26 maja 2011

Recenzja: Lady Gaga - Born This Way


Przebój->kontrowersja->przebój->kontrowersja, tak krótko można podsumować cykl rozwojowy Lady Gagi. Biorąc pod uwagę jej w miarę ‘cichą‘ karierę w czasach sprzed The Fame, można rzec, że podbiła listy przebojów pojawiając się znikąd. Teraz, ponad 3 lata po głośnym debiucie, Lady G powraca z nowym materiałem. Lepszy, gorszy? Trudno powiedzieć...



Born This Way jest to drugi album studyjny amerykańskiej piosenkarki i autorki tekstów Stefani Germanotty, czyli Lady Gagi. Zgodnie z zapowiedzią artystki, krążek jest dużo bardziej elektroniczny od poprzednika, co słychać w większości utworów, ba, prawie w każdym. W sumie otrzymujemy ich 17 (wersja podstawowa), z czego 14 to piosenki premierowe, a reszta to remixy. Jest dobrze, momentami nawet bardzo, jednak nie jest to album tak genialny, na jaki się zapowiadał.

Zapewne nikogo nie zaskoczył fakt, że produkcją krążka zajął się wszechobecny RedOne, który co prawda nie wyprodukował całości, ale czuwał nad znaczną częścią kawałków. Poza nim za płytę odpowiada też m.in. Fernando Garibay (Enrique Iglesias, The Paradiso Girls, Natalia Kills) i DJ White Shadow. Nie muszę chyba pisać, że wyszło dość dobrze (no, z drobnymi wyjątkami) – jest ciekawie, oryginalnie i z wigorem. Jednak  przy niektórych piosenkach ewidentnie czuć, że są przebojowe na siłę jak np. Judas – do 40 sekundy prezentuje się całkiem nieźle, potem zaczyna się typowa popowa wstawka, a refren to już w ogóle tania pop-papka. Takich nut jest niestety więcej. Poza tym nadmiar elektroniki sprawia, że krążek jest w pewnym sensie powtarzalny.  

Jego największym atutem są przede wszystkim sample użyte do produkcji poszczególnych piosenek. Przeplatają one muzykę elektroniczną i pop tworząc dość ambitne produkcje, które, w odróżnieniu od śmierdzącego plastikiem typowego electro-popu, mają szansę zdominować największe listy przebojów. Co prawda drugiego Poker Face nie uświadczymy, ale są kawałki obok których nie powinno się przejść obojętnie.

Należy do nich między innymi Heavy Metal Lover, czyli elektroniczny pop połączony z chwytliwym refrenem - dość ciekawa pozycja. Podobnie prezentuje się Hair, czyli elektroniki ciąg dalszy, jednak tym razem w bardziej radiowej wersji. W takim klimacie jest utrzymana większość płyty – odskoczni do tego jest niewiele, w końcu nie ma żadnych ballad, featuringów ani innych wodotrysków.

Co do singli, to też nie ma po co się szczegółowo rozpisywać, bo szału nie ma – ponadto Born This Way i Judas większość słuchaczy zna prawie na pamięć. Jednak ostatnio, 9 maja, wokalistka oświadczyła, że wyda trzeci singiel, którym zostanie The Edge of Glory. Z początku miał to być jedynie numer promocyjny, jednak zaskakująco wysoka fala popularności skłoniła Stefani do nakręcenia do niego klipu.

Udzielając informacji o płycie, Germanotta zapewniała, że tekst będzie napisany z epickim rozmachem. Słuchając produkcji, szukam ten epickości i szukam i jakoś nie mogę znaleźć. Nie no, nie jest źle, ale jest zbyt banalnie, ponadto na The Fame było dużo lepiej. Do tego, jakby nie patrząc, Lady G jest przecież zawodowym tekściarzem, więc mogła się bardziej przyłożyć. Ale ok., nie ma powodów do płaczu.

Longplay z pewnością zajmie na dłuższy czas zarówno wielbicieli Gagi jak i wielu fanów popu, dance’u i innych radiowych trendów, których zafascynuje minimum dwoma kawałkami. Zresztą sami oceńcie krążek, tracki można odsłuchać TUTAJ.

