4 października 2012

Recenzja: No Doubt - Push and Shove

No i doczekaliśmy się. Po jedenastu latach wydawniczej posuchy, amerykańska grupa No Doubt w końcu przedstawiła swój nowy materiał. Gwoli ścisłości przypomnę, że Gwen, Toni, Adrian i Tom grają ze sobą od 1986 roku (w nieco zmodyfikowanym składzie), prezentując od tamtej pory 5 zapadających w pamięć albumów. Jako że przez większość ostatniej dekady ich działalność była zawieszona, fani stopniowo tracili nadzieję na studyjny powrót. Jednak gdy ‘Push and Shove’ zostało oficjalnie zapowiedziane, dla wielu osób stało się jedną z najbardziej oczekiwanych produkcji 2012 roku. Mam ją na biurku już od dłuższego czasu – odsłuchaną i dokładnie przeanalizowaną. Pora więc na konkrety.

Dzieło wypuszczone przez Interscope Records zawiera 11 kawałków, które można określić mianem pop-rocka (z naciskiem na pop) połączonego z drobnymi pierwiastkami elektroniki, dance’u, funku i oczywiście ska. Poza zespołem, duży udział przy tworzeniu nagrań miały także cenione w branży osobistości, tj. Mark Stent, Ariel Rechtshaid oraz projekt Major Lazer, czyli Diplo i spółka. W wyniku ich współpracy, otrzymano materiał cechujący się hitowym potencjałem i całkiem niezłą jakością. Mimo to, nie jest idealny i posiada również słabe strony. Ale o tym wszystkim przeczytasz w rozwinięciu.

Każdy, kto choć troszkę zna dyskografię Amerykanów, zapewne wie, że składają się na nią zarówno wolniejsze, ‘poważne’ ballady, jak i coś bardziej dynamicznego, na luzie. W przypadku ich najnowszego wydawnictwa, udział tych pierwszych został ograniczony do minimum. Większość jest utrzymana w dosyć szybkim tempie, co w połączeniu z chwytliwymi melodiami oraz pozytywnym zabarwieniem, z góry przesądziło o jego przebojowym charakterze. Warto dodać, że owe melodie, chociaż nie należą do wyjątkowo odkrywczych, to pod względem świeżości i tak wypadają przyzwoicie – plastik, tandeta i wtórność są dla nich pojęciami obcymi. Ponadto, w kontekście całego krążka, poszczególne motywy użyto w przemyślany sposób, który pomógł uniknąć żmudnego procesu ich powtarzania się. Dzięki temu, różnorodność można zaliczyć na duży plus. Co najwyżej osoby, które kompletnie nie rozumieją tego typu klimatów, będą w stanie odczuć jakiekolwiek znużenie. A takich nie powinno być wiele, ponieważ produkcje są nadzwyczaj łatwe w odbiorze i wpadną w ucho zarówno zawodowym marudom, jak i radiowemu targetowi. Z kolei potencjalną wadą, szczególnie dla zwolenników starszych płyt zespołu, może okazać się fakt, że jego styl uległ słyszalnym zmianom, doprowadzając do tego, że Push and Shove jest najbardziej popowym ze wszystkich dotychczasowych albumów i niewiele go łączy ze starszymi braćmi.

Najmniej zjawiskowym elementem całego wydawnictwa jest bez wątpienia tekst, który w 95% składa się z problematyki miłosnej, przedstawionej w przeciętny sposób. Słuchając wyznań, inwokacji do partnera oraz refleksji dotyczących zaufania, poświęcenia i odtrąconego uczucia, często dostrzegamy, że to już było. I powtarza się średnio na co trzeciej omawianej płycie. Niby całość została napisana ciekawym językiem, w dodatku przy użyciu przemyślanych metafor i porównań, jednak pomimo tego, na tle podobnych krążków wypada tylko zwyczajnie. Najgłupszą czynnością, jaką można zrobić z dziełem, jest analiza jego tekstu.


'Przedstawicielami medialnymi' tego przedsięwzięcia wybrano dwa pogodne tracki – Settle Down oraz Push and Shove. Poza nimi, obowiązkowo warto przesłuchać Looking Hot, Undercover i Heavent, które wraz z singlami stanowią tutejszą elitę. Chociaż nie zaobserwowałem pomiędzy kompozycjami wielkich przepaści jakościowych, to i tak bez problemu mogę wskazać najsłabsze ogniwo. Jest nim Easy, które jako jedyne potrafi nudzić już przy trzecim podejściu. Na szczęście, pozostałym utworom bliżej jest do wspomnianej czołówki.

Trudno powiedzieć, czy Push and Shove jest lepsze czy też gorsze od swoich poprzedników – jest po prostu inne. O ile ja nigdy nie byłem emocjonalnie przywiązany do starszej odsłony zespołu, o tyle jego fani mogą mieć duże pole do narzekań. Mnie się to podoba i z przyjemnością jeszcze nieraz powrócę do tego chwytliwego i jednoczenie nieoklepanego popu, który przy odpowiedniej promocji jest w stanie narobić wokół siebie dużo zasłużonego szumu. Mimo wszystko, warstwa liryczna pozostawia wiele do życzenia, poza tym No Doubt ma w dorobku znacznie bardziej wyraziste płyty. Tak więc, dzisiaj będzie 'tylko' mocne +4.


Zgadzasz się? Podaj dalej:

6 komentarze:

szczerze powiedziawszy spodziewałem się szerszego rozwinięcia. Mnie się płyta bardzo podoba ale w przeciwieństwie do Ciebie uważam "easy" za jeden z mocniejszych punktów. Bardzo wyrazista piosenka, w przeciwieństwie do drugiej połowy albumu gdzie piosenki mimo że wyprodukowane świetnie i przebojowo zlewają się w jedną całość... Ale płytę zdecydowanie polecam

Wiesz, recenzję muszę dostosować do różnych użytkowników, a tekst dłuższy niż 700 słów byłby lekkim przegięciem.

Z pośród 12 numerów, jakie zaserwował nam zespół, tylko dwa mogą ubiegać się o miano ponad przeciętnych. Otwierające i promujące płytę „Settle Down” oraz w klimatach reggae, trochę dancehall’owe „Push And Shove”. Równię dobrze spisuję się nastrojowe "Easy" i tyle. Jak dla mnie płyta na jeden raz.

Ja się trochę zawiodłem, brakuje mi czystego rocka. Polecam Settle Down, Push And Shove i Looking Hot.

Gwen Stefani wielka artystka jest, i strasznie lubie ja sluchac, a plyta bardzo mi sie podoba...

Najbardziej boli gdy kapela rockowa... staje się popowa, całkowicie popowa w tym przypadku. Push and Shove będzie mocno krytykowane przez większość odbiorców (bo płyta zwyczajnie słaba jest), a fani No Doubt będą zapewne mocno zawiedzeni, ale patrząc na to co robiła solowo Gwen Stefani to mieli sporo czasu aby się przestawić na inny styl i nastawić na pop-album. Ja na szczęście fanem No Doubt nigdy nie byłem i dobrze, ponieważ byłbym zapewne teraz zdruzgotany ich popowym stylem oraz słabymi piosenkami.

Prześlij komentarz