27 czerwca 2012

Recenzja: Maroon 5 - Overexposed

Kariera tego zespołu rozpoczęła się w 1994r., gdy to czwórka przyjaciół ze szkoły średniej założyła zespół o nazwie Kara's Flowers. Po podpisaniu umowy z wytwórnią, wydano ich debiutancki album, który nie odniósł większego sukcesu. Dopiero po zwerbowaniu Jamesa Valentina, zerwano kontrakt z Reprise Records i zmieniono nazwę na Maroon 5 (Maroon było już zajęte). Następnie wypuszczono płytę Songs About Jane, z której pochodzi hit This Love – to właśnie on odpowiada za międzynarodowy sukces grupy. 2 lata po wydaniu ostatniej produkcji, światło dzienne ujrzało ich najnowsze dziecko. Pora mu się przyjrzeć.

Jak z pewnością wiele osób zauważyło, muzyka Maroon 5 uległa ostatnimi czasy sporym zmianom, które są widoczne również na Overexposed. W jego najuboższej wersji, znajduje się 12 numerów, przy których band całkowicie poszedł w radiową skrajność, rezygnując z jakichkolwiek rockowych brzmień, które swoim czasem były dla niego charakterystyczne. Bez nich, kawałki są o wiele uboższe i mimo iż wciąż (pozornie) hitowe, to bardzo słabe.

Przy procesie tworzenia tego krążka, udział brali sami topowi producenci muzyki pop: Benny Blanco, Sam Farrar, Max Martin, Shellback, James Valentine, itp., więc nie ma się co dziwić, że w nasze ręce trafia materiał, na pierwszy rzut oka/ucha, przebojowy, skrojony wyłącznie z myślą o radiowej publice. Nagrania stworzone są na modnych, często wręcz oklepanych schematach, które pomimo swojej beztroskiej słodyczy, będącej w stanie chwilowo zauroczyć większość słuchaczy, są po prostu mdlące. Cóż, w końcu to pop i to maksymalnie komercyjny. Jeżeli chodzi o tempo i zróżnicowanie poszczególnych numerów, zdecydowana większość utrzymana jest w konwencji singlowego Payphone (o którym poniżej), jedynie sporadyczne tracki nieco zwalniają (Sad, Beautiful Goodbye). Nie jestem pewny, czy aby na pewno mogę nazwać to wadą, w każdym razie brakuje mi tu charakterystycznego dla grupy poprocka. Szkoda, że jego ewentualne motywy zostały zastąpione syntezatorami (a to już niewątpliwie jest minusem), które drastycznie zaniżają oryginalność całości, sprowadzając ją do poziomu niczym nie wyróżniających się pseudohiciorków, którymi jesteśmy notorycznie bombardowani ze wszystkich stron. Reasumując, podkład jest w porywach przeciętny, zwykle irytujący.

Podobnie jak warstwa muzyczna, słowa utworów, szczególnie refreny, także wpadają w ucho i są łatwe do zapamiętania, a co za tym idzie, doskonale komponują się z dźwiękami. Ich tematyka nie jest wyjątkowo wyrafinowana (95%- miłość w trywialnym wydaniu), ale z drugiej strony, czego oczekiwać po radiówkach - przy tego rodzaju muzyce, treść nie jest ważna, liczy się przede wszystkim forma. Dobrze, że przynajmniej ten element został w miarę przemyślany.


Krążek promowany jest przez Payphone, w którym gościnnie udziela się rosnący w siłę Wiz Khalifa. Znośny numer w wakacyjnym klimacie, lecz nienadający się na powerplay’a do jakichkolwiek stacji – za szybko się ogrywa. Podobnie ma się sprawa z jego następcą: One More Night, który jest jeszcze bardziej wtórny i już po drugim odsłuchu zaczyna do siebie zniechęcać.

Szczerze mówiąc, żadna z zawartych tu produkcji nie zawróciła mi w głowie, nawet w najmniejszym stopniu - nie ma tu kompletnie niczego, o czym warto będzie pamiętać za 5 lat. To dlatego, że całość prezentuje w najlepszym wypadku przeciętny poziom, ratując się tylko i wyłącznie chwytliwością, lecz także ona na dłuższą metę nie ożywia tego albumu.

Overexposed można nazwać muzycznym fast-foodem, ponieważ to nie jest muzyka, którą da się słuchać na co dzień. Chociaż wielu osobom zapewne będzie początkowo smakować, to dłuższe obcowanie z nią może okazać się niezdrowe - szybko nudzi i wywołuje muzyczną niestrawność. Główne wady? Zero świeżości, minimum kreatywności i ślepe podążanie za dziwną modą na przesłodzone melodyjki. Z kolei zaletami są umiarkowanie dobry tekst oraz częściowa hitowość, która, niestety, z dalszymi odsłuchami zanika. Chcąc nie chcąc, za ten krążek leci tylko dwa. Prawie że z plusem, za fajną okładkę.


Zgadzasz się? Podaj dalej:

8 komentarze:

hmm... Payphone nie jest takie fajne, a wszyscy się tym kawałkiem jarają. ; /

Duże rozczarowanie. Może i ich dawne dzieła nie były wysokich lotów, ale dało się tego słuchać.

Z ich płyt znam tylko "Hands All Over" + parę starszych singli i ich muzyka nigdy mi nie odpowiadała.

Znam na razie pierwszy singiel i nie jestem zachęcona do poznania całej płyty. Kiedyś na pewno posłucham, ale wcześniej muszę sięgnąć po ich drugi album

Zapraszam na nowy post na the-rockferry.blog.onet.pl (Within Temptation "Mother earth")

Payphone nie za bardzo mi się podoba, lepszy jest utwór Movies like Jagger, który nagrali z Christiną Aguilerą, bo od razu wpadła mi w ucho :D
Fajny blog ^.^
Zapraszam do mnie!
http://pilkarze-euro.blogspot.com/

Dzisiaj przesłuchałem całość. Nie porwała mnie. Kawałki z Songs About Jane i It won't be soon... są o wiele przyjemniejsze.
W mojej ocenie Overexposed otrzymuje tylko 3/10.

Slabo slabo niestety...Ja jestem rozczarowany plyta...

prawdziwe i dobre Maroon 5 można usłyszeć w starszych piosenkach, chociażby we wszystkim dobrze znanym This love, a także mniej znanych: Goodnight,goodnight, She will be loved czy nawet w żywszym Misery. z Hands all over polecam szczególnie How, to była całkiem dobra płyta, jak dwie poprzednie. ale od 2011 roku mam wrażenie, że Maroon 5 nastawił się na publiczność radiową i chce dotrzeć do jak największej liczy odbiorców, a ludziom podobają się proste piosenki wpadające w ucho, do których można potańczyć. aczkolwiek ja jestem na nie i mam nadzieję, że powrócą do swojego starego brzmienia.

Prześlij komentarz