Mimo iż nie jestem jakimś wielkim fanem twórczość Gagi, jej poprzednie numery nawet przypadały mi do gustu. Natomiast słuchając płyty Born This Way odczuwam lekki niedosyt – gdyby artystka bardziej dopracowała tekst i znacznie urozmaiciła trackliste, byłoby zapewne tak jak zapowiadała – czyli wspaniale. Natomiast w tym przypadku jest coś pomiędzy dobrze a bardzo dobrze. Płyta nawet mi się podoba, ale niewykorzystany potencjał daje o sobie znać. do tego Lady Gaga jest lansowana na drugą Madonnę - to niech w końcu nagra krążek, który mógłby rywalizować z dorobkiem królowej..



Zgadzasz się? Podaj dalej:

14 komentarze:

Fajnie, że są linki, bo wcześniej znałam tylko single, z czego "Judas" średnio przypadł mi do gustu a "Born this way" kojarzy mi się z jakimś starym hitem, ale nie mogę sobie przypomnieć co to było. Jednak piosenka "Hair", bardzo mi się podoba. Nawet umieściłam do niej link w swoim poście. Ciekawa recenzja, mało kto ma odwagę krytykować Gagę ;)

Tak, Hair może stać się hitem o ile zostanie wydany na singlu. Dziękuję za słowa uznania :)

Jak dla mnie Heavy Metal Lover, Bloody Mary i Americano odstają od reszty pozytywnie.

Zrób recenzje nowej płyty Dody

No być może nie jest to album przełomowy , owszem, zgadzam się, ale że The Fame był lepszy to się nie zgodzę. Już uzasadniam dlaczego. Po pierwsze jest dużo bardziej energiczny i melodyjniejszy niż The Fame, Gaga tym albumem jakby przywróciła muzyce pop melodyjność, której tak często brakuje w produkcjach współczesnych, po drugie, GaGa jeszcze nigdy nie wykorzystała potencjału swojego głosu jak na tej płycie, a śpiewa rewelacyjnie, po trzecie album The Fame mógł nagrać właściwie każdy topowy wykonawca pop, a ten słychać że jest bardziej osobisty dla GaGi, po czwarte, teksty to nie wszystko, Gaga pokazała że życie to nie tylko taniec i kluby.

Wiesz, to zależy od punktu widzenia.
Poza tym, jak już napisałem, trochę za dużo tutaj 'elektroniki'.

Ja także uważam że album ten jest lepszy niż The Fame. Lady GaGa starała się zrobić coś nowego i udało się, połączenie muzyki z lat 80 z nowoczesnym dancem i elektroniką stworzyło momentami coś zarąbistego na przykład : "Government Hooker" "Judas" "Americano" "Hair" "Scheiße" czy "Heavy Metal Lover". Ale są też średnie utworu niestety. GaGa zasłużyła na 4.

Ale GaGa miała przecież 2 albumy, a trzeci to Born This Way. No bo The Fame, The Fame Monster i Born This Way czyli 3!

Róznie to wygląda - niektórzy traktują TFM jako album, a niektórzy mają go po prostu za reedycje The Fame lub po prostu EP'ke. Ja należę do tych drugich :)

The Fame Monster to EP-ka, na pewno cie cały drugi album.

Jak dla mnie ta płyta jest trochę zbyt nużąca... kilkanaście praktycznie identycznych kawałków. W porównaniu do nowej płyty Dody, to oczywiście o niebo lepsza muzyka, jednak jak dla mnie trochę za dużo tu nudnego i nic nie wnoszącego do tematu kiczu.

Lady GaGa to kicz jakiego świat jeszcze nie widział. Przetłumaczcie sobie jej teksty na język polski to zauważycie, że są wulgarne i wręcz zboczone. To kicz, a nie muzyka dla myślących. To badziewie odmóżdża ludzi, którzy nabijają kasę do kieszeni tej pani. Prawda jest taka, że ona tworzy kicz, a wy dajecie jej na tym zarabiać i to jest straszne

Świenty album, zdecydowanie najlepszy album GaGi. Oryginalną górą. Najlepsze tracki to Marry The Night, The Edge Of Glory, Highway Unicorn (Road 2 Love), Americano, Bloody Mary, Heavy Metal Lover.

nie zgodziłbym się, że teksty są złe. Spójrzcie tylko na Hair, Marry the night, Born this way, czy Bloody Mary. Bardzo dużo tu symboliki, wg mnie najlepsze przesłanie Marry the night i Hair.

Prześlij komentarz