Kid Cudi jest jednym z moich ulubionych raperów - tworzy on muzykę niekonwencjonalną, bardzo głęboką, wręcz magiczną. Jest to głównie alternatywny hip-hop, którego prezentują dwie wypuszczone dotychczas płyty oraz 1 mixtape - naturalnie cała trójka wydała mi się genialna. Przy ich produkcji udzielał się m.in. Dot da Genius, który odpowiada za takie numery jak Marijuana, czy Trapped in my Mind. Cudi wspomniał kiedyś, że chciałby nagrać coś rockowego. Jakiś czas temu myśl tą podchwycił właśnie pan Genius. Tak utworzono duet WZRD.
Duży wpływ na powstanie krążka WZRD (skrót od Wizard) miał sukces pierwszego singla z ‘Man on the Moon II’, Erase Me, który jest utrzymany właśnie w rockowej konwencji - Mescudi widząc, że został ciepło przyjęty, postanowił stworzyć więcej kawałków w podobnym klimacie. Oczywiście jeszcze bardziej specyficznych. Tak więc zmontowano 11 tracków, które zawierają się w alternatywnym, psychodelicznym rocku. Brzmi ciekawie. I znając Kida Cudiego tak też powinno być. Lecz czy aby na pewno artyści nie pogubili się w tej muzyce?
Słuchając poszczególnych kawałków, zaczynam mieć co do tego wątpliwości. Przede wszystkim umówmy się - to nie jest muzyka dla każdego. Jest skomplikowana oraz lekko pogmatwana, przez co staje się trudna w odbiorze. Podkład może nie jest skrajnie chaotyczny, lecz i tak dosyć trudno jest się zainteresować większością nut, gdyż prawie żadna melodia nie wpada w ucho. Słuchając płyty po raz X, w głowie miałem tylko jeden wielki pytajnik. Nie wiedziałem jak się za nią zabrać, bo pod jakimkolwiek kątem nie myślałbym o niej, to i tak wszystko sprowadza się do tego, że na ogół jest nudno i bezpłciowo. Z drugiej strony, dźwięki same w sobie wydają się być solidnie wyprodukowane - brakuje tu tanich melodyjek, przy których towarzyszyłoby nam déjà vu. Zamiast tego dostajemy coś, co teoretycznie powinno być znakomite. O ile więc dźwięki są z górnej półki, to ich układ jest bardzo przekombinowany. Niestety przesądza to o tym, że zaliczenie albumu będzie od wielu osób wymagało sporego samozaparcia.
Za to sam tekst wypada porządnie, gdyż mimo iż opowiada o stosunkowo luźnych, niezwiązanych ze sobą tematach, to jest sprawnie napisany. Mam na myśli to, że szybko zapada w pamięć, jest melodyjny, płynny oraz bardzo ujmujący w swojej prostocie. Może nie ma w nim sentencji, które warto cytować, ale i tak polecam się w niego wsłuchać. Lubię to!
Z tego co mi wiadomo, album promowany jest tylko jednym singlem: Teleport 2 Me, Jamie, który czerpie sample z 'Under Your Spell' zespołu Desire. Zalicza się on do niewielkiej grupy wartościowych numerów, które da się tu spotkać. Dobry wybór.
Do tej grupy zaliczam jeszcze Where Did You Sleep Last Night? (cover Nirvany), Dr. Pill oraz Upper Room. Co z resztą? Dla mnie to jakieś nieporozumienie: za dużo tu udziwnień mających na celu maksymalnie 'zalternatywnienie' krążka, więc w praktyce całość niezmiernie dezorientuje i delektowanie się nią jest zarezerwowane jedynie dla... no nie wiem dla kogo. Prawdopodobnie tylko dla pojedynczych jednostek.
Wydając WZRD, panowie nareszcie spełnili swoje marzenie - nagrali rockową płytę. Jednak czy zastanowili się, do jakiej grupy słuchaczy chcą ją adresować? Odnoszę wrażenie, że wyłącznie dla siebie, bo zapewne tylko oni w pełni rozumieją, 'co autor miał na myśli'. Wahając się pomiędzy oceną dopuszczającą i dostateczną, decyduje się na tą pierwszą. Kolaboracja nie powala, ale i tak z niecierpliwością czekam na 'Man on the Moon III'.
Zgadzasz się? Podaj dalej:
8 komentarze:
Ja również czekam na "Man on the moon III". "Marijuana" to mój ulubiony kawałek Kid Cudiego. Temu albumowi być może również stawię czoła. Mam go na celowniku;->
Powodzenia :)
Dla mnie na tym krążku to Scott jest słabszą stroną. A mój problem z tą płytą jest taki, że utwory nie wpadają mi w ucho. Gratuluję twórcom odwagi, bo płyta nie będzie bestsellerem.
a jak dla mnie płyta jest genialna, ma wiele ciekawych eksperymentalnych rozwiązań i jest po prostu magiczna. Teksty niosą ze sobą przesłanie, tylko trzeba je sobie przeanalizować polecam http://rapgenius.com/
Dodam jeszcze, że okładka mi się nie podoba ;->
Wiadomo, dla Cudiego krok do tyłu, nie ma na tej płycie tego kosmosu, marsjaństwa itd. Teksty w pełni oddają, co teraz przechodzi - detoks, problemy z pisaniem... Na poprzednich płytach teksty rozpierdalały, tu jest naprawdę płytko i mało kolorowo. Ale brzmi to dobrze, "High Off The Life", "Dream Time Machine" i "Teleport 2 Me, Jamie" wkręcają się, cały czas je nucę. Instrumentalną stroną też się jaram. Najgorsza płyta w dyskografii.
Ocena 2 jest według mnie jak najbardziej chybiona... Prawdopodobnie wynika to stąd, że Kid Cudi został przez wiele osób takich jak np. autor blogu czy niektórzy komentujący zaszufladkowany jako ten od "Men On the Moon" i próba zrobienia czegoś innego równa się porażce... Sami jesteście porażką bo piosenki są całkiem dobre i moim zdaniem ich "pogmatfaność" to pieprzona zaleta w czasach sralamelodyjek promowanych przez radia... Jak dla mnie to płyta powinna zyskać przynajmniej cztery gwiazdki.
"(...)dla... no nie wiem dla kogo. Prawdopodobnie tylko dla pojedynczych jednostek."
W takim razie jestem jednym z tych jednostek. Fajnie.
Prześlij komentarz