Rihanny chyba nikomu nie trzeba przedstawiać - nawet ja, mimo iż nie uważam się za fana jej muzyki, jestem na bieżąco ze wszystkimi pięcioma dotychczas wydanymi krążkami. Wokalistka miała w swojej karierze zarówno mocne jak i słabe produkcje, jednak sukces odnosiło wszystko co było promowane jej nazwiskiem. Chcąc jeszcze bardziej przypodobać się fanom, zaczęła podążać za trendami i z płyty na płytę, jej utwory stawały się coraz bardziej radiowe. Niemniej wszystko ma swoją granicę - czy Rihanna tym razem nie posunie się za daleko?
Talk That Talk to jej szóste studyjne wydawnictwo, więc Barbadoska nie jest już młodą zagubioną nastolatką, tylko doświadczoną showmanką, która potrafi tak dobrać repertuar, by zarówno eskowe dzieciaczki, jak i bardziej wybredni słuchacze potrafili się w tym w miarę odnaleźć. Tak więc w wersji deluxe otrzymujemy 14 numerów, które łącza w sobie elementy dancepopu, rnb, rapu, a czasami nawet soulu i dubstepu. Brzmi nieźle i w większości tak jest, jednak Rihanna ma w swoim dorobku znacznie ambitniejsze produkcje.
Jeżeli chodzi o podkład to ewidentnie słychać, że pracowała nad nim sama śmietanka tej branży, czyli Dr. Luke, StarGate, No I.D., Alex Da Kid oraz masa innych profesjonalnych producentów, bo dźwięki prezentują się bardzo 'markowo' - nikt nie powie, że to tandeta. Poza tym, w dosłownie kilku numerach postanowiono pożyczyć sample z paru mniej znanych utworów, co oczywiście było dosyć pomysłowym posunięciem, ponieważ mało tego, ze zostały one dobrze zakamuflowane, to jeszcze mało kto wie, jak brzmią w oryginale. Tymczasem z drugiej strony, słuchając tego wydawnictwa nie czuję się w pełni zaspokojony – przy paru trackach można się naprawdę zanudzić. To tak w skrócie.
Również tekst jest nie najgorszy: poza tematyką miłosnopodobną można posłuchać o seksie, pożądaniu & namiętności, czyli znając Rihannę możemy się nastawić na bardzo ‘ciekawe’ (czyt. kontrowersyjne) teledyski. O głębszych refleksjach trzeba zapomnieć, bo liryka jest nader banalna, natomiast w przypadku tego typu muzyki to może i lepiej, bo nie zmusza do niepotrzebnego myślenia :)
Zapowiadając najnowszy album, wokalistka zarzuciła nam singiel We Found Love, innymi słowy ciekawy 'klubowy' bit wyprodukowany przez Calvina Harrisa, który mnie, mimo wszystko, na kolana nie powalił. Bardzo podobnie, chociaż może troszkę taniej prezentuje się drugi singiel You Da One, czyli takie popo-rnb, przypominające, czym zajmowała się Rihanna na początku swojej kariery.
Reszta? Generalnie nie ma tracka, który by jakoś specjalnie zrażał, a te najsłabsze ograniczają się tylko do lekkiego przynudzania: chodzi mi głównie o wolniejsze Fool In Love i Drunk On Love oraz Do Ya Thang, czyli strasznie przeciętny popowy motyw. Natomiast do czołówki, która z pewnością leci na mój odtwarzacz zaliczam prostolinijne, lecz chwytliwe Birthday Cake, dubstepowo-trance'owo-popowe Red Lipstick, pikantniejsze Cockiness (Love It) oraz numer z gościnnym udziałem Jay’a-Z Talk That Talk.
Album z pewnością spodoba się zagorzałym fanom Barbadoski oraz innym radiosłuchaczom - w końcu jest przebojowo, chwytliwie, po części nawet kontrowersyjnie. Widać, że Rihanna chciała nagrać płytę multigatunkową, przez co obok naprawdę dobrych numerów dostajemy też trochę mniej udanych eksperymentów – ale przynajmniej nie jest skrajnie radiowo i z tego należy się cieszyć. Anyway, wahając się pomiędzy 4 a 5 zostaję przy 4, bo już nieraz udowodniła, że stać ją na duuużo więcej.
Zgadzasz się? Podaj dalej:
5 komentarze:
Moje ulubione kawałki to:
- Red Lipstick zdecydowany faworyt;
- Roc Me Out strasznie nośne, totalnie w stylu Rihanny;
- Cockiness ciekawe;
- Where Have You Been zapewne jeden z kolejnych singli
- Drunk On Love mimo że, wykorzystuje sample z kawałka The XX których wielbię ponad wszystko to jednak całość całkiem fajnie się broni.
Tomaszu, bardzo obiektywna recenzja hehehe ;)
Jednak moje ulubione kawałki to Talk That Talk i Farewell
Ja uwielbiam Roc Me Out. Farewell jest śliczną piosenką. Talk That Talk i Where Have You Been to pewnie kolejne single z albumu, są bardzo przebojowe.
widzę że słuchamy podobnej muzyki krążek Rihanny też zamierzam zrecenzować
Hmm. Ja mam pewien problem z tą płytą. Gdy patrzę na każdą z piosenek osobno (a właściwie słucham), to bardzo mi się podobają - dobre, ciekawe i różnorodne brzmienia, i teksty chwytliwe do podśpiewywania. Ale całościowo nie pasują do siebie... A wydaje mi się, że płyta powinna być spójna i wciągająca, a jakoś lepiej mi podchodzi, gdy spontanicznie, pojedynczo puszczam sobie kawałki z TTT. Moimi ulubionymi płytami Rihanny chyba na zawsze już zostaną "A Girl Like Me" i "Good Girl Gone Bad". :)
Prześlij komentarz