22 maja 2011

Recenzja: David Hasselhoff - A Real Good Feeling

Po świecie chodzi wielu artystów, którzy swoimi produkcjami kaleczą muzykę – albo okropnie fałszują kamuflując to tune’owym głosem albo po prostu nieświadomie parodiują tą sztukę robiąc z siebie pośmiewisko. Należący do tej drugiej grupy David Hasselhoff jest sławny i bogaty -i nie wiadomo dlaczego zabiera się jeszcze za muzykę. Album to masakra, dlaczego? Sami sprawdźcie. 



Prawie 60 –letni aktor znany przede wszystkim jako Mitch ze Słonecznego Patrolu i Michael Knight z Knight Rider’a od dłuższego czasu udziela się również muzycznie – w sumie wydał 16 albumów, które przeszły bez większego echa (chyba, że w Austrii). Ostatnio światło dzienne ujrzała jego 17 produkcja zatytułowana A Real Good Feeling. Zawiera 15 utworów, które teoretycznie są (bardziej „miały być”) klubowe/taneczne a w praktyce są śmieszne, a nawet tragiczne.

Moje ale do tego krążka:

MUZYKA
1. Tym niby klubowym kawałkom bliżej jest do disco polo niż do muzyki dance/clubbingu, na którą album jest tak lansowany.
2. Wieje nudą na kilometr – wszechobecna monotonia, której nie da się nie poczuć.
3. Obciach na maksa – najlepiej kupić mu toster, niech dalej te suchary odgrzewa.
4. Ni to muzyka komercyjna (w każdym razie na pewno się nie sprzeda), ni ambitna…
5. To co tworzy David jest przestarzałe, gdyby płyta została wydana 10 lat temu to stwierdziłbym, że jest przeciętna. Wydana teraz jest jednak do bani.

TEKST & WOKAL
1. To w ogóle ma jakąś konkretną tematykę? Laski, impreza, laski , pieprzenie o niczym, laski…
2. Ile czasu było przeznaczone na napisanie tekstu, 3h? No taki jest poziom.
3. Ok, nie mogę zarzucić wokaliście fałszu – ale szpanowanie głosem (czasami sztuczne, niepotrzebne vibrato) jak najbardziej.
4. Jak dla mnie, jego styl śpiewania przypomina mi ‘wokal’ 70-letnich dziadków w kościele. W ogóle jego barwa głosu jakoś mi nie podchodzi, nie wiem nawet czemu – jest taka śmieszna, może nawet nienadająca się do tego typu muzyki…
5. …bo w jego głosie słychać, że wiek już nie ten – aktor się już zdziadział… 

Jedynymi w miarę słuchalnymi kawałkami są This Time Around i Pina Colada Girl. Ten pierwszy jest przedstawicielem typowej amerykańskiej muzyki lat 90., a PCG to jedyny przyzwoity taneczny numer. W obu przypadkach tekst nie jest jakiś wybitny (jak już wyżej napisałem), ale w ostateczności można rzucić uchem.

Niech mi ktoś powie, po co tak bogaty i znany aktor bierze się za muzykę? Niby tworzy ją od dwudziestu paru, ale mimo to jego produkcje jadą amatorszczyzną i chaosem, w dodatku w większości są albo obciachowe albo bez wyrazu – gdzie tu sens. Czyżby doskwierała mu nuda? 

Nie wiem komu można by polecić ten album – chyba jedynie fanom artysty, którzy (nie wiem za co) lubią jego twórczość. Jeżeli chodzi o moje maksymalnie subiektywne odczucie, to Davida zaszufladkowałbym między Krzysiem Ibiszem (image) a Justinem Bieberem (co prawda Justin używa lepszych sampli i w ogóle widać, że bardziej zna się na muzyce, ale mimo to mają wiele wspólnego :). Może jednak komuś się spodoba.  
  


Zgadzasz się? Podaj dalej:

2 komentarze:

"Można zarzucić uchem" :D
Myślę, że robi muzykę bo sprawia mu to frajdę ale raczej nie liczy na zyski. Chyba, że dopadł go kryzys wieku... starczego??

Fajna skala ocen.
Pozdrawiam :)

Ciężko zestawić Davida i słowo artysta obok siebie. :)

Prześlij komentarz