18 marca 2012

Recenzja: Epica - Requiem for the Indifferent

Obok Nightwisha, Epica to jeden z najpopularniejszych zespołów wykonujących metal symfoniczny. Muzycy w składzie: Mark, Yves, Coen, Simone, Ariën oraz Issac, grają ze sobą od 2002 roku (w międzyczasie były w ekipie pewne roszady) prezentując do tej pory 4 studyjne krążki, które na stałe zadomowiły się w odtwarzaczach większości fanów gatunku - szczególnie wśród tych, którzy kochają muzykę ich fińskich kolegów. Ostatnio band postanowił przypomnieć o sobie i 12 marca wydał na światło dzienne premierowy materiał.


Piąty LP holenderskiej formacji Epica zwie się Requiem for the Indifferent i w najuboższej wersji składa się z 13 tracków będących niczym innym jak tylko kolejnymi reprezentantami gatunku, jakim jest metal symfoniczny. W sumie, mamy zapewnioną ponad godzinę rozrywki, która mimo iż nie stoi na zawrotnie wysokim poziomie, to i tak jest godna polecenia - przede wszystkim fanom zespołu, chociaż nie tylko. Poniżej podaję parę powodów.

Za wyprodukowanie całego materiału odpowiada (rzecz jasna, poza członkami grupy) Sascha Paeth - Niemiec mający na koncie płyty takich bandów jak Rhapsody, Kamelot czy Avantasia. Szczerze mówiąc, nie jestem fanem tego typu klimatów (chociaż od czasu do czasu zapuszczam sobie cuś podobnego) i nie znam na pamięć całej dyskografii Epici. Kojarzę jedynie single i parę niewydanych numerów - jak widać, nie jestem w stanie powiedzieć, jak Requiem for the Indifferent wypada na tle swoich poprzedników. Niemniej jednak warstwa muzyczna nie przykuła mojej uwagi w takim stopniu, jakiego się spodziewałem. Oczywiście wciąż mamy do czynienia z ciekawymi metalowymi brzmieniami, które nie powinny nikogo zanudzić, gdyż to kawał dobrej muzyki. Jest ambitnie? Jest. Jest różnorodnie? Jest. Nastrojowo? Z tym bywa różnie. Generalnie, największą bolączką tego wydawnictwa jest właśnie niewielka spójność klimatyczna - dźwięki same w sobie może są przyzwoite, lecz całość nie wywołuje we mnie większych emocji, nie wprowadza w konkretny stan i mimo że na pierwszy rzut oka/ucha melodie opierają się na pokrewnym schemacie, to nie czuję ich wzajemnego powiązania. Pod tym kątem jest troszkę chaotycznie (fani pewnie tego nie odczują), co w moim przypadku przełożyło się to na zainteresowanie całością. To tyle jeżeli chodzi o moje 'ale'.

Natomiast jeżeli chodzi o tekst oraz wokal, to do tych aspektów nie mam żadnych zastrzeżeń. Liryka cechuje się, jak to zwykle bywa na tego typu płytach, ponurą tematyką (głównie nieszczęśliwą miłością, cierpieniem oraz przeciwnościami losu), która wyszła ze sprawnego pióra – wpada w ucho i jest niebanalna. Podobnie nieźle ma się wokal - Simone Simons (Mark, drugi ‘wokalista’ udziela się rzadziej) ze swoją mezzosopranową barwą głosu doskonale komponuje się z melodią, co dodatkowo urozmaica wrażenia akustyczne. Przyjemne rozwiązanie.

W czasie publikacji recenzji, jedynym znanym singlem był Storm the Sorrow, czyli mój faworyt jeżeli chodzi o ten kompakt. Jego recenzję można znaleźć na blogu Refresz.

Poza singlem, w ucho wpadł mi również Internal Warfare, Guilty Demeanor oraz Serenade Of Self-Destruction. Wyjątkowo ciekawe oraz w pewnym sensie chwytliwe numery. Reszta odstaje od nich tylko w niewielkim stopniu, zwykle za sprawą względnie 'biernego' charakteru melodii, a co za tym idzie - mniej zjawiskowych produkcji. Mimo wszystko powinny one zaintrygować wielu słuchaczy, gdyż poziom jest całkiem wysoki i z wyjątkiem tego, co wspomniałem wcześniej, nie ma czynników, które utrudniałyby odbiór poszczególnych piosenek. Nie jest źle.

