18 listopada 2011

Recenzja: Pixie Lott - Young Foolish Happy

Mój kolejny import z wysp to Pixie - młoda (ma zaledwie 20 lat), grzeczna oraz zdolna piosenkarka i songwriterka, która w trakcie 5-letniej kariery wydała 1 album (oraz jego reedycję), który odniósł dosyć umiarkowany sukces. Szału nie było, jednak trzeba przyznać, że w jej muzyce jest coś takiego...sympatycznego, co mimo wszystko przykuwa uwagę. Tak przynajmniej było w przypadku jej dotychczasowych dokonań - czas się przekonać czy z nowym materiałem też tak jest.



Najnowszy, drugi longplay brytyjskiej wokalistki Pixie Lott nazywa się Young Foolish Happy i w wersji deluxe składa się z 20 wesołych tracków będących ‘łagodnym popem’, które mimo iż nie powalają na kolana swoją przebojowością, prezentują bardzo przyjemnie, ponadto nie można powiedzieć, że to średniaki - są na to za ciekawe.

Muzyka wykonywana przez tą panią to trochę zmutowany britpop, czyli mieszanina wielu odmian muzyki popularnej m.in. folkpopu, poprocka, czasami nawet electropopu, której główną cechą jest harmonia - żadne dźwięki nie są zbytnio ogrywane, nic nie przytłacza ani nie irytuje, całość ma prezentować się stonowanie, ale nie nudno. Taki właśnie jest ten krążek. Może jego producenci (The Invisible Men, Rusko) zbytnio nie poszaleli, bo kreatywność stoi na zaledwie 'przyzwoitym' poziomie, lecz można rzec, że podołali wyzwaniu - czasami jest tanio, czasami nudno, ale generalnie większa część kawałków wpada w ucho i nie trzeba się za nie wstydzić.

Trochę gorzej wypada warstwa tekstowa – motywem przewodnim jest oczywiście miłość, której towarzyszy też parę innych, niepowiązanych ze sobą, luźnych tematów (czyli takie śpiewanie o wszystkim i o niczym). Jak na zawodową tekściarę, Pixie nie za bardzo pokazała na co ją stać, tworząc bardzo płytką lirykę dopasowaną w 100% do radia.

Mimo iż o pierwszym wydanym singlu All About Tonight powiedziałbym, że to typowy średniak, muszę przyznać, że odkąd po raz pierwszy usłyszałem go w BBC Radio 1, jego melodia wciąż chodzi mi po głowie (może dlatego, że we ww. stacji zrobiono z niego jinglopodobne cuś). Dlatego uznajmy, że to fajna radióweczka klasy średnio-wyższej. Natomiast drugim singlem został bardziej 'zelektronizowany' What Do You Take Me For z gościnnym udziałem rapera Pusha T, jakościowo przypominający swojego poprzednika. Na krążku można znaleźć dwie wersje tego utworu - oryginał i remix Benji Boko: druga opcja jest lepsza. Krążą również pogłoski na temat trzeciego singla, którym miałby zostać Kiss The Stars, czyli jeden z bardziej tanecznych tracków - wcale nie gorszy od poprzedników.

Generalnie wszystkie numery trzymają jako taki poziom: jest parę naprawdę wybijających się, jest też parę niedorobionych produkcji, którym jakkolwiek do tragedii trochę brakuje, nie cieszą tak jak pozostałe. Do tracków, które przemycam na swój odtwarzacz mogę z pewnością zaliczyć: I Throw My Hands Up, Perfect oraz Stevie On The Radio, gdyż to istotnie one, jak dla mnie, wypadają najlepiej.

Dla kogo ta płyta? Z pewnością dla słuchaczy wpadającej w ucho radiowej muzyczki oraz fanów dotychczasowych dokonań panny Lott, bo to właśnie z myślą o nich została wydana. Oczywiście osobom lubującym się w znacznie ambitniejszej muzyce również polecam ten album, może nie w całości, ale radzę rzucić uchem przynajmniej na kawałki, które podałem powyżej.

Young Foolish Happy jest daleko do zdobycia szczytu listy Billboardu (o ile w ogóle tam się dostanie), ale i tak stanowi dosyć ciekawą propozycję, na która warto rzucić uchem, w końcu prezentuje się dosyć chwytliwie i (w pozytywnym znaczeniu) spokojnie. Mimo iż niczym większym mnie nie irytuje, nie mogę dać więcej niż 4 - to i tak dużo jak na takie coś.


Zgadzasz się? Podaj dalej:

3 komentarze:

Co ciekawe, Brytyjczycy, którzy tak chętnie kupili pierwszy singiel Pixie z tego krążka, zupełnie nie zainteresowali się całym albumem. Płytka wylądowała w tygodniu debiutu zaledwie na 18. miejscu The UK Albums Chart. Zastanawiam się, co spowodowało, że album nie spotkał się z zainteresowaniem, mimo że single panny Lott często cieszą się na Wyspach sporym wzięciem...

Podobają mi się Twoje recenzje i prosiłbym Cię o recenzję nowego albumu Rihanny - Talk That Talk.

Płytkę już mam, tekst będzie najpóźniej w środę :)

Prześlij komentarz