26 marca 2012

Recenzja: Madonna - MDNA

W ramach formalności przypomnę, że 54-letnia Madonna Louise Ciccone to amerykańska wokalistka o włoskich korzeniach, która swoją karierę rozpoczęła w 1982 roku singlem Everybody. W sumie, na koncie ma 11 studyjnych krążków, 76 singli oraz setki skandali obyczajowych, dzięki którym tylko zyskiwała na popularności. Nie ma na świecie zbyt wielu osób, które mając dostęp do radia i telewizji nigdy nie słyszałyby o niej: niektórzy ją kochają, niektórzy nienawidzą - ale każdy ją zna. Tyle o wokalistce, teraz przejdźmy do jej najnowszego dzieła.


MDNA - tak kontrowersyjnie (podobnie nazywa się silny narkotyk) zwie się dwunaste wydawnictwo Madonny. W wersji deluxe spotykamy 17 tracków będących klubowym (electro)popem oraz sporadycznie czymś spokojniejszym, co nie nadaje się na parkiet. Na szczęście nie jest to muzyka przekroju Davida Guetty, czy Pitbulla - mimo iż Madonna działa w takich klimatach znacznie krócej niż ci panowie, jej muzyka zdaje się być o wiele bardziej ambitna. Ale czy aby na pewno godna tak doświadczonej wokalistki? Czas się przekonać.

Poza samą piosenkarką, za powstałe brzmienia odpowiadają także szanowani producenci muzyki house oraz pop, czyli Martin Solveig, Benny Benassi, William Orbit i Jimmy Harry. Słychać, że dźwięki są solidnie wykonane i pomimo tego, że nie należą do fenomenalnie oryginalnych, to wpadają w ucho i nie da się przy nich zanudzić. Z drugiej strony, jest tu zbyt dużo syntezatorów oraz innych elementów elektroniki - płyta jest wręcz zdominowana przez skoczne i zarazem 'ostre' klubowe utwory, co po pewnym czasie może zacząć działać na nerwy (i przy okazji wywołać ból głowy). No cóż, takie czasy - chcąc zrobić przebój, najprościej sięgnąć po dance. Tymczasem żeby zaspokoić potrzeby marudów takich jak ja, na końcowe tracki (co wypada szczególnie fajnie w wersji deluxe) wybrano coś 'zdrowszego' dla uszu, udowadniając tym samym, że Madonna jednak potrafi nagrać chwytliwy materiał bez użycia intensywnej elektroniki. Szkoda, że to właśnie takie numery tu nie dominują...

Nie będzie jakimś wielkim zaskoczeniem, jak powiem, że Madonna nie należy do artystek szczególnie uzdolnionych wokalnie - ma dosyć zwyczajną barwę głosu. Jednak w połączeniu z chwytliwą melodią, prezentuje się nadzwyczaj przyjemnie i jak na tego typu muzykę jest w sam raz. Podobnie zresztą jak sam tekst - on również, mimo iż sam w sobie przeciętny i częściowo banalny, do takiego popu jest wręcz idealny. A o czym jest w nim mowa? Zasadniczo o wszystkim i o niczym - znajdzie się coś o przyjaźni, miłości, urodzinach, o tym jakie to kobiety bywają niegrzeczne, itp. Jak widać, teoretycznie szału nie ma - w praktyce i tak nikomu nię będzie to przeszkadzać.

Singlem promującym album został jako pierwszy Give Me All Your Luvin z gościnnym udziałem M.I.A i Nicki Minaj - rzecz całkiem przyjemna, aczkolwiek znacznie poniżej poziomu wokalistki. Nieco lepiej ma się druga propozycja - Girl Gone Wild. Tutaj też obeszło się bez szaleństw, ale jest dużo lepiej niż poprzednim razem.

Utworów, które przykuły moja uwagę jest raptem 5. Są nimi: I Don't Give A, Beautiful Killer (tylko ja mam déjà vu?), I Fucked Up, Love Spent oraz B-Day Song. Oczywiście reszta też jest warta uwagi, chociaż nie da się ukryć, że jest to poziom pomiędzy Give Me All Your Luvin a Girl Gone Wild. Mówiąc krótko - 'ujdzie', jakkolwiek pozostaje pewien niedosyt...