Na tle Imaginarium, Requiem for the Indifferent wypada nieco gorzej - jest mniej wyrazisty, częściowo nawet mniej spoisty. Jak już wspomniałem, nie będzie to stanowić problemu dla miłośników gatunku, gdyż tym do szczęścia powinny wystarczyć dosyć solidne dźwięki, świetny wokal oraz warstwa tekstowa. Dla mnie to troszkę za mało i pomimo wielu dopracowanych elementów, nie zaliczam albumu do wyjątkowo okazałych. Jest po prostu dobry.


Zgadzasz się? Podaj dalej:

11 komentarze:

nie moje muzyczne klimaty więc raczej nie przesłucham ale recenzja dobra

Nie jestem wielkim fanem tego gatunku, ale kumpel, który siedzi w tych klimatach mocno polecał. Tutaj mam z kolei recenzję trochę bardziej sceptyczną, więc ostatecznie będę musiał sam zweryfikować ;)

Podziel się wrażeniami, jak wyrobisz sobie zdanie :)

Jestem fanem Epiki od wielu , wielu lat.
Poprzedni album Design Your Universe był absolutnie jednym z najlepszych okołosymfonicznych wydawnictw ostatnich lat.
RFTI zawodzi właściwie pod każdym aspektem.
Kilka muzycznych kalek z poprzednich płyt, brak porządnych, mocno wciągających melodii. Chóry robią wrażenie mocą, ale cóż z tego kiedy na poprzednim albumie oprócz siły i potęgi przekazywały niesamowite emocje w niesamowitych melodiach.

Zgadzam się jeśli chodzi o opinię na temat wokalu. Simone z każdym albumem się co raz bardziej rozwija. Zazwyczaj stanowiła najsłabsze ogniwo poprzednich albumów, teraz jej wokal błyszczy na tle przeciętnych utworów. Dziewczyna się rozwija i podnosi wartość RFTI.

Z jednym tylko zgodzić się nie mogę.
Teksty.
Ten album w całości poświęcony jest... obecnemu stanowi świata. Kryzysie, upadku człowieka, rozpadzie tego co nas otacza. O miłości nie ma tu wcale właściwie. Jest mrocznie, przygnębiająco. I taka aura nas nie opuszcza przez ponad 60 minut. Epica lubuje się w wyborze jakiego tematu przewodniego swoich dzieł. Nie pisze ckliwie i na siłe ja Cie kocham Ty mnie nie, nawet jeśli księżyc świeci. Czy inne debilstwa pojawiające się w takiej otoczce dźwiękowej.

Poprzedni album Nightwish w zestawianiu z poprzednim albumem Epiki wypadał tak blado, że wszelkie porównania były zwyczajnie śmieszne.
Najnowszy Imaginaerum wypada moim zdaniem znacznie mocniej od najnowszej propozycji Epiki. NW wrócili tam gdzie ich miejsce?

W końcu znalazłem trochę czasu żeby przesłuchać najnowszy krążek Epici. Na szczęście nie muszę żałować, że dopiero teraz się za to zabrałem. Na dobrą sprawę to nie ma tam nic co na dłużej przykuło by moją uwagę. Paru kawałków słuchało się całkiem przyjemnie, ale na dobrą sprawę nie jestem teraz w stanie przypomnieć sobie jakiegoś wyróżniającego się utworu. To nie moje muzyczne klimaty, więc można się było spodziewać takiej oceny, ale z drugiej strony po kilku przychylnych recenzjach liczyłem na coś więcej.

Album dobry
wiele utworów utkwiło mi w pamięci
Jedynie Anima jest bezbarwny i malo wyrazisty

Z pewnością to nie jest najlepszy album Epiki
Dla mnie bezkonkurencyjne są CtO i DYU
Jednak ten album da się słuchać z przyjemnością
Zróbcie ranking albumów Epici u mnie ciężko wybrać ale wybiore
1. Consign to Oblivion
2. Design your universe/ The Score- traktuje go jako inną kategorię ale zasługuje w swojej kategorii na wysoką lokatę
3. The Phantom Agony\ The Divine Conspiracy
4. Requiem for the Indifferent

No moze nie za duzo wirtuozerii ale praca rzemielsnicza dobra

MAM WRAZENIE ZE UTWOR ANIMA ZOSTAL WCISNIETY NA SILE
Z DRUGIEJ STRONY W TEJ POZORNEJ PROSTOCIE KRYJE SIE NIEOPISANE PIEKNO

Muszę po zastanowieniu zmienić ranking
1. Consign to Oblivion \ The Divine Conspiracy
2. Design Your Universe\ Requiem for the indifferent
3. The Phantom Agony

The Score to już jednak całkiem co innego

Debiut to na pewno najsłabsza płyta
Cry for the moon i Illusive Consensus to najfajniejsze z tej płyty

Prześlij komentarz