30 sierpnia 2011

Recenzja: Red Hot Chili Peppers - I'm with You

Nie podlega dyskusji, że Red Hot Chili Peppers to ikona współczesnego rocka alternatywnego: grają od ponad 25 lat i przez ten czas wydali 9 genialnych płyt, które wbiły się w pamięć nie tylko smakoszom gatunku, lecz również osobom interesującym się muzyką 'na poważnie' - to w końcu jeden z tych zespołów, które hurtowo tworzą klasyki. Po ostatnim Stadium Arcadium i małym zamieszaniu w składzie zespołu nadszedł czas na świeżego. Nowość utrzymana w starym stylu, to fakt, ale czy równie przełomowa jak większość poprzedników?


I'm with You, tak się zwie dziesiąte studyjne wydawnictwo amerykańskiego bandu Red Hot Chili Peppers. Zawiera ono 14 ciekawych tracków wydanych pod patronatem wytwórni Warner Bros., które albo są klimatyczne, albo melodyjne, albo po prostu charyzmatyczne. Wniosek: nie jest to już dokładnie to samo co kiedyś, ale Redhoci i tak są w formie, co udowadniam poniżej.

Klimatyczne? Większość utworów jest bardzo wesoła i dynamiczna, przez co wprowadza nas w stan :-), co, nie da się ukryć, jest ogromnym plusem - w końcu piosenki w pozytywny sposób oddziałują na psychikę słuchaczy. W odróżnieniu od poprzednich płyt nie ma tu zbyt wielu utworów typowo melancholijnych, co tym razem traktuję jako zaletę - czasami dobrze posłuchać czegoś do bólu spójnego i podobnego, a jednocześnie nie powtarzalnego.
Melodyjne? Bo nawet jak coś nie wprowadza nas w dobry nastrój to wpada w ucho i nie chce wypaść. Na pewno znajdzie się tu przynajmniej jeden numer, który będzie nas prześladował przez najbliższy czas.
Charyzmatycznie? Przez ostatnie dwa dziesięciolecia papryczki często zmieniali swój skład, były kłótnie i choroby, ale nigdy nie wpływało to na ich muzykę - zawsze grali na podobnym poziomie, wyrabiając swój niepowtarzalny styl, od którego bije pewny rodzaj energii, wewnętrznego luzu i po prostu 'fajności'. Jest on obecny również na najnowszym krążku i to kolejny powód dla którego warto rzucić na niego uchem.

Co do liryki, to muszę przyznać, że nie wywołała we mnie skrajnych emocji – jest przede wszystkim o miłości, całe szczęście, że nie dosłownie, bo ten temat zaczyna się robić nudny. Nie wiem, czy to plus czy bardziej minus, ale tekst jest napisany bardzo luźno, bez sztywnych gadek i sztucznych mądrości (czyli to chyba dobrze), więc jakbym musiał krótko podsumować warstwę tekstową, to napisałbym, że jest to pieprzenie o niczym w dość dobrym wydaniu.

Na chwile obecną, możemy zarówno posłuchać jak i pooglądać The Adventures of Rain Dance Maggie. Utwór dobry jak każdy inny, jednak do klasyków z innych krążków trochę mu brakuje. Ciekawe, czy podbije listy przebojów, bo jak dla mnie powinien znaleźć się na 5-10 miejscu Billboardu - nie napalałbym się na szczyt...

I'm with you jest pozbawiony przeciętniaków: zawiera same numery dobre i bardzo dobre. Do tych ostatnich mogę zaliczyć Monarchy of Roses, Factory of Faith oraz Ethopia, czyli chwytliwy podkład razy 3. Jednak ten album jest na tyle specyficzny (chociaż teoretycznie wszystkie takie są), że każda osoba może zwrócić uwagę na coś całkowicie innego, a tutaj wyborów punktu widzenia jest trochę.

Nie mam najmniejszych wątpliwości, że krążek spodoba się fanom dotychczasowych dokonań Redhotów, w końcu to klimatyczna kontynuacja. Poza tym, słuchacze alternatywy, którzy nie mieli wcześniej styczność z tym zespołem (są w ogóle tacy?) raczej się nie zanudzą. Tylko osoby, które na prawdę gardzą alternatywą mogą olać ten krążek, cała reszta powinna przesłuchać go choćby z czystej ciekawości, może akurat coś podejdzie.

I’m with You nie zawiera tracków, które mogłyby zostać potencjalnymi klasykami – jest bardzo dobrze, to prawda, lecz do doskonałości, czy takiego Californiacation trochę brakuje. Nie zmienia to faktu, że doświadczenie i staż (może po prostu talent?) w branży sprawiły, że albumu słucha się całkiem dobrze, powiedziałbym nawet, że bardzo. Nie jestem fanem papryczek, ale nie da się nie zauważyć, że goście nie wiedzą co to monotonia. Jestem na tak :) 


Zgadzasz się? Podaj dalej:

18 komentarze:

Ja również jestem na tak ;).

http://kultura.gazeta.pl/kultura/1,114628,10199056,Starsi_panowie_i_moga__Pierwsze_recenzje__I_m_With.html - "Gazeta" się powołuje na tą recenzję.

