11 lutego 2012

Recenzja: First Aid Kit - The Lion's Roar

Mimo iż siostry Söderberg działają już od ponad 5 lat, zrobiło się o nich głośno dopiero w 2010 roku, gdy to ukazało się ich pierwsze większe wydawnictwo. The Big Black & The Blue został ciepło przyjęty przez krytykę i znalazł wielu nabywców - nie tylko w ojczystej Szwecji. Jednak w Polsce duet First Aid Kit nie jest zbytnio popularny, gdyż na muzykę, którą prezentuje, popyt jest niestety niewielki. Teraz grupa powraca ze świeżym materiałem. Nastawienia do gatunku raczej nie zmieni, ale sprawdźmy, czy da radę narobić wokół siebie zamieszania.


Omawiana produkcja nosi nazwę The Lion's Roar i (tak samo jak poprzedniczka) została wydana przez Wichita Records. Spotkamy na niej 10 bardzo spokojnych, wyważonych utworów, które najprościej zakwalifikować do folku. Warto dodać - ciekawego: chwytliwego, zróżnicowanego oraz klimatycznego. Czyli czegoś, czym warto się zainteresować.

Osobom, które nie do końca rozumieją pojęcie folk (zawsze się ktoś taki znajdzie), chcę uświadomić, że to szeroko rozumiana muzyka ludowa (nie mam na myśli tylko wiejskich, góralskich songów), czyli łagodne, proste dźwięki wytwarzane przez naturalne instrumenty, które czerpią inspiracje z gatunków tj. pop (głównie melodyjność i rytmika, chociaż nie jestem całkowicie pewien) oraz rock (liczne gitarowe brzmienia). Mniej więcej takie cuś serwuje nam szwedzki duet. Poza tym, możemy się po nim spodziewać niezwykle intensywnego klimatu, który mnie osobiście oczarował: całość (bo przy poszczególnych kawałkach nie jest to tak bardzo zauważalne) przenosi nas w zupełnie inną rzeczywistość, świat magicznego średniowiecza. Jest to nie tylko przyjemne, ale też ogromnie rozluźnia - przy tej płycie definitywnie można się odprężyć. A czy jest nudno? Nie, w żadnym razie - oczywiście cały czas mamy do czynienia z wolniejszymi numerami (balladami mówiąc krócej) i nie każdy musi je lubić, jednak nie nazwałbym tego flegmatycznym przymulaniem. Innych słyszalnych wad też nie stwierdziłem. W końcu jest to folk z górnej półki.

To samo można powiedzieć o warstwie tekstowej, która w niebanalny sposób przeplata różnego rodzaju uczucia (standardowo góruje miłość) ze zjawiskami pogodowymi i ogólnie z przyrodą. Dosyć dobrze komponuje się to z powstałymi dźwiękami, przez co całokształt dodatkowo zyskuje na autentyczności. Jest to również zasługą ciekawej formy, czyli bardzo rozbudowanych zwrotek i rzadko powtarzanych refrenów - całość napisana bardzo prostym językiem i nie trzeba sięgać do translatora chcąc zrozumieć sens piosenek. Mnie się to podoba.

Jeszcze długo przed premierą płyty, światło dzienne ujrzał pierwszy singiel - tytułowy The Lion's Roar, czyli jedna z moich ulubionych propozycji. Natomiast trackiem promującym nr 2 został Emmylou, też interesująca produkcja, chociaż nie aż tak nastrojowa i ponura jak poprzednik. Nie będę się o nich rozpisywał, wystarczy kliknąć w link :)

Poza tą dwójką, na swój odtwarzacz zabiorę również Blue oraz In The Hearts of Men. Generalnie cały krążek jest godny uwagi, gdyż wszystkie utwory prezentują wysoki poziom - przy wyborze ww. numerów kierowałem się tym, jak radzą sobie w pojedynkę - całość jest zgrana ze sobą niczym koncept-album i właśnie dzięki temu klimat tego longplay'a jest tak dosadny. Natomiast pojedyncze kawałki, prawda, również są niczego sobie, ale to już nie to samo.

The Lion's Roar z pewnością trafi w gusta fanów typowo folkowych zagrań, szczególnie, że jest to produkcja ponadprzeciętna. Magiczny, ale prosty podkład połączony z idealnie dopasowanym do niego tekstem sprawiają, że bardzo trudno jest się oderwać od powstałych piosenek i nie ukrywam, że
planuję dosyć często powracać do tego albumu. Chyba, że trafię na coś lepszego, ale na to się nie zapowiada. Za to podejście piąteczka.


Zgadzasz się? Podaj dalej:

1 komentarze:

Po tym, jak w ub. roku spodobał mi się album "You & I" pań z The Pierces, nie mogłem odmówić sobie tej przyjemności, żeby zapoznać się z albumem innych śpiewających sióstr, nagrywających muzykę utrzymaną w podobnym klimacie - First Aid Kit. Na razie ich album mniej mi się podoba niż ostatni longplay The Pierces, ale planuję trochę jeszcze z nim "poobcować". Zobaczymy, co będę mówił na jego temat za miesiąc, dwa albo trzy... ;-)

Prześlij komentarz