21 czerwca 2012

Recenzja: Usher - Looking 4 Myself

Usher jest jednym z wykonawców, którzy lubią swoim mało męskim głosem zabierać się za soul/rnb, porządnie rapować do produkcji typowo hip-hopowych oraz bawić się w niezbyt ciekawy clubbing, co zwykle nie wychodzi im zbyt dobrze. Ma on na koncie 6 różnorakich jakościowo krążków, na których współpracował ze samą śmietanką branży, również stając się ważną postacią na rynku muzyki pop - popularność przyniosły mu głównie numery U Got It Bad, Burn i Yeah!. Tym razem, do moich rąk trafił jego najnowszy album, wydany, tak dla odmiany, przez RCA Records - pora rzucić na niego uchem.

Looking 4 Myself jest dziełem, które w wersji deluxe zawiera 18 utworów utrzymanych w popularnych dla tego typu wokalistów stylach, jakimi są wspomniane we wstępie soul, rnb, hip-hop oraz dance. Jeszcze do niedawna byłem pewny, że jak Usher wyda płytę, to będzie to ociekająca plastikiem tandeta przekroju Taio Cruza, bądź też gorsza wersja Nicki Minaj. Ostatnią rzeczą, jakiej spodziewałbym się po nim, jest to, że będzie w stanie zachować gatunkową równowagę - i nie pokusi się o oklepany syf nadający się na wiejskie potańcówki. Na kolana może nie powala, co jednak nie zmienia faktu, że jest pozytywnym zaskoczeniem.

Poza samym wokalistą, który jest jednym z producentów wykonawczych tego projektu, za jego powstanie odpowiada również wieloosobowy sztab fachowców (a jakże!), z których najpopularniejszymi postaciami są bez wątpienia Diplo i Danja. Efekt? Otrzymujemy kawałki zróżnicowane, które chociaż jakościowo prezentują się naprawdę różnie, to zawsze wpadają w ucho i nawet nie drażnią. Najgorzej ze nich wypadają oczywiście motywy muzyki dance, które są najmniej zjawiskowe, mimo to w porównaniu do dorobku podobnych gwiazdeczek, i tak są o wiele ciekawsze. Z kolei wszystkie pozostałe przedstawiają zdecydowanie ponadprzeciętny poziom - nagrania o charakterze rapowym zawierają w sobie chwytliwe (ale niekoniecznie oryginalne) bity, które sporadycznie wspomagane są delikatnym, elektronicznym motywem. Zarówno w nich, jak i w tych bardziej rnb/soulowych propozycjach, Usher bywa gdzieniegdzie (wokalnie) wspierany przez osobistości takie jak Rick Ross, Pharell, Luke Steele, czy A$AP Rocky, którzy w dużym stopniu dodają produkcjom hip-hopowej autentyczności. Generalnie, podkład jest całkiem ok.

Tematyka utworów również jest przyzwoita, chociaż w nieco mniejszym stopniu - w końcu jesteśmy karmieni laskami, miłością, wolnością, ogólnymi zmianami w życiu, itd. Nic nowego, lecz czasami potrafi być interesująco.



Szczerze, gdy po raz pierwszy usłyszałem singiel Climax, byłem święcie przekonany, że to jedna, wielka, sfingowana ściema - numer jest naprawdę dobry i nie sądziłem, że Usher odważy się na powrót do tak przyjemnych klimatów. Niestety na ziemię sprowadził mnie drugi singiel, Scream, który okazał się zwykłym, niezbyt ambitnym wypełniaczem radiowych playlist - naprawdę, nie warto zaprzątać sobie nim głowy. Ostatnimi czasy, szarpnięto się na wypuszczenie trzeciego, typowo rapowego tracka - Lemme See. Z całą trójką można się zapoznać na YouTube, do którego linkuję powyżej.

Elitą L4M wydają się być: Show Me, balladowe Dive, What Happened to U? oraz popowe Looking 4 Myself - obowiązkowo zabieram je ze sobą. W drugiej kolejności, polecam przesłuchać Sins of My Father, Twisted (słyszalna inspiracja piosenką Jamesa Browna - Sex Machine, ale i tak jest fajnie) i I.F.U. Natomiast odpuścić można sobie Can't Stop Won't Stop i Numb - klubowe, nietrafione utwory. Jakość pozostałych leży gdzieś pomiędzy tymi wymienionymi - czyli można rzucić uchem, ale obejdzie się bez większych szaleństw.

Po zaliczeniu Raymond v. Raymond, następnie EP’ki ‘Versus’ oraz różnorakich featuringów z Pitbullem i Guettą, nie łudziłem się, że Usher wyda w przyszłości coś godnego uwagi. Looking 4 Myself, chociaż nie należy do zjawiskowych, udowadnia, że z tego wokalisty jeszcze mogą być ludzie – jak widać, zmiana wytwórni wyszła mu na dobre i w końcu możemy posłuchać czegoś, co nas od siebie nie odrzuci. Co prawda, występują tu liczne inspiracje i znane motywy, lecz większość tracków i tak stoi na dosyć dobrym poziomie, przez co z czystym sumieniem mogę postawić 4.


Zgadzasz się? Podaj dalej:

2 komentarze:

Scream jest najlepsze .;D jednak Lemme See też jest dobre.;D

Pamiętam, że raz włączyłem sobie "Can't Stop Won't Stop". Wytrzymałem jej z 20 sek. ;P

Prześlij komentarz