Płyta jest taka sobie. Daleko do starych albumów. W odsłuchu jest bardzo płytka, taka idealnie studyjna. Ma dobre momenty, ale ogólnie spodziewałem się więcej Po prostu nie ma tego czegoś! Mam wrażenie, że wyszła prosto z taśmy produkcyjnej jakieś fabryki hitów. Nic ekspresyjnego w niej nie ma. Odejście Johna jest zauważalne. Może dzięki temu dostaniemy więcej jego solowych płyt.

Dobra, pierwsze wrażenie u mnie było takie, płyta przeciętna ( jak na RHCP ) jednakże po każdorazowym przesłuchiwaniu podobała mi się coraz bardziej. Myślę, że trzeba się dobrze wczuć w słuchaniu jej. Jedno mi proszę przyznajcie, Flea na swoim basie odwalił kawał solidnej roboty:D zwłaszcza w Factory of Faith.

Tak, zdecydowanie dobrze wypadł w FoF :)

dobra recenzja. dzisiaj kupilem plytke, przesluchalem dopiero raz i poki co najbardziej zapamietalem brendan's death song i police station. nie wspomne o singlu. czuc swiezosc i pomysl.

Jestem fanem Red Hotów. Zacząłem ich słuchać trzy lata temu( wiem, że krótko, ale mam dopiero 15 lat:D) i od razu mi się spodobali ( mam wszystkie ich krążki)o przyznam, że nie spodziewałem się drugiej Californication czy BSSM. I'm with You to bardzo dobra płyta i z pewnością będzie to jedna z moich ulubionych płyt Papryczek. Przez tą "inność" IWY jest na prawdę znakomita i wszystkie piosenki są świetne, ale osobiście cały czas mam w głowie Police Staion;) Liczyłem bardzo na Josha i się nie zawiodłem. Świetne i czarujące chórki, a o grze na gitarze nie wspomnę. Dał bardzo dużo RGCP, Dodam jeszcze, że cieszę się, że Red Hoci stworzyli coś nowego;)

moim zdaniem lepsza niż Stadium Arcadium :)

Ja bym uważał z takim stwierdzeniem :)

jak dla mnie przeciętnie bardzo, Josh może i ma sporo pomysłów i jest dobry ale do Johna mu dalekoooo... to już nie to samo

słucham ich od pierwszej płytki, wg mnie nie ma słabszych/mocniejszych albumów, każdy wnosi coś nowego, innego, nie ma powtarzania się, Red Hoci sś najlepsi, kreatywni muzycy, nigdy nie osiadają na laurach, tworzą wciąż nowe jednocześnie zachowując swój klimat, charakterystyczne brzmienie (basy Flea - uwielbiam!), a wokal Anthony'ego jest powalający....jak wino, im starszy tym lepszy ;]

Również przyznam, że płyta przypadła mi do gustu i to bardzo. W sumie jak można nie lubić RHCP? Przy poziomie muzycznego geniuszu jaki reprezentują członkowie zespołu w zasadzie każda płyta jest "skazana" na sukces. Ale czy to jest alternatywa? Dla niektórych to funk rock,ale ja uważam że to rock w mistrzowskim wykonaniu.

Jest zbyt wcześnie i zbyt mało razy przesłuchałem album by mieć jakieś ostateczne zdanie ale album taki sobie ani kiepski ani super i jak wiele osób słusznie stwierdziło INNY. Gitarę Johna Josh może w jakimś stopniu zastąpić ale ten jego specyficzny smooth voice w tle już nie i to nie będzie to samo. Obym się mylił ale Californication i Stadium Arcanium to jednak chyba pozostaną najlepsze krążki. Zastanawiające jest dla mnie,że słyszę "The Adventures Of Rain Dance Maggie" w RMF czy ZETce. Do tej pory to puszczali tylko czasami Zephyr Song hmmmm fajna piosenka ale taka jakby troszkę jakby pop-rock pod radio właśnie bez jakieś solówki w rytmie zwrotka-refren bez takiego RHCPowego pokręcenia

Nie ma co się łudzić, drugie Californication już nigdy nie powstanie - nie te lata, nie ten skład.

I dobrze, że nie będzie już drugiego Californication;) Osobiście jestem ich wielkim fanem i przyznam, że dobrze, że już nie będzie drugiej takiej:) Californication jest tą jedyną i niepowtarzalną, więc po co robić dwa razy to samo? Ja się cieszę,że cały czas się rozwijają ;)

Chodziło mi bardziej o tak dobrą jakość :)

Blood Sugar Sex Magik to kwintesencja stylu tej grupy, nigdy później nie udało im się stworzyć czegoś równie znakomitego .. niestety komercyjna miałkość kolejnych albumów jest zwyczajnie niestrawna, pozdrawiam

Prześlij komentarz