Gdy przesłuchałem czwórkę pierwszych numerów, byłem przekonany, że przypadkowo uruchomiłem Born This Way Lady Gagi. Dopiero kolejne kawałki dały mi do zrozumienia, że to jednak Madonna. Szczerze mówiąc, od MDNA spodziewałem się większej klasy - Królowa Popu powinna wyznaczać trendy, a nie sama nimi podążać. Jest przebojowo, tanecznie oraz pozytywnie, ale nic tu nowego. Minimalnie lepiej niż wspomniane Born This Way. Czwóra.


Zgadzasz się? Podaj dalej:

18 komentarze:

Album strasznie nierówny. Momentami mdły, przynudzający. Innym razem tak taneczny, elektroniczny, że aż ciężko uwierzyć, czyje to dzieło. Nie dlatego, że Madonny w tak przesadnie mocnym techno jeszcze nie mieliśmy okazji usłyszeć, ale dlatego, że masa tutaj zabiegów, dźwięków znanych z poprzednich wydawnictw chociażby Benassi. Włoch wykorzystywał te patenty kilka lat temu. Kilka grubych lat temu. To już nie wyznaczanie trendów, czy oglądanie się na obecne standardy, ale kilka kroków wstecz.

Osobiście razi mnie zestawienie oprócz prawdziwych elektronicznych monsterów "I'm Addicted" czy "Gang Bang" tak naturalnie pięknych i zupełnie innych muzycznie "Masterpiece", "I Fucked Up" czy "I'm A Sinner".

To materiał na dwie różne płyty. Mam wrażenie, że zabrakło tutaj złotego środka który wystąpił chociażby na "Ray Of Light". Tam różne stylistycznie, dźwiękowo, tekstowo utwory miały pewne cechy wspólne, sprawiały wrażenie jedności.

Myślę, że dla wielu to nie będzie żaden problem. Wręcz atut. Płyta zróżnicowana, nieprzewidywalna. Owszem. Jednak to wszystko bez jakiegoś pomysłu.

Wracając jednak do samych kompozycji.
Zestawiając MDNA z poprzednikiem wyraźnie słychać progres. Jest lepiej, ciekawiej.
Kilka utworów ma momenty. Świetne momenty, które zjadają całe Hard Candy na śniadanie. I za to Madonnie chwała. Album jak dla mnie mógłby zawierać 7 utworów i byłbym dziełem bezbłednym. Mógłby też zostać wydany jako dwupak. Różne cd, różne utwory, różne klimaty i również byłoby bezbłędnie. Jest średnio ze świetnymi momentami, dlatego 4 pasuje idealnie.

Dobra recenzja, właśnie słucham. I'm addicted to miód dla moich elektroniczno-popowych-dubstepowych uszu ;)

Ale... jedno ale :P MDMA to nazwa narkotyku. Jedna rzecznika z walk do narkotyków zarzuciła się, że to nazwa jest podobna a nie jest taka sama.

Przesluchalem. No na razie szalu nie ma. Ale dopiero to byl moj pierwszy odsluch. Sprobuje jeszcze raz, bo jak na razie to slabo jak na krolowa popu. Nie jest to plyta z ktorej muzyka zapada na dlugo w pamieci. Ale zaraz zrobie podejscie numer dwa. Moze cos mi tam jednak zostanie w glowie z tego wydawnictwa.

Madonna powróciła w bardzo dobrym stylu.Płyta różnorodna,ale to jej wielki atut! Płyta dopracowana do ostatniego dzwięku z wieloma nawiązaniami do wcześniejszych dokonań wokalistki.Można powiedzieć,że nagrywając''MDNA''to Madonna inspirowała się...sobą!i wyszło na wysokim poziomie!polecam

Zarzut, że płyta nie jest jednorodna to błąd. Taka była koncepcja, co świetnie oddaje tytuł - MDNA. Z czym kojarzymy Madonnę? Z tanecznymi, klubowymi kawałkami, skandalami i chwytliwymi balladami. To wszystko na płycie jest. Spójrzcie na okładkę wersji podstawowej - daję Wam to jaka jestem, a czy to kupicie, czy nie, mało mnie obchodzi:P

no pewnie, że Born This Way jest lepsze

"MDNA - tak kontrowersyjnie (jest to również nazwa silnego narkotyku)" - nie wymagam, abyś znał się na narkotykach (nawet dobrze o Tobie świadczy, że tak nie jest), ale jak już coś piszesz, to wypadałoby do źródeł. Narkotyk to MDMA. Widać różnicę?

