15 stycznia 2013

Recenzja: ASAP Rocky - Long. Live. ASAP

Komercyjna kariera 24-letniego Rakima Mayersa rozpoczęła się całkiem niedawno, bo dwa lata temu. Wtedy to ukazał się jego debiutancki singiel, Peso, promujący mixtejp ‘Live. Love. ASAP’, który mało tego, że został udostępniony za darmo, to jeszcze zdobył przychylne noty od krytyków muzycznych. O A$APie zrobiło się głośno. Rok później przedstawił kolejną produkcję, ‘Lord$ Never Worry’, tym razem pod szyldem formacji A$AP Mob, w której udzielają się też inni freshmani. Niestety obeszło się bez większych szaleństw. Z kolei niedawno na sklepowe półki trafił jego najnowszy, tak dla odmiany, długogrający materiał. Dzisiaj właśnie o nim.

Wydane nakładem A$AP Worldwide, Polo Grounds oraz RCA Records Long. Live. A$AP prezentuje 16 (deluxe) utworów utrzymanych w klimacie East Coastowego rapu. Jak przystało na mainstreamowe dzieło, w featuringu spotkamy takie osobistości jak Santigold, Schoolboy Q, Drake, Kendrick Lamar i nawet Florence + The Machine. Ekipa jest solidna – przekonajmy się, czy brzmienia również takie są.

Jednak zanim do tego przejdziemy, warto przypomnieć, że oprócz gospodarza produkcją zajęli się m.in. Bryan Leach, Mark Pitts, Hit-Boy, T-Minus i Danger Mouse. Są to postacie posiadające spore doświadczenie, które działają w branży od wielu lat. Efekt ich współpracy stanowią stosunkowo wyważone nagrania, w których każdy element został dokładnie przemyślany. O spokojnym charakterze przesądzają zarówno wygładzone bangery, jak i melodyjne, soczyste bity. Podkład jest w większości pozbawiony dynamiki i zazwyczaj mamy do czynienia z dźwiękami o umiarkowanym tempie. Wbrew pozorom to dobrze, bo właśnie dzięki temu otrzymaliśmy bujający, wpadający w ucho klimat Wschodniego Wybrzeża. Poza tym, tracki zostały porządnie zróżnicowane, przez co unika się wrażenia, że wciąż leci to samo - tak więc ciężko będzie się zanudzić. Z drugiej strony, przyrównując je do produkcji innych eastcoastowych raperów, nie wnoszą zbyt wielkiego (z wyjątkiem kilku eksperymentów) powiewu świeżości. I to chyba jedyna większa wada podkładu.

Z tego co zauważyłem, A$AP Rocky nie należy do wybitnie uzdolnionych songwriterów. O ile jego flow trzyma bardzo dobry poziom i nikt nie powie, że nie potrafi on swobodnie wbić się w tego typu bity, to warstwa liryczna jest już taka sobie. Raper skupia się głównie na własnej osobie, wspominając o przeszłości (utrzymywaniu się z dragów, dorastaniu w nieodpowiednim towarzystwie, myślach samobójczych itd.) oraz rzucając masą braggów, dotyczących jego bogactwa, kobiet i oryginalnego stylu. Sama tematyka nawet nie jest taka zła, niestety jej wykonanie w ogóle nie zapada w pamięć. Nie porywa ani nie zmusza do refleksji, ale przynajmniej jest niebanalna. Mnie to wystarcza do szczęścia, niemniej miłośnicy konkretnych rozkmin mogą poczuć się zawiedzeni.


Pod koniec kwietnia 2012 ukazał się Goldie, czyli pierwszy zwiastun nowej produkcji A$APA. Jego następcą zostało wydane pół roku później Fuckin’ Problems (feat. Drake, 2 Chainz, Kendrick Lamar). Obydwa tracki prezentują typowo mainstreamowe klimaty, które chociaż są całkiem przyjemne i chwytliwe (w szczególności pierwsza propozycja), to nie stanowią niczego nowego. Natomiast do tutejszej elity zaliczam Hell, 1 Train, Phoenix, Ghetto Symphony i I Come Apart – nie znajdziemy tu bardziej wyrazistych i nastrojowych nagrań. Pozostałe również są niczego sobie, ale szybko wypadają z główki.

Spodobało mi się to Long. Live. A$AP. Całości słucha się bezboleśnie, w dodatku spore zróżnicowanie dźwięków uniemożliwia popadnięcie w monotonię. Nie zapominajmy też o kilku godnych uwagi perełkach, do których warto regularnie powracać. Pomimo tego, jego replay value nie jest wyjątkowo wysokie, bo nie wszystkie utwory są na tyle atrakcyjne, by zachęcić do wielu ponownych odtworzeń - teksty w tym nie pomagają. Tak więc za długogrający debiut leci optymalna czwóreczka.


Zgadzasz się? Podaj dalej:

4 komentarze:

Przecież Fuckin' Problems to jakieś nieporozumienie, i nie powiedziałbym, że jest chwytliwe. W przeciwieństwie do Goldie.

Nie czuję pokrewieństwa dusz, ale spróbuję

jak można zapomnieć o clasino?

wgl sie nie zgadzam z tą recenzją! jak to podkłady nie wnoszą świerzości? przecież to jest cloud zupełnie coś nowego. radze najpierw ogarnąc temat dopiero później o nim pisać ^.-

Prześlij komentarz