22 września 2012

Recenzja: Nelly Furtado - The Spirit Indestructible

1. Spirit Indestructible
2. Big Hoops (Bigger The Better)
3. High Life
4. Parking Lot
5. Something
6. Bucket List
7. The Most Beautiful Thing
8. Waiting For The Night
9. Miracles
10. Circles
11. Enemy
12. Believers (Arab Spring)


Nelly Furtado jest 34-letnią Kanadyjką, która zainteresowanie muzyką przejawiała już od najmłodszych lat, głównie poprzez grę na licznych instrumentach oraz pisanie tekstów piosenek. Odkryta przez Geralda Eatona, w 2000 roku wydała głośny debiut, a po pewnym czasie równie dobry, aczkolwiek niedoceniony ‘Folklore’. Jednak jej międzynarodową karierę zapieczętowało dopiero trzecie podejście – genialne Loose z 2006 roku. 3 lata po nim, wypuszczono hiszpańskojęzyczne Mi Plan, które, podobnie jak Folklore, okazało się komercyjnym niewypałem, sprzedając się w śmiesznie niskich ilościach. Pomijając niezbyt odkrywczą kompilację, promowaną bezpłciowym Night Is Young, wiele osób z niecierpliwością oczekiwało jej piątego wydawnictwa, licząc że artystka w końcu powróci do utraconej formy. Jako że od niedawna jest ono w sprzedaży, najwyższy czas mu się przyjrzeć.

The Spirit Indestructible podstawowo składa się z 12 utworów, których klimat w dużej mierze nawiązuje do wspomnianego wcześniej Loose. Widoczne są przede wszystkim podobieństwa w produkcji, czyli zastosowanie popowych melodii, często zabarwianych elementami typowymi dla hip hopu. W każdym razie, nie można tego zakwalifikować ani do R&B ani, tym bardziej, do rapu. To po prostu kreatywny, ambitny pop. Brzmi intrygująco - a jak jest w praktyce?

Chociaż co niektóre dźwięki przywodzą na myśl Timbalanda, to, tym razem, nie miał on kompletnie żadnego wpływu na wygląd płyty. Zamiast niego, Nelly zaprosiła do współpracy inne szanowane osobistości, m.in. Rodney’a Jerkinsa (Monica, Brandy, Mary J. Blige), Salaama Remiego oraz Frastera T Smitha (Adele, Pixie Lott). Za sprawą licznych inspiracji 40-letnim Timothym Mosleyem i garści własnych pomysłów, stworzono ciekawy podkład, z którego na uwagę zasługują zwłaszcza subtelne i jednocześnie soczyste podbicia basów. To dzięki nim utwory zyskały na tempie oraz atrakcyjności, co w połączeniu z całą paletą różnorodnych, czasami folkowych, czasami ‘pogiętych’ dźwięków, zdaje się być jeszcze bardziej słyszalne. W porównaniu do Loose, tutejsze nagrania są zdecydowanie mniej surowe i agresywne – przyjęły one ciepły, spokojny charakter. Momentami wręcz za spokojny, dlatego nie każda pozycja porywa z takim natężeniem, z jakim powinna. Może nie ma tu tragicznych niewypałów, ale nie da się też ukryć, że z tak porządnych elementów dałoby się wycisnąć o wiele więcej. Mimo wszystko nie jest wtórnie, plastikowo ani nudno. Mnie się podoba.

Nelka skupia się wokół różnych zagadnień, z których dominuje standardowo miłość. Jednak, jak na tego typu muzykę, została ona przedstawiona w niegłupi sposób. Przemyca wiele motywów – wolności, zaufania, poświęcenia, uwielbienia, etc., które nie odnoszą się jedynie do partnera, lecz także otaczającego wokalistkę świata, co wpływa na nadanie całości swoistej głębi. Do tego schematu nie pasuje wyłącznie trywialne (ale tylko pod względem tekstowym) Big Hoops, którego wartość merytoryczna sięga dna. Generalnie, warstwa liryczna wypada dosyć znośnie i nie kłuje w uszy. W końcu nie zapominajmy, że mamy do czynienia z kawałkami, de facto, radiowymi.