Zarzut, że płyta nie jest jednorodna to nie jest żaden błąd.
Przykład podałem: "Ray Of Light".
Ta są taneczne kawałki i wyciskające łzy ballady. Słychać jednak różnicę w dopasowaniu tych dwóch różnych światów. Tutaj jeśli nawet to był zamysł, to realizacja wyszła strasznie słabo.
Jeśli mówimy o poszczególnych utworach to one w większości się bronią, jeśli patrzymy na album przez pryzmat wszystkich utworów jako całości to mamy do czynienia z płytą, która została wyjątkowo źle zespolona. Tym razem mnogość producentów bardziej zawiodła niż przyniosła jakieś profity.

"MDNA" o wiele lepsze od "Talk That Talk", a co dopiero od słabego "Born This Way".

Born This Way o wiele lepsze, trzeba nie mieć uszów żeby tego nie twierdzić.
MDNA to kierunek w komercję, a Born This Way to pasja, czysta pasja i różnorodność.

MDNA jest dużo lepsze od Born This Way. Posiadam obie płyty i stwierdzam to bez zastanowienia. MDNA mimo ostrej krytyki podoba mi się o wiele bardziej.

Zawsze albumy przesłuchuje kilka razy po rząd. Chociaż jestem fanem bardziej cięższego grania to jak dowiedziałem, że Madonna ma wydać nowy album to zainteresowało mnie z prostej przyczyny - jest to osoba, która osiągnęła tyle co kilka razem wziętych. Ale do rzeczy. Osobiście zauważyłem dwie strony tego albumu tak prawie w połowie dzieli się na elektroniczną i bardziej balladową. Czy dobre to posunięcie? Jeśli artysta zrobi album stricte elektroniczną, z powtarzalnymi motywami to mówi się, że robi wszystko "na jedno kopyto", z drugiej nie może zrobić albumu ambitnego, na przekór współczesnym standardom, ponieważ się nie sprzeda. Madonna przedstawiła na dwa światy pokazują siebie? Możliwe, że chce być na czasie ze standardami, a z drugiej strony czuję chęć tworzenia czegoś głębszego, od serca... Wracając przesłuchałem ten album chyba z 10 razy w dwa dni i mogę stwierdzić, że MDNA jest dobrą płytą, ale trzeba ją przesłuchać kilkukrotnie to dopiero wtedy można coś odkryć. Dla przykładu ostatni album Iron Maiden The Final Frontier przesłuchałem tylko 2 razy w dniu premiery...dlaczego to sprawdźcie sami i bądźcie bardziej otwarci i nigdy nie porównujcie; oceniajcie indywidualnie każdy krążek, trochę to trudne, ale daje bardziej obiektywną ocenę. Dziękuję za uwagę. :-)

Bardzo słaba płyta, nie wiem jak można lubić utwór "I Fucked Up". Dla mnie znośne jest jedynie Girl Gone Wild, a ito nie jest jakiś wielki zachwyt.

Nie licząc też już tego, że Madonna podobnie jak Britney Spears, żadnego z tych utworów nie da rady zaśpiewać na żywo.

Słaba płyta. Od Madonny oczekuje czegoś więcej niż klubowe rytmy i he-e-e-e-j girl gone wild. Razem z Jacksonem byli dla mnie elitą muzyki pop, król i królowa. Mam bardzo mieszane uczucia i na pewno płyty nie oceniłbym tak wysoko. To że wpadnie w ucho jakiś kawałek nie znaczy że jest czegoś wart, a taka przeciętność jaką słyszę codziennie na esce pod inną nazwą warta jest 2 gwiazdek (szczególnie dlatego że to madonna). Co ciekawe płyta Born Villain Mansona została oceniona na 3 gwiazdki co moim zdaniem jest nieco śmieszne bo manson trzyma nadal swój poziom (pomijając genialne lata 90te w jego wykonaniu) a madonna obniża loty coraz bardziej. Polecam Frozen, Like a Prayer (virgin) i wiele innych naprawdę dobrych kawałków madonny. Wg mnie 2/6 to odpowiednia nota dla tej płyty.

Ta plyta jest bardzo slaba, jestem fanka Madonny, sluchalam wszystkich jej plyt i tych starych i tych nowych, ale to z czym mam do czynienia na mdna to jest masakra...:-(
A moim zdaniem mdna to po prostu skrot od madonna ale moge sie mylic...

Prześlij komentarz