6 maja 2012

Recenzja: B.o.B - Strange Clouds


Pod pseudonimem B.o.B chowa się 23-letni raper/wokalista Bobby Ray Simmons, który pomimo stosunkowo młodego wieku ma na koncie 2 EP'ki, 8 mixtape'ów oraz jeden długogrający album. To właśnie ten ostatni w połączeniu z licznymi featuringami u boku artystów typu T.I., Classified czy Pitbull sprawiły, że z mało znanego, lokalnego 'śpiewaki', Bobby stał się gwiazdą międzynarodowego formatu - zarówno na arenie typowo popowej jak i w hip hopowym półświatku. Teraz mamy okazję sprawdzić, jakie poczynił on postępy w stosunku do swojego głośnego debiutu. 

Album zwie się Strange Clouds i, tak samo jak poprzednik, został wydany nakładem Grand Hustle, Rebel Rock oraz Atlantic Records. Znajdziemy tutaj 15 nagrań utrzymanych w klimacie sprawnej mieszaniny nowoczesnego, przebojowego popu oraz łatwego do przyswojenia rapu, które swoim brzmieniem przypominają ostatni materiał grupy Chiddy Bang. I wcale nie są od nich gorsze.

Po pierwsze, na warstwę muzyczną, z którą mamy tutaj do czynienia składają się przede wszystkim znane, lekkostrawne popowe motywy - głównie chwytliwe dźwięki gitarki lub instrumentów klawiszowych, zmieszanych z niemniej modnymi syntezatorami i innymi popowymi zabawkami. To z kolei jest przeplatane ze zmiękczonymi rapowymi bitami charakterystycznymi dla gwiazd przekroju Nicki Minaj - oczywiście w znacząco przystępniejszej postaci. Jak widać/słychać, nie jest to standardowy rap i oddani słuchacze czarnych, westcoastowych klimatów nie znajdą tutaj niczego dla siebie (jedynie poszczególne jednostki) - Strange Clouds bywa momentami znacznie przesłodzony, przy paru numerach określenie 'hip hop' jest wręcz śmieszne. Na szczęście, B.o.B nie poszedł w taką skrajność jak Nicki i darował sobie zabawę w dancepop, 'ograniczając się' do wspomnianych wcześniej motywów. Poza tym, T.I., czyli producent wykonawczy omawianego wydawnictwa, zapewne nie pozwoliłby swojemu podopiecznemu na zrobienie takiej plastikowej wiochy...

A jak się ma liryka? Zasadniczo podobnie, jak podkład - czyli dobrze, lecz bez większych uniesień, nie ma tu niczego odkrywczego. Pan Simmons opowiada (z różnych punktów widzenia) o swojej karierze, życiu, przeszłości; znajdzie się też coś laskach i innych mniej wymagających aspektach - na tym polu, wykazano się znaczną wszechstronnością. Ponadto, jak już poruszam sprawy tekstowe, warto pochwalić samo flow Amerynanina - czuć, że to raper z powołania, który wie, jak 'wbić' się w bit i to z klasą.

Na krążku wokalnie wspiera go wiele znanych postaci, m.in. Morgan Freeman, Lil Wayne, Chris Brown, Nicki Minaj, Ryan Tedder itp. Mówiąc o ich przydatności to... z tym bywa różnie. Jeżeli T.I. wypada całkiem atrakcyjnie i rzeczywiście wnosi jakiś powiew świeżości, to taka Taylor Swift, która w kółko śpiewa 3-4 zdania jest zwyczajnie zbędna - można ją było wyeksploatować o wiele wydajniej, byłoby ciekawie. Jednak z drugiej strony, lepsze takie innowacje aniżeli żadne.



Do singli zaliczą się na razie 3 tracki: tytułowe Strange Clouds, bardziej radiowe, wręcz wakacyjne So Good oraz przeciętne Both of Us - wyjątkowo nietrafiony utwór. Natomiast do tych, które w największym stopniu przykuły moją uwagę zaliczam: Ray Bands, Arena, Out of My Mind oraz Chandelier. Generalnie, jakość poszczególnych kawałków nie jest sobie równa, więc wybór elity krążka nie był wyjątkowo trudny, w dużej mierze nawet oczywisty.

O Strange Clouds nikt nie powie, że to słaby album – jest solidnie wyprodukowany zarówno pod względem podkładu muzycznego, jak i tekstu. Jednak większość patentów, których mamy okazję posłuchać, jest dobrze znana nie tylko z debiutu, lecz również z dokonań innych, podobnych osobistości. Mimo wszystko, całości słucha się dosyć przyjemnie: nic nie mdli, nic nie usypia; poza tym, Bobby jest tak charyzmatycznym, przyjaznym artystą, że dzięki samej jego obecności płyta ma +5 do ‘fajności’. Za to podejście zasłużona czwórka.  


Zgadzasz się? Podaj dalej:

3 komentarze:

Brakuje mi kawałka takie wielkiego i dobrego jak Nothin' on You... i brakuje mi Bruno Marsa.

Ja tam się cieszę, że nie ma Marsa...

Na singlu wychodzi wlasnie "Both of us"...Ale nawet Taylor Swift nie pomoze by to nagranie stalo sie hitem...

Prześlij komentarz