Pierwszym i, jak dla mnie, najlepszym singlem jest właśnie Big Hoops (Bigger The Better), które szybko wpada w ucho, nie przejawiając tendencji do nużenia nawet po dłuższym okresie. Jego następcami wybrano tytułowe Spirit Indestructible oraz Parking Lot. Są troszkę mniej chwytliwe, lecz również stoją na nie byle jakim poziomie, przez co można uznać je za trafny wybór.

Mimo to nie każdemu przypadną do gustu, podobnie jak reszta wydawnictwa, ponieważ popyt na tego rodzaju muzykę jest względnie niewielki. Ponadto, ich przebojowość jest dosyć specyficzna – umiejętne połączenie popu i hip hopu, które nie przyjęło tak mainstreamowej formy jak Loose, sprawia że płyta bywa trudna w odbiorze. Poza tym, jest nierówna jakościowo, w związku z czym z łatwością da się wskazać materiał, który odstaje. Zaliczam do niego Circles, Enemy i The Most Beautiful Thing, będące przykładem niewykorzystanego potencjału naprawdę niezłych melodii. Z kolei elitę stanowią tutejsze single, wraz z Something (feat. Nas), Bucket List oraz High Life

Wniosek? The Spirit Indestructible to dzieło stanowiące dobrą odskocznię od radiowych, przewidywalnych melodyjek, którego największą wadą jest to, że się nie sprzeda. Co prawda, niektóre produkcje mogłyby zostać wymienione na coś wyrazistszego, ponieważ pomysł o treści ‘nagrajmy Loose w wersji soft’ nie wszędzie się sprawdził, jednakże świeże spojrzenie na te timbalandopochodne klimaty jest godne wielokrotnego odsłuchu. Nikt nie powinien popaść w monotonię ani dostać bólu głowy i pomimo braku potencjalnego zdobywcy podium notowania Billboardu oraz paru słabszych propozycji, polecam kilka razy zapętlić krążek i postarać się w niego wgryźć. Za ambitne, ale nie do końca satysfakcjonujące podejście, stawiam czwórę z minusem.


Zgadzasz się? Podaj dalej:

10 komentarze:

Ahh, tęsknie za starą Nelly i jej "Like A Bird", "Turn Of The Light". Również zamierzam zabrać się za zrecenzowanie tej płyty, dlatego że mam wielki sentyment do kanadyjki. Pozdrawiam!

drugi singiel promujący jest najlepszy.;D

Zastanawiałam się, czy warto kupić, teraz wiem, że tak : P Dzięki! C:

A ja już kupiłem ^^
Bardzo podoba mi się ten album, jak zresztą wszystkie od Nelly Furtado. Pomijając nudne "Circles", nie ma tu piosenki, która by mi się nie podobała. Bardzo za to lubię "Big Hoops", "Something", "High Life", "Waiting for the Night" i "Believers (Arab Spring)". Ostatnio przekonałem się też do "The Most Beautiful Thing".

Gdybym miał polecić sam sobie tę płytę to użyłbym trzech argumentów: to Nelly Furtado i jest z Kanady, to Nelly Furtado i jest z Kanady i to Nelly Furtado i jest z Kanady :) A przy okazji głównym producentem jest Darkchild, a to ważne, bo wyprodukował jedną z moich ulubionych piosenek(nie zdradzę czyja i jaka). Szkoda, że Interscope skąpi na promocji płyty :(

Miracles to perełka na tej płycie

Kiedy słuchałam jej pierwszy raz, byłam na nie. Nudne piosenki, nic ciekawego, zero hitów. Teraz natomiast bardzo mi się podoba ;) Obok "Folklore" najlepsza od niej.

Zapraszam na nowy post na The-Rockferry.blog.onet.pl A w nim recenzja płyty Eweliny Lisowskiej i grafika z P!nk.

Waiting For Tonight jest najlepsze. Believers też dobre.

Miracles...świetny numer! Rzeczywiście zauważalny klimat Folklore - najlepszego albumu Nelly.

No i jeszcze bym zapomniał...Nelly jest z Kanady :), jak już ktoś pisał, i to jest argument!

Prześlij komentarz