciąga przyjemną konwencją tworzoną głównie przez zgrabnie umiejscowioną gitarę. Dotyczy to zwłaszcza w miarę dynamicznych utworów (Requiem, Let Me Go, Face To Face etc.). Z kolei z balladami bywa różnie. Większość z nich sprawnie umila czas, jednak zdarzają się pozycje, których wielką bolączką jest wyblakłość. Rzuć uchem na We Like To Love i 6th Avenue – ni to chwytliwe ni specjalnie emocjonujące. W ogóle w wypadku tej płyty trudno mówić o zjawiskowości. Ciężko znaleźć tu patenty świeże lub w jakikolwiek sposób wyraziste, wobec czego lepiej zapomnieć o skrajnych doznaniach. Mimo wszystko warto przesłuchać chociaż kilka nagrań. W końcu mocnych stron jest o wiele więcej niż słabych.


W przypadku tekstu z emocjami też nie jest dobrze. Posłuchamy o nieszczęśliwej miłości, zdradzie, dwulicowości kobiet, jak również o zewie wolności, śmierci i nadziei na lepsze jutro, czyli zagadnieniach, które teoretycznie powinny zręcznie intrygować. Problem leży w ich patetycznym i pseudo-ckliwym charakterze oraz braku autentyczności. Nawet jeśli Gary śpiewa o tym, co rzeczywiście leży mu na sercu, nie brzmi przekonująco. Równie dobrze mógłby śpiewać o brzozach, samolotach, zakochanej gimbazie i poezji Coelho. Liryka nie jest tragiczna, bo aż takim banałem nie trąci, mimo wszystko najlepiej traktować ją wyłącznie jako miłe uzupełnienie melodii. Nie ma się w co zagłębiać.

Since I Saw You Last został przygotowany głównie z myślą o fanach wyważonego, brytyjskiego popu, który często można usłyszeć w stacjach typu BBC Radio 1. W związku z tym jeśli jesteś miłośnikiem podobnych klimatów, nie zastanawiaj się nad zakupem zbyt długo. Mnie dzieło przypadło do gustu, jednak nie nazwałbym go czymś, do czego będę regularnie powracał. Przyjemne i melodyjne, niestety mało wyraziste. Wniosek? Znakomita pozycja na letni weekend, jako soundtrack do beztroskiej przejażdżki na rowerze. Ale do codziennej playlisty nie trafi. Trzy z plusem.



PS
Chcesz podyskutować (nie tylko) o muzyce, zapraszam na Twittera. Just saying.

Zgadzasz się? Podaj dalej:

0 komentarze:

Prześlij komentarz