3 maja 2012

Recenzja: Santigold - Master of My Make-Believe

Santi White, znana także jako Santigold, jest 35-letnią amerykańską artystką, która przy współpracy ze śmietanką branży muzycznej (Diplo, John Hill, Disco D) wydała w 2008 roku debiut, który pomimo swojej niewiarygodnie wysokiej jakości, nie narobił szumu w jakichkolwiek notowaniach (no, z wyjątkami). Niemniej jednak, Santigold i tak cieszy się ogromną popularnością oraz szacunkiem zarówno krytyków, jak i słuchaczy. Po 4 latach długogrającej posuchy, wokalistka przedstawia nam kolejny ciekawy materiał. Tym razem właśnie o nim.

Produkcja wydana nakładem wytwórni Atlantic Records, to nic innego jak 11 ambitnych, różnorodnych numerów, które trudno zaszufladkować w jedynym, konkretnym gatunku muzycznym. Santi, tak samo jak na debiucie, serwuje potężny mix wielu stylów - popu, hip-hopu, elektroniki, folku, reggae oraz new wave. Mieszanka dosyć odważna i mimo iż zbliżona do twórczości raperki M.I.A., stosunkowo oryginalna. Czas jednorazowego odsłuchu płyty nie przekracza 40 minut i osoby, które zdecydują się poświęcić jej ten czas, nie powinny narzekać - to naprawdę solidne wydawnictwo.

Nie ulega wątpliwości, że podkład jest definitywnie największym atutem omawianej produkcji - do jego powstania (poza samą artystką) przyczynili się standardowo John Hill, Diplo i Switch, a ponadto jeszcze Greg Kurstin, Dave Sitek, Q-Tip oraz parę mniej znanych osobistości. Efekt ich pracy jest nader ciekawy - głównie dlatego, że na każdym kroku towarzyszy nam bogactwo dźwięków i w przeciwieństwie do większości popowych krążków, ten jest nieobliczalny: trudno przewidzieć, co usłyszymy po obecnej piosence, zwykle towarzyszy temu miłe zaskoczenie. A z czym mamy do czynienia? Spotkamy tu parę nienachalnych syntezatorów, głębokie bity wytwarzane między innymi przez bębny (zresztą nie tylko), melodyjne sample oraz troszkę egzotycznych, folkowych instrumentów. Wszystko splecione tak, żeby było przebojowo, klimatycznie i 'na poziomie' - oczywiście osiągnięto pożądany efekt.

Liryka również wypada całkiem przyzwoicie. Santigold śpiewa m.in. o dążeniu do spełnienia marzeń, ludzkiej potędze, młodości oraz wielu podobnych tematach opierających przede wszystkim się na motywie wolności. O dziwo, wokalistka nie poszła na łatwiznę i nie zapełniła tekstu oklepaną miłością, o której śpiewa się zawsze i wszędzie - chwała jej za to, nareszcie ktoś kreatywny. Jeżeli jednak miałbym się już czegoś czepiać, to jak na moje oko, w niektórych kompozycjach aż prosi się by wciąż powtarzane refreny zastąpić czymś bogatszym, rozwinąć poruszany temat. Mimo wszystko nie jest to straszą wadą i znając życie mało kto w ogóle zwróci na to uwagę...



Z tego co mi wiadomo, z płyty wydano dwa tracki (chociaż wikipedia podaje, że trzy): troszkę nienadające się na singiel Big Mouth oraz hit Disparate Youth, który zdążył już namieszać w notowaniach wielu list przebojów - prawidłowo, gdyż to ambitny i jednocześnie modny kawałek, wręcz idealny dla radiowej publiki.

Pozostałe numery wcale nie są gorsze, bo całość prezentuje w miarę zbliżony poziom - każdy ma w sobie coś, co zaintryguje słuchacza i wzbudzi w nim jakiekolwiek odczucia. Jednak do tych, które w największym stopniu przykuły moją uwagę zaliczam GO! (rzekomy singiel), This Isn't Our Paradise, Pirate In The Water i The Keepers. W każdym razie, polecam zaznajomić się z całym materiałem, ponieważ w pełnym zestawieniu wrażenia płynące ze słuchania będą o wiele intensywniejsze.


Płyta Master of My Make-Believe to bez wątpienia jedna z lepszych propozycji, jakie w ostatnim czasie ukazały się w sklepach. Zaskakuje ona pod prawie każdym względem, jest bogata w nowe, ciekawe patenty, które łączy ze starszymi (lecz nieogranymi) motywami - dodając do tego, w pewnym sensie, 'egzotyczną' barwę głosu Santi, otrzymujemy produkcje, obok których nie da się przejść obojętnie. Z drugiej strony, nie nazwałbym tego mistrzostwem, bo album nie przejdzie do historii jako coś niewiarygodnie wspaniałego - mimo wszystko piątka i tak się należy. W końcu mamy do czynienia z dziełem z wyższej półki.



Zgadzasz się? Podaj dalej:

4 komentarze:

Zgadzam się z twoją oceną. Santigold wydała jeden z lepszych krążków roku - ostatnio się od niego uzależniłam, to naprawdę świetny materiał :)

Dlaczego nie recenzujesz starszych albumów? ;)

Kupujesz wszystkie płyty, które chcesz zrecenzować?

Ad. I
Na teksty o świeżych albumach popyt jest ogromny, natomiast o starszych - znikomy.

Ad. II

Jak już kiedyś gdzieś wspominałem (bodajże na fanpage'u na facebooku), płyty zwykle dostaję/pożyczam od swoich znajomych - maniaków iTunes oraz Amazona (no cóż, różni są ludzie, mnie byłoby troszkę żal funduszy na zakup TYLU krążków). Czasami zdarza się też, że dostaję albumy od różnych sklepów internetowych - w tej kwestii bywa naprawdę różnie.

Prześlij komentarz