30 listopada 2011

Recenzja: Drake - Take Care

Jak już wspomniałem przy paru wcześniejszych recenzjach, Drake to mistrz subtelnego rapu - świadczy o tym zarówno jego specyficzny głos, jak i sam fakt, że inni artyści chcąc dodać swoim produkcjom więcej 'klimatu', zapraszają do współpracy właśnie jego. Mimo iż w branży muzycznej istnieje od dłuższego czasu, swój debiutancki longplay wydał zaledwie rok temu. Idąc śladem jego dość dużego sukcesu, raper od razu wziął się za pracę nad jego następcą, którego premiera odbyła się w połowie listopada. Czas się przekonać, czy jest równie dobry.


Take Care to nazwa drugiego albumu studyjnego nagranego przez kanadyjskiego rapera i (podobno) aktora ukrywającego się pod pseudonimem Drake. W wersji deluxe usłyszymy stosunkowo dużo tracków, bo aż 20, czyli grubo powyżej obecnych standardów. To niby dobrze, bo prezentowego tutaj czarnego, ale nie ulicznego rapu słucha się nader przyjemnie, lecz z drugiej strony ilość ta może być lekkim przegięciem, bo poszczególne utwory jakoś wielce się od siebie nie różnią i, chcąc nie chcąc, czasami będziemy zachęcani do ziewania.

Sam podkład muzyczny jest bardzo solidnie wykonany, w końcu za produkcję odpowiadają takie osobistości jak Noah '40' Shebib (to nazwisko warto zapamiętać chcąc obcować z muzyką Drake'a, bo goście współpracują ze sobą praktycznie od zawsze), T-Minus, Jamie xx oraz parę mniej znanych postaci, którymi nie będziemy sobie zaprzątać główki. Rezultat ich pracy? Przede wszystkim taki, że tracki są klimatyczne oraz na swój sposób delikatne - może nie posiadają charakterystycznej magii, jak te Kida Cudiego, ani nie są tak mroczne jak najnowszy Tech N9ne, ale są po prostu takie...Drake'owe. Żeby w pełni odkryć ich klimat, należy jakimś sposobem wprowadzić się w odpowiedni nastrój- dużo łatwiej było mi zrozumieć je idąc wieczorem wzdłuż ciemnej, pustej ulicy, aniżeli siedząc domu i robiąc coś w miarę ambitnego. Bo materiał słuchany bardziej 'na sucho' to owszem, wyda nam się niczego sobie, jednak jego niezbyt wielkie zróżnicowanie może momentami nużyć, mimo iż sam w sobie taki nie jest.

Tekstu słucha się całkiem nieźle, bo podobnie jak podkład został dosyć dobrze wykonany. Jednak sama tematyka (dziewczynki, imprezki, itp.) nie specjalnie powala – zdaje się być zbyt płytka jak na klimat stwarzany przez dźwięki. Przydałoby się coś bardziej smętnego, ponurego, coś, przez co płyta zyskałaby bardziej intensywnego charakteru (może coś typu śmierć, cierpienie). Mimo wszystko  – nawet nie jest źle.

Jak na razie, krążek promowany jest przez dwa single: pierwszy z nich to Headlines, który uplasował się na 13 miejscu HOT 100 amerykańskiej listy Billboardu, czyli ogólnie słuchacze go polubili - i słusznie, bo to dosyć ciekawy numer. Na drugiego wybrano Make Me Proud z gościnnym udziałem Nicki Minaj, który prezentuje się minimalnie gorzej (co nie znaczy, że jest zły) od poprzednika i tak też został przyjęty. W najbliższym czasie ma również zostać wydane The Motto (feat Lil Wayne), czyli rap do bardzo subtelnego bitu. Mnie się podoba.

I na tym nie koniec produkcji godnych uwagi, w końcu każdy track ma w sobie coś, co może się spodobać fanom takiego podgatunku rapu i wielu innym słuchaczom. Jeżeli chodzi o moje zdanie, to poza singlami najbardziej upodobałem sobie Crew Love (feat. The Weekend), HYFR (Hell Ya Fucking Right) z Lil Waynem, Marvin's Room oraz Take Care, czyli kolejna niezła współpraca z Rihanną - i to właśnie te numery zabieram ze sobą. Oczywiście do reszty też będę jeszcze powracał, ale już rzadziej.

Take Care to już kolejne wydawnictwo z rzędu, które na tym blogu ociera się o ocenę bardzo dobrą – w końcu jest nader starannie wyprodukowane oraz w odpowiednich warunkach naprawdę mocno wkręca. I mogłoby to robić jeszcze lepiej, gdyby znacznie ambitniejsza tematyka tekstów. Na plus mogę zaliczyć także niezły dobór gości, których może nie ma zbyt dużo, ale przynajmniej w znacznym stopniu urozmaicają ten materiał. Ale mała różnorodność utworów, więc i to, że przez większość czasu mogą nie całkiem trafiać do słuchacza przesądza o tym, że dzisiaj będzie ocena dobra. 


Zgadzasz się? Podaj dalej:

2 komentarze:

Marvins room, Headlines, Make me proud, Take Care - razem z Trust issues, What's my name oraz She will (tu akurat z lil Waynem)są najlepszymi piosenkami Drake'a. Lubię jego głos, podoba mi się to, że zarówno śpiewa, jak i rapuje i w obu jest świetny.

Recenzje są bardzo trafne, słucham rnb/rap, więc chętnie bym jeszcze poczytała o np. Usher czy Trey Songz. Mają bardzo dobre głosy i myślę, że to nie prawda, że są gorsi od Chrisa (co było zasugerowane w recenzji F.A.M.E.), wrtęcz przeciwnie, powiedziałabym, że ich piosenki są nieco ambitniejsze (jeśli oczywiście można mówić o ich ambitności). Jedyne teksty które lubię, to niektóre Eminema, choć w niektórych jest tyle przekleństw, że po cenzurze nie wiadomo o co chodzi.

Byłabym także ciekawa recenzji "Under the Mistletoe" Biebera. Wiem, że nie jest on uwielbiany w Polsce, ale chciałabym choć jednej obiektywnej recenzji, bez żadnych uprzedzeń i stereotypów.

Z tego co widzę, krążek Biebera został wydany jakoś miesiąc temu, więc jak na standardy mojego bloga to stosunkowo dawno. Ale jak będę miał czas jakoś mimimalnie przed świętami, to rzucę na niego uchem - w końcu to album świąteczny :)

Prześlij komentarz