2 października 2011

Recenzja: J. Cole - Cole World: The Slideline Story

O tym 26-letnim amerykańskim raperze słyszy się już od dłuższego czasu, głównie za sprawą głośnych featuringów u boku najlepszych celebrytów oraz masy wydanych mixtape'ów i EP'ek, które w odpowiednich kręgach uchodzą za naprawdę dobre. Jak widać jego kariera nabiera rozmachu, w dodatku posiada doświadczenie oraz jest już dosyć znany - nadszedł więc czas na wydanie większego materiału.



Debiutancki (patrząc na to ile się napracował wcześniej  to to brzmi minimum śmiesznie) krążek J. Cole'a nosi nazwę Cole World: The Slideline Story i został wydany przez wytwórnię Roc Nation zajmującą się przede wszystkim porządnym rapem i rnb, która jako jedna z niewielu utrzymuje jakiś poziom. W jego skład wchodzi 18 tracków stanowiących klimaty ciekawego, wpadającego w ucho (chociaż nie taka jest jego rola) rapu. Bardzo atrakcyjna propozycja, którą warto przesłuchać..

Za produkcję większości ścieżek odpowiada sam gospodarz, który poza nawijaniem zna się nieco na inżynierii dźwięku, przez co sam potrafi sobie zmontować sample i bity. Dzięki temu nie mamy wrażenia, że podkład mija się z celem i nie potrafi zgrać się z klimatami rapera, bo tutaj wszystko ze sobą współpracuje – przecież nad całością pracował jeden człowiek (w większości, wiadomo). Poza tym sama jakość produkcji jest bardzo dobra; takich bitów nie powstydziłyby się największe gwiazdy.

Tutejsza liryka też prezentuje się całkiem nieźle, w szczególności, że nie jest monotematyczna – tekst opisuje zarówno monologi do kobiety, jak i bardziej osobiste wspomnienia z dzieciństwa (m.in. nie za dobre stosunki z ojcem) oraz opowiada ogólne historyjki o życiu. Mimo iż tematyka zbytnio wesołą nie jest, potrafi sobą zainteresować a czasami nawet poruszyć. Generalnie warstwę tekstową zaliczam na plus, bo jest zdecydowanie jedną z najambitniejszych stron tego wydawnictwa.

Singlem nr 1 został Work Out, który pomimo samplowania The New Workout Plan Kanye Westa wypada nader interesująco. Podobnie zresztą jak bardzo wakacyjne Can't Get Enough z gościnnym udziałem Trey Songz'a, czyli drugi singiel. Tak swoją drogą, poza nim na CW usłyszymy jeszcze Jay-Z, Drake'a oraz Missy Elliott, czyli nie za liczne ale za to bardzo treściwe głosy, które w znacznym stopniu urozmaicają numery.

Bo to właśnie ten udziałem z Drake'a - In The Morning za sprawą klimatycznego podkładu podszedł mi najbardziej. Mam dziwne wrażenie, że już gdzieś to słyszałem, ale nie jestem pewien gdzieś... Anyway, na swój odtwarzacz zasysam również numery tj. Cheer Up, Cole World, God's Gift oraz Nothing Lasts Forever, bo każdy ma w sobie coś co przykuwa uwagę. Zresztą, pozostałe kawałki też są niezłe ale te warto przesłuchać w pierwszej kolejności.

Album stanowi dobrą pozycję dla fanów artystów przekroju Kanye Westa i Drake'a - a to za sprawą wpadającego w ucho bitu oraz subtelnego flow. Również osoby, którzy słuchają rapu tylko okazjonalnie mogą tutaj znaleźć coś dla siebie. Warunek jest tylko jeden - trzeba choć trochę lubić taką muzykę, w przeciwnym razie w ogóle nie ma sensu się za nią zabierać...

Dzięki swojej ponad 4 letniej karierze J. Cole nabrał wystarczająco doświadczenia, by stworzyć dzieło na wysokim poziomie. Cole World: The Slideline Story to ponadprzeciętna płyta wybijająca się nie tylko dźwiękami ale też tekstem i właśnie dlatego jest godna uwagi. Mimo iż mistrzostwem nie jest, satysfakcjonuje i nie zostawia większego niedosytu. Pełnoprawne 5.


Zgadzasz się? Podaj dalej:

1 komentarze:

Lost Ones to cholerna perfekcja. Zwrotka z perspektywy kobiety - mistrzostwo

Prześlij komentarz