Pora opuścić rejony brytyjsko-amerykańsko-kanadyjskie i przenieść się
na chwilę do Szwecji, gdzie 24-letnia Agnes Carlsson wydała najnowszy krążek.
Zwyciężczyni II edycji tamtejszego Idola ma na koncie 3 długogrające produkcje.
Pierwsza składa się z numerów wykonywanych w programie, z kolei druga prezentuje
autorskie nagrania - również utrzymane w klimatach zbliżonych do R&B. Przełom w jej
karierze nastąpił w 2008 roku, gdy całkowicie zmieniła repertuar,
zrywając kontrakt z wytwórnią Sony Music i przechodząc pod skrzydła Roxy
Recordings. Tak powstał taneczny Dance Love Pop, z którego pochodzą przeboje
tj. On and On, czy Release Me. Jako że to właśnie on przyniósł jej największy
sukces, postanowiono skomponować jego godnego następcę.
Do podstawowej wersji projektu nazwanego Veritas, wciśnięto 11 utworów będących niczym
innym, jak tylko przedstawicielami nurtu dance. Mamy tu elektronikę, mamy garść
naturalnych dźwięków – wszystko dokładnie wyważone, zero jakiejkolwiek
skrajności. Autorami podkładu są m.in. Jonas Quant (Hurts), Fraser T. Smith
(Britney Spears, Keane, Adele) oraz piosenkarz Vincent Pontare. Z kolei za
dystrybucję odpowiada, standardowo, Roxy Recordings, wspierana przez Universal
Music. To tyle jeżeli chodzi o formalności, a teraz przejdźmy do konkretów.
Twórczość Agnes nigdy nie była
wyjątkowo odkrywcza. Od zawsze składała się z modnych, ale nie ogranych
elementów, które zastosowane z wyczuciem, dostarczały rozrywki na przyzwoitym
poziomie. Tutaj jest podobnie – chociaż nie szarpnięto się na muzyczne nowości
i większość motywów powinna być nam znana, to nic nie kłuje w uszy ani (początkowo) nie
wywołuje mdłości. Widocznie ekipa tworząca & sklejająca ścieżki doskonale
wiedziała, na ile może sobie pozwolić. A umiar, wbrew pozorom, jest rzadką
cechą producentów. Szczególnie tych, którzy bawią się syntezatorami. Natomiast jeżeli chodzi o chwytliwość, to na tym polu bywa różnie. Co prawda jest kilka numerów, które przy
odpowiedniej promocji mogłyby stać się hiciorkami na miarę On and On, jednak
większość płyty brzmi jak przynudnawe odrzuty britpopowej gwiazdy. Czyli jest przyjemnie i ‘na
czasie’, za to jednorazowo. Dlatego też główną wadą topowych melodii (nie tylko
tutejszych, ogólnie) jest to, że błyskawicznie się z nimi oswajamy. W związku z
tym, zapętlanie tej pozycji to kiepski pomysł – wręcz nie da się nie przesadzić z ilością odsłuchań. Dwie kolejki i mam dosyć.
Tekst pozostał bez zmian, czy znów posłuchamy sobie miłosnopodobnych wywodów. W tym przypadku, Agnes
nie sili się na patetyczne, ‘rozczulające’ gadki, traktując tematykę bardzo
luźno – w sposób nadający się dla przeciętnego radiosłuchacza. Dominują zwłaszcza melodyjne refreny, od czasu do czasu przeplatane mało wymagającymi zwrotkami,
pozbawionymi jakiejkolwiek wartości merytorycznej. Wokalistka traktuje przede
wszystkim o złamanym sercu, pragnieniu bliskości oraz o tym, do czego jest
zdolna zakochana kobieta. Nihil novi, ale bywało gorzej.
Na single wybrano jedne z szybszych i bardziej przebojowych utworów, czyli One Last Time oraz All I Want Is You. Chociaż nie są niewiarygodnie ciekawe, to trudno tu o coś lepszego. W zbliżonej konwencji (mając na myśli zarówno tempo jak i jakość) utrzymana jest prawie cała płyta – wyjątek stanowi Nothing Else Matters, czyli miłosna ballada, w której Agnes popisuje się swoim potężnym wokalem. I słusznie, bo jest czym.
Szału nie ma – tak najkrócej można
podsumować Veritas. Jak na
komercyjną produkcję wypuszczoną z myślą o radiowym targecie, powinno być
znacznie bardziej hitowo oraz melodyjnie. Tymczasem, zaserwowano nam jedynie
sezonowy album, nie nadający się do regularnego słuchania. Przesądza o tym mało
innowacyjny podkład, który szybko przestaje oddziaływać na potencjalnego
odbiorcę. Dodając do tego podobnej klasy lirykę, krążek kompletnie niczym nie
wybija się ponad przeciętność i przypomina wiele innych tego typu wydawnictw. Warto je nabyć? Tak, pod warunkiem, że single są dla ciebie mistrzostwem świata. Nie są? Poświęć czas na coś ambitniejszego...
Zgadzasz się? Podaj dalej:
9 komentarze:
Pamiętam "On and On" i "Release Me". Kiedyś mi się podobały, dziś średnio. Z tego co czytam, wnioskuję, że lepszych numerów raczej tu nie znajdę. A szkoda.
Ja tam nigdy nie przepadałem za bardzo za nią, ale "One Last Time" wypada naprawdę przyzwoicie. Tak sobie patrzę na jej zdjęcia sprzed kilku lat i trzeba przyznać, że wyładniała :)
oj, znam tą panią i te jej hity;) A tą płytkę przesłucham.;P
Rzucam pytanie w eter: czy ktoś zetknął się z naprawdę dobrym krążkiem laureata jakiegokolwiek talent show? Nie śledzę za bardzo nowości Idolowo- podobnych/pochodnych, a może ominęła mnie jakaś perełka.
Podobnie jak Fizzz słuchałam kiedyś Relase me i On and On, i do teraz czasami wracam do tych utworów. Aktualne dokonania Agnes mnie już jednak nie przekonują, po album raczej nie sięgnę.
@ Gnievku - Jennifer Hudson prezentuje ciekawy poziom. A z polskich Idolek, na uznanie zasługuje oczywiście Brodka.
Niestety już w tym roku czeka mnie matura. A dlaczego pytasz? :)
Mam ten sam problem, nie potrafię jakoś tego pogodzić. Ostatnio jedynie w weekendy udaje mi się naskrobać jakąś recenzję, a co będzie później, nie wiem... W najbliższym czasie wychodzi kilka ciekawych płyt, a ja obawiam się, że nie starczy mi czasu by się z nimi zapoznać :)
Płyta i tak lepsza niż poprzednia :D
Prześlij komentarz